Ciągle w podróży (Beata Pawlikowska)

 

Z BEATĄ PAWLIKOWSKĄ, podróżniczką i pisarką rozmawia Bohdan GADOMSKI:

Jest także tłumaczem, fotografem, dziennikarzem radiowym (własna audycja „Świat według blondynki" w Radiu Zet), telewizyjnym (cykl programów podróżniczych w Polsacie). Napisała 24 książki, pierwszą (czytana była w odcinkach w Programie III Polskiego Radia), gdy miała 18 lat. Właśnie ukazały się „Blondynka w Brazylii" i „Blondynka w Himalajach". Podróżuje najchętniej po Ameryce Południowej, gdzie dokumentuje życie amazońskich Indian.

 

- Wczoraj oglądałem panią w telewizji śniadaniowej, tuż potem wyjechała pani do Zanzibaru. W niedzielę prowadziła pani czterogodzinny program radiowy. Czy żyjąc w takim tempie, nie czuje się pani zmęczona?
- Nie, bo podróżowanie daje niesamowitą energię. Poznawanie nowych miejsc, nowych ludzi, przeżywanie niezwykłych doświadczeń zupełnie mnie nie męczy. Wręcz przeciwnie.

- Co tym razem zawiodło panią do Zanzibaru?
- Tydzień temu wróciłam z Australii i tylko przez tydzień byłam w Polsce, żeby znów wylecieć, tym razem do Zanzibaru, gdzie przygotowuję bardzo ważną wyprawę, w której udział wezmą słuchacze Radia Zet. Na tę wyprawę nie można kupić biletu, ale można go wygrać.

- Kto finansuje pani egzotyczne podróże i pobyty w coraz to nowych zakątkach świata?
- Ja sama i jestem z tego bardzo dumna.

- Jak to?! Myślałem, że ma pani hojnych sponsorów!
- Nigdy mnie szukałam sponsorów. Nie chciałam, żeby ktoś płacił za moje podróże, bo wiąże się to z uzależnieniem. A tak, nie mam żadnych zobowiązań. Będąc całkowicie wolnym podróżnikiem, sama decyduję, gdzie pojadę, co będę tam robić i jak długo zostanę. Jestem właścicielką praw autorskich do fotografii i autorem pomysłów na wszystkie książki. To ja decyduję, co zrobić z materiałami z podróży.

- Skazuje się pani na życie na walizkach.
- I tak, i nie. Z jednej strony uważam, że to fantastyczne móc poznawać świat, a z drugiej strony - ja sama przecież decyduję, jak często chcę podróżować, a ile czasu spędzę w domu. Poza tym - świat jest tak niezwykle piękny i ciekawy, że podróżowanie to najlepsza przygoda.

- Już tyle pani widziała, przeżyła, a ciągle jest ciekawa świata i ludzi.
- Im więcej się widzi, tym większy jest apetyt na jeszcze więcej. Mam tu na myśli też apetyt w sensie najbardziej dosłownym (śmiech). Jadłam potrawy, których w Polsce nikt nie spróbował.

- Co na przykład?
- Pieczone mrówki, surowe larwy żyjące pod korą drzew, zupę z papugi, z małpy, pieczone węże, świerszcze, słonie i krokodyle...

- Brr!
- Brzmi to niesamowicie, ale jest bardzo smaczne i w większości przypadków zdrowe. Poza tym są takie miejsca, gdzie nie ma nic innego do jedzenia.

- Ile zaginionych i nieodkrytych plemion pani znalazła?
- Z tymi zaginionymi jest kłopot, bo plemiona w Puszczy Amazońskiej powinny pozostać ukryte i moim zdaniem nikt nie powinien ich szukać. Kiedyś chciałam dotrzeć do wioski, gdzie nigdy nie było białych ludzi. I stało się. Indianie byli zdumieni, że chodzę w butach, że używam szamponu, z którego powstaje dziwna piana. Kiedy kąpałam się w rzece z pianą we włosach, przyglądali mi się w osłupieniu wszyscy mieszkańcy wioski.

- Prosili o odrobinę szamponu?
- Wyciągali ręce, bo chcieli sobie zrobić czapki z piany. A już po chwili wszyscy myli włosy moim szamponem. Ale Indianie mają też swoje sposoby i wiedzą, z którego drzewa trzeba zebrać sok, żeby nim umyć włosy. Jest też inny sok, który działa jak najlepsza odżywka do włosów.

- Czy ci ludzie chcieli być odnalezieni, czy może potraktowali panią jak nieproszonego gościa?
- Ani jedno, ani drugie. Indianie, którzy nie chcą być odnalezieni, żyją głęboko w dżungli i gdy pojawia się tam jakaś biała istota, strzelają do niej. Jest plemię, które nazywa się Flecheiros (w języku portugalskim: strzała), informujące resztę świata, że nie życzy sobie z nim kontaktu. I jeśli jakaś łódź wpłynie na ich terytorium, zostaje zasypana gradem zatrutych strzał. I nikt tam nie wpływa. Ale są też Indianie, którzy nie wiedzą, że istnieje świat zewnętrzny i nie mogą go powiadomić, że nie chcą się z nim kontaktować. Wyobrażają sobie, że cały świat to właśnie dżungla amazońska.

- Mimo wszystko, pani dotarła do nich i nie zginęła od zatrutej strzały.
- Akurat na mnie zareagowali życzliwie. Nie wiedzieli, kim jestem, ale myślę, że dostrzegli w mojej twarzy, w oczach, że nie jestem dla nich zagrożeniem. Zwykle przyjmują mnie do swojej wioski, szczególnie gdy podróżuję sama. A widząc moją drobną postać, wielki plecak i torbę podróżną, starają się mi pomóc.

- Podkreśla pani w wywiadach, że dżungla to szkoła życia. Czy już ją pani ukończyła?
- Takiej prawdziwej szkoły życia człowiek nie kończy nigdy, bo najważniejsze w życiu jest ciągle uczyć się czegoś nowego o sobie i życiu. Uczyć się, jak być lepszym człowiekiem.

- Czym kieruje się pani w życiu?
- Dobrem i miłością. Bardzo pilnie uczęszczam na zajęcia do szkoły życia i mam nadzieję, że kiedyś ją ukończę.

- Dlaczego tak często jeździ pani do dżungli?
- W dżungli amazońskiej jest prawda. Najczystsza prawda, jakiej nie ma w naszym świecie. Zauważył pan, co rządzi naszym światem? Życiem ludzi w wielkich miastach rządzi kłamstwo. Uczą się, jak manipulować innymi. Nie uczy się ich, jak być sobą, lecz jak udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie są. Nie miałam świadomości, że tak się dzieje, dopóki nie pojechałam do dżungli. W tamtym świecie nie ma reklam, polityki, manipulacji ani socjotechniki. Kiedy odkryłam, że nie trzeba niczego udawać i zawsze można być sobą, zrozumiałam, że to jest najważniejsza wartość w życiu. Od tej pory zawsze staram się być sobą.

- Czyżby lepiej czuła się pani w dżungli, wśród dzikich plemion?
- Świetnie czuję się w dżungli amazońskiej, ale podobnie czuję się w Polsce. Szczęście człowieka nie zależy od miejsca na świecie, tylko od tego, co nosi w duszy. Jeśli jest w stanie być szczęśliwym w Warszawie, to tak samo może się czuć w Nowym Jorku czy w dżungli. I odwrotnie. Zresztą swój dom trzeba nosić w sobie.

- Wybrała pani jednak Polskę i w Warszawie kupiła trzypoziomowe mieszkanie. Domyślam się, w jakim stylu jest urządzone.
- W stylu podróżniczym, bo lubię przywozić pamiątki i fotografie. Chcę je mieć dookoła siebie. W moim domu wszędzie widzę miejsca, w których byłam. Na jednej fotografii jest Indianin, który płynie po rzece Orinoko. Na innej patrzę na szamana z plemienia Yanomami, na zwierzęta z dżungli, na dziewczynkę, która stoi w mongolskim stepie.

- Ile rzeczy w pani domu pochodzi z dalekiego świata?
- Dziewięćdziesiąt procent (śmiech).

- W łazience również?
- Tak! Mam tam rzeźbę nosorożca z różanego drzewa. Jest duży i ciężki, ma odstające uszy i dwa rogi, na których wieszam pierścionki i bransoletki. Obok stoi żyrafa, na której szyi wiszą moje naszyjniki. Stoją też dwie figurki Masajów.

- Czy w amazońskiej dżungli też ma pani dom?
- Nie, ale mam tam kawałek ziemi, na której jednak nie wybuduję domu, bo to miejsce już ma swoich mieszkańców. Nie mogę wyciąć kawałka dżungli tylko po to, żeby postawić kawałek betonu.

- Dom może być drewniany...
- Mam się gdzie tam zatrzymać, bo mój przyjaciel zbudował w dżungli drewniany dom.

- Myślę, że powinna się pani urodzić Indianką.
- Nie żałuję, że urodziłam się Beatą Pawlikowską i lubię to wszystko, co robię. Fakt, że mam przywilej zwiedzania najdzikszych zakątków świata, daje mi radość, bo mogę się tym dzielić z ludźmi. Dlatego cieszę się z tego, kim jestem.

- Do niedawna był u pani boku mężczyzna. Czy podzielał pani podróżnicze pasje?
- Chyba nie podzielał, skoro się rozstaliśmy.

- Był z panią w dżungli?
- O nie! Byliśmy razem w trzech innych miejscach. Okazało się jednak, że więcej nas dzieli niż łączy.

- Nie spotkała pani mężczyzny, z którym chciałaby spędzić resztę życia?
- Jeszcze nie.

- Podobno z Wojciechem Cejrowskim byliście białym małżeństwem?
- To nieprawda.

- Przy waszych silnych osobowościach wspólne życie musiało być skazane na niepowodzenie.
- Jeżeli silne osobowości kierują się tymi samymi wartościami w życiu, mogą się fantastycznie uzupełniać i wzajemnie wspierać. Problem w naszym małżeństwie polegał na tym, że inaczej patrzyliśmy na siebie i świat. Mając różne światopoglądy, nie mogliśmy osiągnąć kompromisu. Dlatego musieliśmy się rozstać.

- Macie ze sobą kontakt?
- Nie mamy.

- A pani ostatni partner będzie opisany w książce „W dżungli życia"?
- Pojawił się incognito w kilku moich książkach i nie był z tego zadowolony. Wolałabym jednak, byśmy nie rozmawiali o mężczyznach, z którymi się rozstałam. Fajnie byłoby porozmawiać o mężczyźnie, którego być może spotkam i w którym się zakocham.

- O czym więc pani pisze w tej książce?
- O tym, co odkryłam i zrozumiałam. Opisuję rzeczy, które przeżyłam, często nieprzyjemne, dramatyczne, ale z których wyciągnęłam ważne wnioski. To najważniejsze rzeczy, jakie wiem o życiu i które sprawiają, że można być szczęśliwym. Najpierw była książka „W dżungli życia", potem „W dżungli miłości", „W dżungli niepewności". W ubiegłym roku ukazała się „W dżungli samotności".

- Będzie kolejna?
- Tak, bo odkryłam znów coś ważnego.

- Czuje się pani bardziej pisarką czy podróżniczką?
- Jedno z drugim jest ściśle związane i cieszę się, że tak właśnie jest. Tylko przez ostatnie sześć miesięcy zeszłego roku moje książki podróżnicze, nie licząc poradników, sprzedały się w nakładzie ponad stu pięćdziesięciu tysięcy egzemplarzy.

- Czy kiedy stanęła pani oko w oko z potężnym jaguarem, kiedy omal nie utonęła na statku na Ukajali i prawie rozbiła się samolotem w Afryce, przysięgała pani sobie, że kończy z podróżami?
- Nigdy! To wszystko, co pan przypomniał, jest prawdą, ale nie zna pan ciągu dalszego. Zawsze udawało mi się z tych opresji wyjść cało. Znalazłam w sobie mnóstwo siły i czuję, że opiekuje się mną dobry Anioł Stróż i nie pozwala, żeby stała mi się krzywda. Kiedy zdarza się trudna sytuacja, maksymalnie koncentruję się na tym, żeby sobie z nią poradzić. Myślę tylko o tym, co zrobić, żeby tu i teraz dać sobie radę. Potem, gdy patrzę z perspektywy czasu na to, co się zdarzyło, nachodzi mnie jeszcze większa chęć doświadczania przygód.

- Nie pomyślała pani, że to być może ostatni moment życia na ziemi?
- Bywało tak, szczególnie gdy chorowałam na różne tropikalne choroby albo spotykałam Indian, którzy stali naprzeciwko mnie z łukami gotowymi do strzału, gdy zabłądziłam w dżungli, albo jak porwała mnie fala na amazońskiej rzece... To straszne chwile, kiedy człowiek cały jest wypełniony strachem, l jeśli nie będzie umiał opanować tego strachu, skupić myśli i odnaleźć się, to przegra...

- Pani jednak za każdym razem udawało się wygrać?
- Udawało mi się zachować życie i z tego jestem dumna.

- Czy podróże, przygody nie stały się pani uzależnieniem?
- Nie, bo uzależnienie to coś, co powoduje, że człowiek jest więźniem. A ja nie czuję się więźniem i niewolnikiem, a wręcz przeciwnie. To, że dzisiaj mogę być w Warszawie, tydzień temu w Australii, wczoraj w Zanzibarze, a za dwa tygodnie w Kenii, uważam za przywilej, a nie za niewolę.

- Tylko jak długo można tak żyć, w nieustannej podróży?!
- Czasem wpadam do Polski na krótko, żeby przepakować walizkę i poprowadzić audycję w Radiu Zet, ale bywa, że jestem tutaj przez kilka tygodni i wtedy mam czas na normalne życie. Jak więc pan widzi, można tak żyć i czuć się w tym zawirowaniu fantastycznie.

- Czy przy tak nietypowym trybie życia można kochać i być kochaną?
- Tak. Jeśli się zakocham, być może będę chciała więcej czasu spędzać w Polsce. Na razie jestem sama, mogę więc poświęcać cały czas na pisanie nowej książki, pracę w radiu i w telewizji i podróżowanie, l bardzo to lubię.

- Już znalazła pani sens życia i uwierzyła we własne siły, z czym miała problemy?
- Tak, i uważam to za swoje największe osiągnięcie. Dlatego zaczęłam pisać książki o życiu. One opowiadają o tym, co zrobić, żeby odnaleźć sens życia, być szczęśliwym i odnaleźć poczucie własnej wartości.

- A może podróże są pani przeznaczeniem?
- Myślę, że tak, ale pisanie książek również, podobnie jak radio i muzyka...

- Skąd czerpie pani siły, żeby temu wszystkiemu sprostać?
- Zdrowo się odżywiam, dbam o to, żeby dużo spać. Codziennie chodzę na siłownię, jeżdżę na rowerze. Pielęgnuję pozytywne myślenie i staram się wysyłać dobrą energię i życzliwość do ludzi całego świata. I czuję nadzieję, że świat odpłaca mi tym samym.


Rozmawiał:
BOHDAN GADOMSKI

Źródło: ANGORA nr 7, 2011

Zdjecia: gala.pl, meski-swiat.menstream.pl


 

  • /biblioteka/51-ludzie/3412-ludzie-i-fakty-momentami-ocieram-si-o-szczcie-magda-umer
  • /biblioteka/51-ludzie/3333-jestemy-ludmi-renesansu-partita