Wyspa strachu

 

 Autor tekstu: THOMAS DE JEAN

Strach paraliżuje ludzi z tropikalnego raju w Cieśninie Torresa. Nawiedzona wyspa Gabba, położona około stu kilometrów na północ od przylądka York, pokryta jest lasami i pocięta dzikimi rzekami. Jej drzewa pełne są tropikalnych owoców, woda w rzekach jest przejrzysta jak kryształ, a plaże cudowne. W zatokach pełno krabów, langust, krewetek i ryb. Temperatura w sierpniu jest idealna, sięga około 30°C i pozostaje na tym poziomie przez większą część roku.

Jednakże mieszkańcy wysp w Cieśninie Torresa unikają tych rajskich ogrodów jak dżumy, w przekonaniu, że pozostanie na Gabbie po zachodzie słońca to pewna śmierć.

Jimmi Levi, tubylec z wyspy Thursday, opowiada o Gabbie i o „czarownicy", która ją nawiedza. Levi jest mechanikiem na statku wahadłowym „Melbidir" i mówi się, że najlepiej ze wszystkich zna grupę wysp Cieśniny Torresa.

„Ona jest jak diabeł - oznajmia tonem spokojnym, powściągliwym, tak charakterystycznym dla wyspiarzy. - Nasi ojcowie mówili nam, że zabija tych, co zostają na noc na wyspie. Rzuca w nich olbrzymimi kamieniami..."

Gabba była kiedyś jedną z najgęściej zaludnionych wysp w Cieśninie Torresa, lecz jak wieść niesie, około trzystu lat temu jakaś straszna choroba rozpanoszyła się na wyspie, gdy kilku jej mieszkańców zjadło jadowite żółwie. Ci, co przeżyli, wsiedli na czółna i wiosłując uciekli na inną wyspę. Wszyscy, oprócz starej kobiety, która jęcząc i przeklinając ludzi na czółnach, dowlokła się aż na szczyt skał.

Później tubylcy, którzy przybywali na Gabbę, słyszeli dziwne jęki i przeraźliwe krzyki, a kiedy zapadała noc, spadały na nich ogromne kamienie. Tylko niewielu powróciło. Trzęsąc się ze strachu, opowiadali, że na olbrzymiej, chwiejącej się nad wyspą skale widzieli przerażającą postać starej kobiety, która wyła i chichotała na przemian.

„Wszyscy w to wierzą... nawet młodzi - mówi Jimmy. - Ściszają głos, kiedy opowiadają o czarownicy. Wielka szkoda, bo Gabba
jest piękną wyspą. Można tu łowić najlepsze gatunki ryb. Czarownica ze skały nie zezwala jednak, by ktokolwiek tam zamieszkał".

Oczywiście historyjka o czarownicy to zwykła bajka, ale faktem jest, że na Gabbie dzieją się jakieś dziwne rzeczy. Można się śmiać z opowieści krajowców wierzących w duchy, lecz podobnie o Gabbie mówią także biali, którym zdarzyło się przebywać na tej kuszącej rajskimi warunkami wyspie.

Para amerykańskich turystów, chłopak i dziewczyna, przybyła motorówką z zamiarem spędzenia tam wakacji. Wydawało się, że na wyspie nie ma żywego ducha, co zdziwiło młodych, ale jeszcze ich nie zaniepokoiło. Niepokój, właściwie nie wiadomo, czym spowodowany, pojawił się po zapadnięciu zmroku. Kiedy nastała noc, zaczęły dziać się przedziwne rzeczy.

Chociaż nie było wiatru, ze skały, pod którą spali, zaczęły staczać się wielkie kamienie i o mało ich nie zmażdżyły. Ale najgorsze były dźwięki rozlegające się, jak im się zdawało, na szczycie skały. Było to coś w rodzaju przeraźliwych jęków i zawodzeń, od których cierpła skóra. Nie mogąc tego dłużej znieść, młodzi wsiedli do motorówki i odpłynęli, by nigdy tam nie powrócić.

Podobna przygoda spotkała na Gabbie trójkę amerykańskich żołnierzy piechoty morskiej, którzy w pełnym uzbrojeniu opuścili stojącą nie opodal barkę desantową, by sprawdzić pogłoski o nawiedzonej wyspie.

„Rozbiliśmy obóz tuż przed zachodem słońca - opowiada jeden z nich. - Zjedliśmy kolację, pokręciliśmy się trochę po najbliższej okolicy, dowcipkując na temat straszącej na Gabbie czarownicy, i gdzieś o dwudziestej trzeciej położyliśmy się spać. Już zasypiałem, kiedy usłyszałem dźwięk, jakby toczącego się z góry kamienia. W pierwszej chwili pomyślałem, że to któryś z kolegów chce spłatać figla, ale nie - obaj leżeli obok i z czujnym wyrazem twarzy nasłuchiwali. Z góry naprawdę toczył się wielki głaz! Przeleciał jakieś pięć metrów od naszego legowiska i uderzył w znajdującą się w pobliżu skałkę, a my już byliśmy na nogach, gotowi, by uciec mu z drogi. Za chwilę stoczył się drugi kamień, nieco niniejszy, a później trzeci. Czwarty kamień leciał ku nam z ogromną szybkością, odbijając się od ziemi, jakby ciskały go ręce jakiegoś olbrzyma. A przecież kamień ten ważył jakieś sto kilogramów!

Ale to nie wszystko. Kiedy czwarty kamień znieruchomiał u naszych stóp, ze szczytu skały rozległ się niesamowity dźwięk,
przypominający głośny chichot. Tego było już za wiele. Odbezpieczyliśmy broń i pobiegliśmy na górę wąską ścieżką, dobrze oświetloną światłem księżyca, który był w pełni. Po jakichś stu metrach ścieżka zakręcała i stamtąd właśnie, zza zakrętu, dobiegł nas głos tak okropny, że stanęliśmy jak wryci. Prawdę mówiąc, za żadne skarby świata nie chciałem pójść, by zobaczyć, co jest za tym zakrętem.

Sierżant gestem dłoni pokazał nam, co mamy robić, i wszyscy trzej, z odbezpieczonymi automatami, skoczyliśmy do przodu. Za zakrętem nie było nikogo, ale ten piekielny dźwięk nadal było słychać, choć oddalał się od nas i wibrował, jakby wydawał go ktoś biegnący w podskokach! Wokół nic się nie ruszało - tylko gałęzie krzewów, przez które biegła górska ścieżka, lekko się
chybotały.

Byłem w Wietnamie i przeżyłem wiele mrożących krew w żyłach przygód, ale nigdy nie bałem się tak jak owej nocy na Gabbie, kiedy ścigaliśmy jakiegoś zawodzącego upiora.

Teraz, po latach, myślę, że musiał tam mieszkać jakiś obłąkany".

Jaką tajemnicę skrywa Gabba - wyspa strachu?

 

Źródło: Księga Tajemnic 1; PANDORA BOOKS , Łódź 1992

  • /biblioteka/56-tajemnice/3376-tajemnicze-zniknicia-nikt-nie-powroci
  • /biblioteka/56-tajemnice/2293-wiat-tajemnic-domy-widma