Setka za setką po pięćdziesiątce

 

Zamożne, zadbane, wykształcone, zwykle już emerytki, zwykle mieszkanki wielkich miast. Nie wyobrażają sobie życia bez kieliszka. Pierwszego, drugiego, dziesiątego...

Malka, 60 lat, dziennikarka. Bożena, 58 lat, producentka telewizyjna. Anna, 59 lat, księgowa. Alina, 60 lat, psycholog. Julia, 62 lata, socjolog. Milena, 61 lat, naukowiec. Wszystkie na wcześniejszych emeryturach. I może trochę niepasująca do tego towarzystwa Ola, 55 lat, wdowa po kierowcy. Zadbane; postronnemu obserwatorowi nie przyjdzie do głowy, że są uzależnione od alkoholu.

Malka: Wyglądam sto razy lepiej niż rówieśniczki. Jestem zgrabna, ubieram się modnie. Na twarzy zero oznak alkoholizmu: ani zaczerwieniony nos, ani podpuchnięte oczy czy popękane naczyńka.

Anna: Stać mnie na to, żeby wyglądać dobrze. Mam wysoką emeryturę i otwarte konto męża. Nie oszczędzam na kosmetykach. Milena: Staram się nie zapuścić, pływam, gram w tenisa, jeżdżę na nartach... Co jest więc nie tak?

Jak wynika z polskich badań nad alkoholizmem, po przejściu na emeryturę spożycie alkoholu zazwyczaj spada. Wynika to najczęściej z obniżenia dochodów, a także mniejszej częstotliwości spotkań towarzyskich. Często pogarsza się stan zdrowia. Nie dotyczy to pewnego odsetka kobiet, które dopiero po przejściu na emeryturę zaczynają pić zdecydowanie więcej.

O utracie pracy
Anna
: dokładnie w roku, w którym kończyłam 55 lat, nasz zakład zbankrutował. Jedynym wyjściem była wcześniejsza emerytura, bo przecież nikt w tych czasach nie zatrudniłby starej baby, choćby była najlepszym specjalistą. A ja byłam. Odejście z pracy było tragedią, już nic gorszego nie mogło mnie spotkać. Tu nie chodzi o te słupki cyfr, wiedziałam, że ode mnie zależy więcej niż od dyrektora, prezesa i wszystkich świętych. Cóż, rynek to rynek.

Bożena: tego nie było wcześniej. Te rozmowy szeptem, podejrzewanie przyjaciół, podkradanie tematów. Do mediów weszły nowe, młode ekipy, ludzie niechętni do integracji ze starymi. Coraz większy syf i coraz mniej pracy. Na nas patrzono jak na dinozaury. Coraz mniej chętnie szłam do pracy, zresztą tej pracy też było coraz mniej. Czekali, aż sami się wykruszymy. Kiedy się zarabia grosze, trzeba szukać lepszych rozwiązań. Najlepszym okazała się wcześniejsza emerytura - dostałam czterokrotność pensji, bo emeryturę obliczano według starych zarobków. I wtedy znalazłam się sama w domu.

Milena: czułam się młoda, wyglądałam młodziej niż koleżanki, aż tu grom z jasnego nieba. Pracę szlag trafił. A przecież jestem młoda, radzę sobie z komputerem, mam milion pomysłów na minutę! Tylko nikt ich nie chce, niczego nikt ode mnie nie chce...

Malka: przestałam już liczyć kolejne tygodnie i miesiące bez zajęcia. Telefon, który jeszcze czasem dzwonił z jakimś zleceniem, zamilkł już bardzo dawno.

Jak piszą Jacek Moskalewicz i Janusz Sierosławski z Instytutu Psychiatrii i Neurologii, w Polsce maleją różnice w piciu kobiet i mężczyzn. Podczas gdy w 2003 r. mężczyźni pili pięciokrotnie więcej niż kobiety, w 2007 r. różnica ta była tylko trzykrotna.

O mężach, finansach, seksie
Malka
: finansowo lądujemy nie najgorzej, mamy własne, duże mieszkanie na luksusowym osiedlu, dwa samochody, domek letniskowy. Na alkohol nas stać. I dobrze, bo jakiekolwiek więzi urwały nam się dawno temu.

Anna: mój mąż lepiej wszedł w nowy układ. Jest przedsiębiorcą. Nie wiem nic o jego interesach, on nic o tym nie mówi. Prawie nie ma go w domu, a jak jest - rozmawia o tym, co widział w telewizji albo przeczytał w „Wyborczej". Żadnych czułości, żadnych amorów, jakby zapomniał, jak fajnie nam było w łóżku, a przecież nie jesteśmy tacy starzy. Po długiej kąpieli, w eleganckiej bieliźnie, której nikt nie obejrzy, idę do łóżka.

Milena: czasem jeszcze budzą się we mnie potrzeby emocjonalne. Mój mąż jednak dawno przestał interesować się tą stroną naszego związku, na kochanka chyba jestem za stara. Czasami więc zapraszam któregoś ze starych kolegów amantów. Pijemy, oglądamy zdjęcia, wspominamy. Takie dogorywanie kobiecości.

Socjologowie tłumaczą, że w środowiskach osób zamożnych, z wyższym wykształceniem - w odróżnieniu od środowisk tradycyjnych - nie istnieją wyraźnie określone wzorce zachowań dla babci-emerytki.

O samotności
Bożena
(rozwiedziona): Dwa duże, puste pokoje. Mąż odszedł z jakąś głupią siksą już parę lat temu. A córka poszła w świat. Wybrała wolność zaraz po maturze, od trzynastu lat jest w Kanadzie. Rzadko dzwoni, jeszcze rzadziej coś napisze. Chyba mści się za lata, kiedy nas, a głównie mnie, nie było w domu, kiedy balangowaliśmy po pracy. Teraz sama w pustym domu mam czas od rana do wieczora i od wieczora do rana.

Anna (zamężna): męża widzę czasem w przelocie, jak między jedną a drugą biznesową podróżą do Berlina czy Frankfurtu wpada do domu przebrać się, załadować do walizki czyste ciuchy. Mamy duży dom, panią do sprzątania dwa razy w tygodniu. A ja w tym domisku na peryferiach siedzę sama. Obijani się o ściany, oglądam telewizję, trochę czytam. Czasem jeżdżę na zakupy, do kosmetyczki, do fryzjera. Czasami mąż dzwoni: przygotuj przyjęcie na 10-12 osób. To rzadkie święto, rzucam się w wir przygotowań, wtedy wyglądam, reprezentuję...

Milena (zamężna): to się stało nagle, dzieci mimochodem dorosły i poszły w świat. Syn miał wspaniałe wesele i mieszka już od sześciu lat z żoną i synkiem. Córka postanowiła się usamodzielnić i zamieszkała ze swoim chłopakiem. Zostaliśmy sami, z 15-letnim kotem. W dzień jest jeszcze OK. Wieczorami i nocą przychodzą demony. Szukam przyczyn i wychodzi mi, że to starość. Mój mąż, też naukowiec, nie ma takich problemów. Ciągle go chcą, jeździ po świecie ze swoimi mikrobiologami, szczurami i myszami. A ja się obijam. Moje życie sprowadza się do opieki nad kotem, czasem nad wnukiem.

Alina (lesbijka bez rodziny i stałego związku): wieczory spędzam na kanapie. Boję się, ciągle się boję, nie potrafię określić - czego.

Nie szukają pomocy, bo nie zawalają pracy (skoro już nie pracują), nie cierpią na kaca, bo mogą odespać pijany wieczór do południa, nie powodują awantur, bo nie mają z kim, nie dają złego przykładu dzieciom, bo te już z nimi nie mieszkają.

O początku
Bożena
: kupiłam sobie dobry koniak, pierwszy. I tak siedząc w fotelu przed telewizorem już od głównego wydania dziennika zaczęłam sączyć, po kieliszku. Wypijałam dwa, może trzy. Nie chciałam się upijać. Było mi wesoło, miałam jasny umysł, komentowałam, recenzowałam program. I chyba pierwszy raz od dawna było mi przyjemnie. To stało się rytuałem, obrzędem, po kilku dniach już nie mogłam doczekać się wieczoru i swojej codzien-
nej dawki. Sprawdzałam w butelce, na ile jeszcze starczy. I robiłam nowe zakupy, żeby nie zabrakło. Słowo daję, nigdy się nie schlałam, nie zrobiłam żadnej głupoty po pijanemu. Po prostu: moja dawka i spać.

Alina: przez całe życie pomagałam osobom uzależnionym, alkohol był dla mnie tabu. Kieliszek od wielkiego święta. Po przejściu na emeryturę spróbowałam i to było odkrycie. Boże, przecież to jest pyszne! Dlaczego dopiero dzisiaj odkrywam alkohol? Kupiłam butelkę, potem następną...

Producenci alkoholi wprowadzają na rynek adresowane głównie do kobiet kolorowe koktajle i piwo „bez cienia goryczy". Od lat 80. liczba punktów sprzedaży wzrosła w Polsce czterokrotnie - z 50 do 200 tys. W latach 80. za średnią pensję można było kupić 30 butelek wódki, dziś -130.

O piciu codziennym
Malka
(drinki): na serio piję od 8-10 lat. W naszym domu zawsze było dużo gości i dużo alkoholu. Teraz trochę się zmieniło, bo mąż woli się umawiać ze znajomymi na mieście. Podobno przesadzałam z ilością wypijanych drinków. Ale został mi barek, zawsze pełen. Do wyboru wino, koniak, whisky. I z tego barku głównie ja korzystam. Kiedy jestem sama albo kiedy mąż śpi, piję drinka na dobranoc, na bezsenność, na stres. Czasem dwa... Codziennie, bez wyjątku.

Ola (czysta, piwo): mam mnóstwo rodziny i krewnych,   s którzy ciągną mnie do siebie,   f ale wolę siedzieć sama. Żyję   ii z wysokiej renty. Codziennie   ; kupuję jakiś alkohol, głównie   D czystą i piwo. Wieczorami popijam samotnie do telewizora, śpię do południa. Jak wstanę, gotuję pyszności i rozwożę je do dzieci i wnuków. Ale marzę tylko o chwili, kiedy wrócę do domu, siądę na fotelu z kotem i coś dobrego sobie wypiję.

Bożena (koniak): po jakimś czasie zwiększyłam porcje, dłużej oglądałam telewizję. Nagle zaczęło mi brakować pieniędzy. Kiedyś postanowiłam kupować tylko dobre i drogie alkohole. I w emeryckim budżecie zrobiły się dziury. Zaczęłam rezygnować z jedzenia, tylko podstawowe zakupy: chleb, masło, kawa, czasem gotowe pierogi, byle jak najtaniej. Strasznie schudłam, z całkiem pełnej kobitki została skóra i kości. Ale i tak nie mam nic do roboty, leżę w łóżku, oglądam telewizję i popijam koniaczek. I wiem, że mi tego nikt nie zabierze, nikt nie zabroni.

Anna (wino, drinki, piwo na noc): zaczynani pić od południa, bo taki piękny albo
taki paskudny dzień, a ja w salonie sięgam po whisky, koniak, gin, do tego kawa... A po południu piję sobie coś lżejszego, wybierani wino z piwniczki. Potem jest wieczór, jakiś film, do tego coś mocniejszego, najchętniej duży drink. I już o północy nasza superłazienka w czarnych kafelkach kręci mi się w oczach. A przy łóżku stawiam kufel prymitywnego piwa, bo mogę się obudzić nad ranem i będzie mnie suszyć.

Alina (drogie alkohole): mój wieczór to kanapa, muzyka poważna i alkohol. Drogi alkohol w dużych ilościach. I coraz częściej ilość wypitego trunku przekracza normę. Pijaniutka siedzę w domu przed telewizorem i oglądam jak leci. Mniej pijana czytam kryminały. Czasem pod wpływem alkoholu rosną mi skrzydła, wtedy wstaję, pędzę do biblioteczki, grzebię, szukam. Wtedy komputer... Jak złapię wenę - piszę, ale przecież i tak nikt tego nie przeczyta.

Julia (wino do kolacji i tak dalej): siadamy z mężem do kolacji z butelką wina. Potem on chce coś jeszcze wypić albo nie. Ja chcę zawsze. Od męża usłyszałam jakiś czas temu, że mam problem z alkoholem. A prawda jest taka, że kiedy poczuję ten miły, kojący szmer, mam ochotę pić dalej. Nigdy do stanu upojenia. Ja chyba nigdy nie byłam tak naprawdę pijana. Tylko na rauszu, wstawiona - i to był stan błogosławiony. Zero problemów, poczucie mocy. Nieustająca chęć gadania, opowiadania, telefonowania do przyjaciół. Sprawiłam sobie tajemny, prywatny barek w szafie z ubraniami. Kiedy czuję się - okropne słowo - niedopita, zawsze mogę sięgnąć do swoich zapasów.

Zdaniem Małgorzaty Ziębińskiej, psychoterapeutki uzależnień, pijące emerytki nie trafiają do statystyk, ponieważ nie korzystają z pomocy państwowych placówek. Jeśli już, to prywatnych poradni. A i to bardzo rzadko.

O zasadach
Milena
: siedzę sobie w domu wieczorem i piję. Piję, co popadnie, co akurat mamy w zapasach. Czasem mniej, czasem sobie urządzam balangę. Musi być jednak spełnionych parę warunków. Najpierw dzwonię, co u dzieci, potem sprawdzam, czy i kiedy wraca mój mąż, jak się czuje kot... I kiedy wszystko jest OK, siadam i nalewam sobie drinka.

Ola: mam nienaruszalną zasadę stówy. Nie tknę nawet kieliszka, jeżeli w portfelu nie ma minimum 100 zł. Taka gwarancja, że gdyby ktoś z rodziny czegoś potrzebował, to zawsze mogę pojechać taksówką. To jest bezpiecznie picie, prawda? 

 

POLITYKA nr 31 (2665), 2 sierpnia 2008

 

 

 

 

  • /ciekawostki/321-obserwacje/2756-obserwacje-polki-na-rauszu
  • /ciekawostki/321-obserwacje/2732-obserwacje-komorka-bez-kultury