Wyznania zostaw dla przyjaciół
KONIEC Z PRYWATNOŚCIĄ. Przekonałam się o tym na basenie. Od lat, prawie co rano, pływam tam — i często spotykam pewną kobietę. Najczęściej mówimy sobie tylko dzień dobry i zamieniamy parę stów o wodzie, która jest stanowczo za zimna na tak wczesną porę dnia. Ostatnio jednak nieznajoma odeszła od tej rutyny.
- Ledwo wygrzebałam się z łóżka - wyznała. — Hormony mi szaleją.
Jedno spojrzenie na nią przekonało mnie, że to nie sen zatrzymał ją w pościeli. Nie miałam pojęcia, co powinnam w tej sytuacji odpowiedzieć. Może: „Rzeczywiście, trudno jest pogodzić życie seksualne z dyscypliną w uprawianiu sportów". Czy też lepiej: „Gratuluję!"?
Ponieważ nic mądrego nie wymyśliłam, poprzestałam na nieokreślonym pomruku. Ona uznała, że się zaśmiałam — i obie, w końcu całkiem sobie obce osoby, zajęłyśmy się pływaniem. Mnie jednak przez cały czas nurtowało pytanie: czy fakt, że obydwie lubimy sobie popływać daje mi prawo do poznawania tajników jej życia erotycznego?
Pod koniec tygodnia poszłam do fryzjera. Rozmawiałyśmy z fryzjerką o gotowaniu, o sensacyjnych przestępstwach, o dzieciach — jak zwykle w takich sytuacjach. Wychodząc, spytałam, czy w pobliżu można coś zjeść. Wskazała mi knajpkę tajlandzką, ale ostrzegła, żebym nie decydowała się tam na chili.
- Nawsuwałam się tego świństwa i rzygałam jak kot...
Oszczędzę czytelnikom szczegółów — powiem tylko, że usłyszałam znacznie więcej niż bym chciała, zanim udało mi się uciec i zamówić sobie kojącą miseczkę rosołu z kury.
Od kiedy to bez żenady można rozprawiać publicznie o najbardziej intymnych sprawach?
Staram się kultywować obyczaje pozwalające osobie nieśmiałej przetrwać we współczesnym społeczeństwie. Ignoruję prasę brukową („Cher romansuje z chórzystami!") i plotki telewizyjne („Chórzyści romansują z rodzonymi matkami!"). Czerwienię się, gdy wujek opowiada frywolny dowcip. Odmawiam dyskusji o viagrze.
Przed ekshibicjonistami emocjonalnymi trudno się jednak obronić. Przychodzą nieproszeni - i próżno marzyć o ucieczce. Zastawiają pułapki.
Przykre bywają nawet wyznania usłyszane przypadkiem. Kiedy w towarzystwie rodziny jadłam kolację w restauracji, dwie pary przy sąsiednim stoliku przez całe pierwsze danie dyskutowały o stosunku seksualnym w noc poślubną: czy w ich przypadku do niego doszło, a jeśli nie, to dlaczego. Z detalami. I bynajmniej nie cicho.
Myślę, że niektórzy ludzie po prostu nie potrafią powstrzymać potoku słów. Podtrzymuje ich na duchu przeświadczenie, że nie są obojętni innym. A może ulegli propagandzie psychologów, że lepiej wszystko z siebie wyrzucić niż taić?
Jako osoba dobrze wychowana, popierająca wolność słowa, jestem generalnie przeciw tłumieniu egzaltowanych wyznań metodą głośnego zwracania ludziom uwagi. Jeśli mam szczęście — wystarcza wymowne spojrzenie. Czasem jednak trzeba uruchomić mocniejsze hamulce.
Ostatnio siedział obok mnie w autobusie mężczyzna, który na widok reklamy depilatora w czytanym przeze mnie piśmie zauważył:
— Nie znoszę tej szczeciny, która odrasta mojej żonie, jak się ogoli.
Tego było mi już za wiele.
— To mnie naprawdę nie interesuje! — wypaliłam, odsuwając się od niego.
Było to tak oczyszczające jak wyniesienie śmieci.
ELAINE GLUSAC
Na podstawie Woman's Day
TŁUMACZENIE: JOLANTA KOZAK
Źródło: Reader's Digest 1999
- /ciekawostki/321-obserwacje/3513-jak-bolesna-moe-by-staro
- /ciekawostki/321-obserwacje/3361-pikny-i-bystry-jest-umys-staruszka