Najlepszy lek: ruch

Lekarze coraz częściej zamiast pigułek zalecają...


Aktywność fizyczna nie tylko dłużej utrzymuje człowieka sprawnym i zdrowym, uśmierza także ciężkie choroby lub je wręcz leczy. Najlepszą receptą na długie życie jest umiarkowane i regularne uprawianie sportu. Sport pomaga pacjentom chorym na serce, płuca, wysokie ciśnienie krwi, ale też ludziom z apopleksją, osteoporozą i diabetykom.

 

Wiedeński fizjolog sportu Valentin Leibetseder   zalecił   Renee   Fuggerowi, który przez 10 lat wstrzykiwał
sobie insulinę, „tabletkę ruchu". Po półtora roku uprawiania sportu mężczyzna z nadwagą zrzucił 20 kilogramów. Zaprzestał używania insuliny.
- Poczułem się jak nowo narodzony - relacjonuje Fugger. Podobnie było z Marią Schwarzhapl, której płuca po chronicznym zapaleniu straciły połowę wydolności. Powoli zaczęła trening. Na początku trzy razy w tygodniu 10 minut

pedałowania

na rowerze stacjonarnym. Stopniowo zwiększała obciążenie. Po 18 miesiącach na tyle powiększyła pojemność sprawnego płuca, że na ergometrze osiąga prawie 100% wydolności. Ruch pobudza rezerwy naszego ciała, o których nie mamy pojęcia, zaś skutki czynnego życia zadziwiają nawet ekspertów. - Jako terapia ruch jest nadal zbyt rzadko stosowany - mówi Leibetseder.

Oczywiście z wysiłkiem fizycznym nie wolno przesadzać. Miarowa terapia treningowa może na przykład zahamować uszczerbek chrząstek w stawie kolanowym oraz być alternatywą dla operacji chrząstek międzykręgowych. Angielscy ortopedzi zamiast kosztownej operacji stężenia kręgów proponują program treningowy pleców. Ich zdaniem trening jest tak samo skuteczny, a bezpieczniejszy i tańszy niż operacja. Aktywność fizyczna równie dobrze działa na układ nerwowy. Kto w średnim wieku dużo się porusza, zmniejsza na starość o 60% ryzyko zachorowania na Alzheimera i Parkinsona. Ruch działa przeciwko nastrojom depresyjnym, a nawet pozwala rosnąć nowym komórkom nerwowym w naszym mózgu. Celowe szkolenia ruchowe poprawiają koordynację i siłę mięśni nawet u najstarszych pacjentów. (...)

Otto Praschl, 81 lat, jest po zawale i ćwiczy regularnie. W Instytucie Medycyny Sportowej Prewencyjnej i Stosowanej w Krems polecono mu ćwiczenia siłowe. - Najpierw czułem się kiepsko. Teraz prowadzę normalne życie - mówi Praschl. Jeździ na rowerze, wędruje po górach, zimą znów jak za młodu jeździ na nartach.

Badania, w których analizowany był przebieg chorób dziesiątek tysięcy pacjentów, pokazują, że ruch obniża także ryzyko wystąpienia raka. Przy najczęstszych rodzajach raka jelit, piersi czy płuc - nawet do 50%. Recepta na skuteczne zapobieganie nowotworom brzmi zadziwiająco prosto: pięć razy w tygodniu przynajmniej po 30 minut dziarskiego spaceru.

Coraz więcej lekarzy dochodzi do wniosku, że ruch jest także pomocny, gdy już mamy nowotwór. Jedna z najbardziej znanych amerykańskich specjalistek w leczeniu raka piersi, chirurg Carolyn Kaelin, opisała w książce własny przypadek. Ta 43-letnia matka dwójki dzieci zachorowała w 2003 roku. Mimo chemioterapii i operacyjnego

usunięcia piersi,

nie powstrzymała się od dalszych treningów na siłowni i chodzenia pieszo do pracy. - To było często przezwyciężanie samego siebie, bo po wszystkim czułam się naprawdę słabo - opowiada Carolyn Kaelin, która uważa, że ruch uratował jej życie.

Po napisaniu książki stworzyła też plan ćwiczeń dla pacjentek chorych na raka piersi. Michelle Holmes, epidemiolog z Harvard Medical School w Bostonie, przez 14 lat zbadała przebieg raka piersi u 3000 pacjentek. Wynik: kobiety, które trzy do pięciu godzin w tygodniu spędzały aktywnie (np. wędrując), zwiększyły swoje szansę na przeżycie o 50%. Podobnie pozytywny efekt zaobserwowali medycy z Instytutu Dana-Farber Cancer w Bostonie w przypadku raka jelita grubego. Z 816 pacjentów rzadziej nawroty choroby zaobserwowano u osób, które dwie, trzy godziny tygodniowo uprawiały jogging. - Oczywiste jest, że ruch pobudza nasz system immunologiczny - mówi James Barnard, fizjolog na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles.

Od niedawna wiadomo, że nowotwór złośliwy prostaty jest szczególnie wrażliwy na czynniki stylu życia. Badacze sprawdzili wywołany przez ruch samobójczy program komórek rakowych. Mężczyźni we wczesnym stadium raka prostaty zostali podzieleni na leni na dwie grupy. Jedna była leczona tradycyjnie. Druga otrzymała dietę bogatą w ryby oraz 30 do 60 minut joggingu albo szybkiego spaceru sześć razy w tygodniu. Po roku w krwi aktywnej grupy znalazło się o 60% mniej komórek rakowych niż na początku badania. W biernej grupie wynik wyniósł zaledwie 9%. - Założenie: jestem chory i kładę się do łóżka, należy przezwyciężać - mówi specjalista od nowotworów Chri-stoph Zielinski z Wiedeńskiego Uniwersytetu Medycznego.

Trening pomaga utrzymać siłę mięśni i wytrzymałość podczas wyniszczającej terapii. Oprócz wzmocnionego systemu immunologicznego ważna też jest autonomia pacjenta, który potrafi żyć dalej samodzielnie, bez niczyjej pomocy. Do czego prowadzi brak ruchu, najlepiej pokazuje medycyna lotów kosmicznych. Aby symulować skutki długich lotów w przestrzeń kosmiczną, ochotników położono do łóżka. Po ośmiu tygodniach bezruchu stracili około 25% swoich mięśni, gęstość kości spadła, mięsień serca zmalał o 10%. Jeśli to tylko możliwe, wszyscy pacjenci po operacjach powinni jak najszybciej zacząć trening. Na

zanik mięśni

i sarkopenię można przepisać tylko jeden lek: ruch. Po zawałach albo przy chronicznej słabości serca standardową metodą jest unieruchomienie. - W stabilnej fazie oszczędzanie pacjenta pozawałowego jest błędem - mówi kardiolog Harald Gabriel z Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu. Jednak nie wystarczy jeden niedzielny spacer.

W przeciwieństwie do przodków z epoki kamienia, którzy przemierzali dziesiątki kilometrów w celu znalezienia pożywienia, nasz dzień powszedni jest bardzo spokojny. Badania naukowe wykazały, że pracownik biurowy w USA dziennie pokonuje pieszo około 300 metrów. Niektórzy poprzestają nawet na 75 metrach. Resztę dnia spędzają, siedząc bądź leżąc. Zdecydowanie za mało, aby rozpędzić biomaszynę, jaką jest nasze ciało, które od milionów lat ewolucji nastawione jest na ruch. Nie ruszając się, odbieramy naszemu ciału jego najważniejszy smar. Pierwszy raz w historii ludzkości dzienne zapotrzebowanie człowieka na energię jest mniejsze niż zakodowany w genach „naturalny apetyt" na nią. W epoce kamienia człowiek dziennie na kilogram swojej wagi zużywał około 50 kilokalorii, obecnie 32. Apetyt naszego ciała jednak pozostał ten sam, a że na dłuższą metę nie da się go oszukiwać, mądrzej jest działać.

PATRYK K. URBANIAK
(Na podst. Profil.at)

 

 

Źródło tekstu: ANGORA-PERYSKOP nr 40 (7.10.2007)

  • /ciekawostki/zdrowie/1591-udar-mozgu-moe-nas-pozbawi-mowy
  • /ciekawostki/zdrowie/1570-we-staro-w-swoje-rce