Nadal bez wyroku

 

 

Zaskoczenie jest ogromne. Las mikrofonów. Tłum dziennikarzy. Miejsca dla publiczności również zajęte. Rodzina i znajomi zarówno ofiary, jak i oskarżonego. Wszyscy przyszli usłyszeć wyrok, ale wyroku nie ma. Zamknięte zaledwie dwa dni wcześniej postępowanie dowodowe zostaje otwarte ponownie.

Tych kilkanaście minut na sali Sądu Okręgowego we Wrocławiu przypomina najlepszej klasy dreszczowiec. Kiedy sędzia Lidia Hojeńska ogłasza wznowienie przewodu sądowego, zachowuje twarz wytrawnej pokerzystki. Jednak po tym, co dwa dni wcześniej w swojej mowie końcowej powiedział Karol Węgliński, obrońca oskarżonego, sąd nie mógł zachować się inaczej. Adwokat zasiał wątpliwości co do jednej z ważniejszych poszlak w tym procesie. On zaś - jak sam tłumaczy - jest obrońcą i nie musi udowadniać niewinności swojego klienta. Wątpliwości jednak pokazał i teraz sąd musi je rozstrzygnąć.

Życiowy bankrut

Krystian B., który od początku wyjątkowo zainteresowany był swoim procesem, dziś skupiony jest jeszcze bardziej. Zwykle ubrany w ciemną koszulę, tym razem włożył śnieżnobiałą z jasnożółtym krawatem. Wygląda to tak, jakby na mowy końcowe stron chciał wyglądać bardziej odświętnie.

- Jest to sprawa trudna. Trudna od początku. Brak dowodów bezpośrednich, ale to nie jest tak, że nie ma nic. Można ustalić stan faktyczny - mówi prokurator Bogumiła Fiuto i krótko przypomina okoliczności zaginięcia, a następnie odnalezienia zwłok Dariusza J.

Ale to nie jest początek jej wystąpienia. Wcześniej pani prokurator omówiła także inne zarzuty stawiane Krystianowi B. w tym procesie, między innymi podrabianie dokumentów i próbę wręczenia łapówki.

- To zarzuty zapasowe - nie ma wątpliwości mecenas Węgliński - które mają w przyszłości uzasadnić areszt oskarżonego i przedłużające się w nieskończoność całe postępowanie.

Prokurator Fiuto starannie przygotowała swoje wystąpienie. Wszystko spisała na kilkunastu kartkach. Teraz trzyma je przed sobą i często w nie zerka.

- Oskarżony był chorobliwie zazdrosny o żonę. Interesował się nią nawet po rozwodzie. Mówi o tym wielu świadków. Z tych zeznań wyłania się motyw zazdrości. Oskarżony nie stronił też od alkoholu. W listopadzie 2000 roku, czyli wtedy gdy zaginął Dariusz J., upił się kilka razy do nieprzytomności. Tu obrona powie, że to nie są dowody. A zatem idźmy dalej. Oskarżony po zaginięciu ofiary sprzedaje samochód. Były z niego wymontowane tylne siedzenia, można było zatem przewieźć nim ciało - wsłuchany w słowa oskarżenia Krystian B. uśmiecha się w tym momencie. Nawet jego rodzice (do tej pory struchlali) nie mogą powstrzymać uśmiechu. - Wiemy też, że oskarżony próbował kupić podręcznik do kryminalistyki dotyczący wieszania. Można powiedzieć, że jeżeli ktoś coś planuje, to szuka literatury na ten temat. Oskarżony zaprzecza, że znał Dariusza J. Ale przecież na temat ich znajomości mówiła na tej sali świadek Małgorzata D. Znaleziono także u niego długopis, reklamujący firmę ofiary. Również rodzice zamordowanego mówią, że widzieli Krystiana B. w towarzystwie ich syna we wrześniu 2000 roku. Wspominali o tym fakcie jeszcze w trakcie śledztwa.

- Bogactwo dowodów pośrednich wskazuje na winę oskarżonego - stwierdza na koniec swojej mowy Bogumiła Fiuto i żąda dla Krystiana B. 25 lat pozbawienia wolności z zastrzeżeniem, że o warunkowe przedterminowe zwolnienie mógłby się ubiegać dopiero po 20 latach odsiadki.

Kilkanaście sekund później głos zabiera Bogusława Nowakowska, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. W krótkiej, dziesięciominutowej przemowie niewiele mówi jednak o zebranych dowodach. Bardziej interesuje ją osobowość i charakter Krystiana B.

- Wykreowany został przez media jako pisarz i podróżnik, a to opinia nieprawdziwa. Oskarżony żyje w przekonaniu sukcesu i sławy, ale to przecież ten proces przyniósł mu sławę. Dopiero wtedy zainteresowano się jego książką. Taki oto człowiek staje przed nami. W rzeczywistości to życiowy bankrut, który nie może pogodzić się z porażkami - przekonuje prawniczka.

Głos chce zabrać także ojciec zamordowanego Dariusza J. Pan Tadeusz z trudem podnosi się z miejsca. Jest zdenerwowany, roztrzęsiony.

- Jestem ojcem... - mówi łamiącym się głosem i szybko poprawia swoją wypowiedź. - Byłem ojcem. Mój syn był ufny i prawy. Cieszył się życiem. Mija sześć lat od jego śmierci. Współczuję rodzicom oskarżonego, bo trudno przecież wytłumaczyć, dlaczego tak postąpił. W kodeksie nie mamy dzisiaj kary śmierci. A kiedyś było przecież "oko za oko, ząb za ząb". I tak powinno być.

Pytania bez odpowiedzi

Mecenas Karol Węgliński przez cały proces nie wykazywał większych emocji. Zadawał niewiele pytań świadkom, nie zgłaszał wniosków dowodowych. Po prostu siła spokoju. Podobnie jest dzisiaj. Żadnych teatralnych gestów, żadnych zagrywek pod publikę. Wyłącznie fakty.

- Nie ma dowodów w tej sprawie. Tu zgadzam się z oskarżeniem. Ale nie ma tu także łańcucha poszlak, jak utrzymuje prokuratura. Istnieje za to luka dowodowa, która nigdy nie została wypełniona - rozpoczyna swoją mowę końcową obrońca oskarżonego. - 13 listopada 2000 roku Dariusz J. wyszedł ze swojego biura sam. Tak właśnie zeznał świadek pracujący na portierni. Po 27 dniach znaleziono jego zwłoki. Co się wydarzyło w tym czasie? To, że doszło do zabójstwa, jest jasne. Ale w moim przekonaniu nie wykryto jego sprawców. Gdzie dokonano tego zabójstwa? Tego także nie ustalono. Kiedy i jak doszło do tego morderstwa? Tu mamy opinie dwóch biegłych, którzy spierają się w tej materii. Jaki mój klient miałby mieć motyw? Początkowo prokuratura mówiła o książce, którą napisał. Potem wycofano się z tego i uznano, że zrobił to z zazdrości. Przypominam jednak, że zeznawało w tym procesie małżeństwo S. Okazało się, że przed śmiercią zamordowany Dariusz J. utrzymywał kontakty z panią S., a jej mąż był bardzo zazdrosny.

Oprócz tego, o czym wspomina adwokat, niewiele można powiedzieć o życiu prywatnym ofiary. Zeznania jego rodziców i żony na ich prośbę zostały utajnione. Wiadomo jednak, że Dariusz J. znał byłą żonę oskarżonego i kilka razy się z nią spotkał.

- Teraz kwestia rzekomych dowodów. Przede wszystkim telefon komórkowy, który mój klient sprzedał na portalu internetowym. Czy na pewno był to telefon zamordowanego Dariusza J.? Jego żona, zaraz po tym jak zaginął, mówiła, że miał przy sobie telefon Nokia 1310, a w zarzutach mowa jest o modelu 3210. Następnie mecenas Karol Węgliński cytuje opinie operatorów komórkowych i, jak twierdzi, przekonują one, że nie można mieć stuprocentowej pewności co do "komórki", którą sprzedał jego klient.

Telefon komórkowy, który Krystian B. sprzedał w internecie niedługo po zaginięciu Dariusza J., jest jedną z głównych poszlak w tym procesie. Oskarżony nie potrafi bowiem racjonalnie wytłumaczyć, jak wszedł w jego posiadanie. Dotąd wszyscy przekonani byli, że telefon, który sprzedał wcześniej, należał do zamordowanego. Tak dowodziła prokuratura. Dopiero teraz pojawiają się wątpliwości.

- Śledztwo w tej sprawie było prowadzone nierzetelnie. Z góry założono, że mój klient jest sprawcą morderstwa. Próbowano wymusić na nim wyjaśnienia. Policjanci rozebrali go do naga i bili - kontynuuje adwokat. - Co do zeznań świadków w tej sprawie, głównie analizowali oni życie i zachowanie oskarżonego. Ale co ocena moralna ma wspólnego ze stawianymi zarzutami? My tu przecież nie oceniamy osobowości.

Mecenas Węgliński niewiele czasu poświęcił na omówienie jeszcze jednego ważnego dowodu - karty telefonicznej. Biegli stwierdzili, że z jednej i tej samej karty ktoś dzwonił do zamordowanego dokładnie w dniu jego zaginięcia, a potem także do rodziców i wielu znajomych oskarżonego. Zdaniem prokuratury jasne jest, że z karty dzwonić mógł tylko Krystian B.

- Nawet gdyby do Dariusza J. z tej karty dzwonił Krystian B., to nie jest to dowód, że zabił. Nie da się zabić przez telefon - ironizował prawnik.

Nie wyjaśnił jednak, dlaczego jego klient nigdy nie przyznał się do znajomości z Dariuszem J. Skoro nie znał, to dlaczego dzwonił? Jeden ze świadków potwierdza przecież także, że oskarżony wypytywał o Dariusza J. Dziennikarzy, którzy proszą go o rozwianie tych wątpliwości, mecenas Węgliński zbywa w iście mistrzowski sposób: - Czy mój klient znał Dariusza J.?... Proszę mi pokazać dowód, że obaj panowie kiedykolwiek się spotkali.

Obrona oczywiście wniosła o uniewinnienie Krystiana B.

- Z oczywistego faktu - jak stwierdza adwokat - braku dowodów.

O uniewinnienie prosi też sam oskarżony w swoim ostatnim słowie.

- Współczuję rodzinie ofiary, próbuję sobie wyobrazić, co przeżywają. Szczerze współczuję, ale to nie ja jestem odpowiedzialny za ich tragedię - stwierdza Krystian B. Jak zwykle jest opanowany i zrównoważony. Kiedy przemawia, jego rodzice trzymają się za ręce. Matce oskarżonego szklą się oczy. - Wyroku oczekuję ze spokojem. Ze spokojem, na jaki może zdobyć się tylko osoba niewinna - mówi Krystian B.

***

Zanim sąd ogłosi wyrok, chce poznać opinię biegłego z zakresu telefonii komórkowej. Ma z pewnością nadzieję ostatecznie wyjaśnić, czy telefon, który sprzedał Krystian B., był wcześniej własnością zamordowanego Dariusza J., czy też nie? Jako świadkowie mają także złożyć zeznania dwaj policjanci, którzy prowadzili śledztwo w sprawie zabójstwa wrocławianina. Ci sami, którzy zdaniem oskarżonego dotkliwie go pobili.


KATARZYNA PASTUSZKO



ANGORA nr 32, 12 sierpnia 2007

  • /czytelnia3/198-pisarz-czy-morderca/980-25-lat-dla-autora-qamokuq
  • /czytelnia3/198-pisarz-czy-morderca/978-bardzo-wani-wiadkowie