Oskarżony niejedno ma imię (4)

 

 

Kobiety są różne. Starsze, młodsze. Ładniejsze, brzydsze. Zjeżdżają do łódzkiego sądu z całej Polski. Są panie znad morza, nie brakuje też przedstawicielek regionów górskich. Pełna mapa kraju. Łączy je jedno. Wszystkie spotykały się kiedyś z oskarżonym. Podobnie jak łodzianka, Wiesława K. Tyle że ona już nie żyje.

Wszystkie są dojrzałymi kobietami. Żadne podlotki. Właściwie pierwszą młodość mają już za sobą. Każda z nich dobrze, jak nie świetnie, radzi sobie w życiu. Mają własne firmy, często ukończone studia, dobre i szanowane zawody. Były jednak samotne i szukały szczęścia. Tej drugiej połówki. Tak trafiały na oskarżonego Piotra Hellskiego. Mężczyznę o urodzie raczej przeciętnej, ze średnim wykształceniem i ponaddziesięcioletnim więziennym stażem. Czym je ujął? Czym zafascynował? Pytania mnożą się jedno za drugim. Po zeznaniach pierwszej kobiety rodzi się zdziwienie. Druga jednak powtarza prawie to samo. Potem następne i następne.
- Był czysty, miły i schludny - niemal tak samo mówią o byłym znajomym wszystkie panie.

Czasem dorzucą jeszcze, że ciepły i miły był ten Piotr, Dariusz... Bo zmieniał dla nich tylko imiona i zawody. O higienę i czułe słówka dbał zawsze. Można zaryzykować twierdzenie, że oferował swoim przyjaciółkom niewiele. Widać jednak z samotnością często chadza frustracja.

Projektant ogrodów

Najczęściej opowiadał nowo poznanym paniom, że jest projektantem ogrodów. Oczywiście z dyplomem ukończenia wyższej uczelni. A że w rzeczywistości skończył przed laty technikum ogrodnicze, trochę na temat swojego wymyślonego na potrzeby podrywania zawodu mógł opowiedzieć. Zamordowanej Wiesławie K. przedstawił się jako pracownik reklamy. W ten sposób pewnie chciał ją do siebie bardziej przekonać, bo reklama od lat była profesją zmarłej.

Dlatego pani Maria długo nie mogła zrozumieć, czego chcą od niej policjanci. Kiedy pokazali jej fotografię, rozpoznała go, ale dla niej był to Piotr Hofman, projektant ogrodów. Szybko dowiedziała się od funkcjonariuszy, że mężczyzna ze zdjęcia nazywa się inaczej, a wyższej szkoły nigdy nie kończył. Ona natomiast wręcz przeciwnie. Nauczycielka w liceum ogólnokształcącym z ponad dwudziestoletnim stażem. Delikatna; subtelna. Raczej nieśmiała. W sądzie jest zagubiona. Wstydzi się. l trudno się dziwić. Nagle ma opowiadać przed obcymi ludźmi o swoim prywatnym życiu.
- Poznałam Piotra przez ogłoszenie towarzyskie w gazecie - opowiada pani Maria. - To był czerwiec 2003 roku.
- Pamięta pani jego treść? - pyta sędzia Jarosław Bolek.
- Elegancki, kulturalny, zadbany, wykształcenie wyższe i dodany był chyba wzrost i waga. Był też podany numer telefonu.

Kobieta napisała wiadomość SMS pod ten numer. Opisała tam swój wygląd i dodała kilka słów o sobie. Dostała jakąś odpowiedź, ale potem była cisza. Wreszcie sama zdecydowała się zadzwonić do mężczyzny z ogłoszenia.
- Rozmawialiśmy. Dużo mi opowiedział o sobie - mówi świadek.
- Co na przykład?
- No, że jest projektantem ogrodów. Mówił, że wcześniej grał w piłkę nożną w Arce Gdynia, uprawiał też kolarstwo.
- Czy to był ten mężczyzna, który siedzi na ławie oskarżonych? - pyta sędzia.

Pani Maria odwraca się na chwilę w stronę Piotra Hellskiego. Ten promienieje. Natychmiast obdarowuje ją szerokim uśmiechem. Ona, choć to określenie pasowałoby bardziej do naiwnej nastolatki, robi po prostu maślane oczy.
- No, chyba ten... - mówi niepewnie.
- Chyba? - dziwi się sędzia.
- Tak, tak. Ten - jest już stanowcza.

Ich kontakty telefoniczne trwały jeszcze kilka miesięcy. Choć pani Maria przyznaje, że to ona częściej dzwoniła do mężczyzny. On raczej sporadycznie. Ciągle rozmawiali o spotkaniu.
- Zaprosiłam go nawet do siebie. Jednak po jego głosie wyczułam, że jest to wstydliwy mężczyzna. Dlatego zaproponowałam mu nocleg w hotelu - płynie dalsza opowieść. - I przyjechał? - Nie. Wymówił się wtedy pracą przy ogrodach. Długo mi tłumaczył, na czym polega jego specjalizacja zawodowa.

Kobieta mówi ciepłym, spokojnym głosem. Kiedy się jej słucha, ma się wrażenie, że to opowieść o księciu z bajki. Wystarczy jednak spojrzeć na ławę oskarżonych i czar pryska.
- Już w styczniu 2004 roku byłam przypadkiem we Wrocławiu, tam gdzie mieszka Piotr. Miałam nadzieję na spotkanie. Zadzwoniłam do niego, ale on powiedział, że nie ma czasu - opowiada świadek.
Poczuła się urażona. Obiecała sobie, że więcej do niego nie zadzwoni. Okazała się jednak mało stanowcza. Znowu to ona zadzwoniła.

Mówił do niej kotku

Wreszcie stało się to, czego od 10 miesięcy tak pragnęła pani Maria. Mężczyzna, który przedstawiał się jako Piotr Hofman, uległ jej namowom i przyjechał.
- Wyszłam po niego na dworzec. Zjedliśmy kolację i położyliśmy się spać około godziny 1 w nocy - zeznaje świadek.
- Spał u pani w domu? - pyta zdziwiony sędzia i nie on jeden pewnie zastanawia się, jak można wpuścić pod dach obcego człowieka. Bo przecież trudno nazwać kilkumiesięczne rozmowy telefoniczne dobrą znajomością. Kobieta zdaje się nie widzieć tej niezręczności. Przytakuje sędziemu i spokojnie opowiada dalej.
- Następnego dnia poszłam do pracy, Piotr został u mnie w mieszkaniu. Potem był bardzo uczynny, pomagał mi przy obiedzie. Tego dnia położyliśmy się wcześniej. I na trzeci dzień już wyjechał. Więcej już się nie spotkaliśmy. Telefon też miał wyłączony - mówi ze smutkiem.

Więcej spotkać się już nie mogli, bo mężczyzna, który na pewno nie nazywał się Piotr Hofman, został zatrzymany. I w końcu oskarżony o zabójstwo łodzianki Wiesławy K., którą, jak dowodzi prokuratura, odwiedził dwa tygodnie przed panią Marią. Biegli utrzymują, że zabójstwo to miało charakter emocjonalno-seksualny. Dlatego sąd musi wiedzieć dużo więcej na temat spotkania pani Marii z oskarżonym niż powiedziała.
- Czy doszło między panią a oskarżonym do pożycia intymnego? - pyta sędzia.
- No tak... drugiego dnia - pani Maria, wieloletnia nauczycielka, pewnie teraz najchętniej uciekłaby z sali sądowej. - Ale właściwie, co to ma za znaczenie?

Na szczęście w składzie orzekającym drugim sędzią zawodowym jest kobieta. Sędzia Elżbieta Jaworska reaguje natychmiast.
- Proszę świadka, te pytania to nie jest ciekawość sądu. Charakter tej sprawy wymaga takich pytań - sędzia Jaworska, drobna, filigranowa blondynka, mówi tak delikatnie, że świadek szybko się uspokaja. - Niech pani powie sądowi najprościej. Jakim kochankiem był oskarżony?
- To jest kulturalny, dość wrażliwy człowiek, oczytany - sypią się pochwały.

Oskarżony dumnie prostuje się na ławie. Rozgląda się po sali i rozdaje uśmiechy. Zachowuje się niemal jak gwiazdor popularnego serialu, a nie oskarżony o morderstwo. Jego zachowanie jest irytujące, tym bardziej że naprzeciwko niego siedzą bracia zamordowanej Wiesławy K.
- A dlaczego nie doszło do zbliżenia pierwszej nocy? - pyta sędzia Jarosław Bolek.
- Nie umiem na to odpowiedzieć... - świadek znowu zaczyna się jąkać. - Tak od razu był stres, dopiero co się zobaczyliśmy. Jedno wiem na pewno - ten człowiek nie był wulgarny. Gdyby takim się okazał, na pewno zerwałabym z nim kontakt.
- Przecież tak naprawdę świadek znała go trzy, właściwie dwa dni, bo sąd nie liczy tych rozmów i SMS-ów. I od razu tyle pochlebnych opinii?
- Wiem, że trudno w tak krótkim czasie poznać człowieka. Ale nigdy nie był wulgarny. Był za to czuły i delikatny - kobieta dalej słodko się wyraża o oskarżonym.
- Jak to okazywał?
- Po pierwszej zarwanej nocy pomagał mi przy obiedzie - pada konkretny przykład.
- Co jeszcze? - sędzia chce poznać więcej przykładów, ale zdaje sobie chyba sprawę, że będzie o nie ciężko. Zwłaszcza iż przez większość pobytu Piotra Hellskiego w jej mieszkaniu pani Maria spędziła w pracy. Kobieta jednak nie daje za wygraną. Właściwie bardzo się stara, żeby przedstawić oskarżonego w jak najlepszym świetle.
- Była między nami rozmowa. Ja powiedziałam, że kocham najbardziej kwiaty i zwierzęta. I Piotr zapytał mnie wtedy: "Kotku, a ludzi?". Powiedziałam kotku, bo tak do mnie pięknie mówił. Zrobiło mi się wtedy bardzo głupio. Zawstydził mnie.

Sędzia patrzy na kobietę przez chwilę w milczeniu. Jednak pani Maria jeszcze nie skończyła.
- Wysoki sądzie, ten człowiek nie zrobił mi żadnej krzywdy i niczego, czego bym nie zaakceptowała - podsumowuje kobieta.

Zapomniała tylko dodać, że pożyczył od niej 50 złotych, gdy wyjeżdżał. Obiecał oddać jak wróci. W porównaniu z innymi kobietami i tak poniosła niewielkie koszty finansowe.

Pan Maria, kiedy wychodzi z sali, nie widzi nikogo oprócz oskarżonego. Patrzą na siebie. Kobieta bezradnie rozkłada ręce. Oskarżony robi niewinną minę.
- Chwileczkę - sędzia nagle ją zatrzymuje. - Proszę pójść do sekretariatu. Otrzyma pani zwrot kosztów podróży i noclegu w hotelu.
- Sama zapłacę, niech będzie moja strata - wzdycha i aż do wyjścia patrzy na oskarżonego.



- Imię świadka zostało zmienione



W następnym odcinku: Pani Maria miała dużo szczęścia. Straciła tylko 50 złotych i rozsądek. Inne kobiety miały większego pecha. Ewelina pożyczyła, a właściwie dała mu 10 tysięcy złotych. Monika uległa prośbom i skończyło się na 300 złotych. Dzisiaj mówi, że dała mu to świadomie, żeby wreszcie się od niej odczepił. Atmosfera na sali zmienia się, kiedy inne panie nie są już tak przyjemne jak Maria.



 








Żródło: ANGORA nr 18/2006

  • /czytelnia3/297-gadu-gadu/1499-oskarony-niejedno-ma-imi-5
  • /czytelnia3/297-gadu-gadu/1497-oskarony-niejedno-ma-imi-3