Kobiety jego życia (Józef Piłsudski) - część 6: Eugenia Lewicka

 

   W 1924 roku Piłsudski wraz z rodziną udał się na wypoczynek do Druskiennik - swojego ulubionego uzdrowiska. Tam poznał Eugenię Lewicką - młodszą od siebie o trzydzieści lat lekarkę, specjalistkę od medycyny sportowej. Początkowo wzajemne kontakty ograniczały się do relacji lekarz - pacjent, ale inteligentna i urodziwa pani doktor zrobiła na marszałku ogromne wrażenie. Nie wiadomo, czy Aleksandra dostrzegła rosnącą fascynację męża, ale rok później Piłsudski przyjechał już do Druskiennik sam. W listach do małżonki podawał fałszywe informacje:

   „Naradzają się nade mną, badają i postanawiają, p. Talheim i panna Lewicka. Opiekuje się zaś stale jak dotąd p. Talheim [...]. Mówiono mi tutaj, że panna Lewicka w tym roku za mąż wychodzi, za kogo, nie wiem".

   Panna Lewicka wcale nie zamierzała wyjść za mąż, a doktor Talheim nie opiekował się wyłącznie marszałkiem. W tym roku Piłsudski był kilkakrotnie w Druskiennikach (spędził tam łącznie kilka tygodni), gdzie jego stałą towarzyszką była atrakcyjna pani lekarz. Piękna, inteligentna kobieta o ogromnym wdzięku, zwolenniczka nowatorskich metod leczenia, l do tego trzydzieści lat młodsza od Piłsudskiego (czternaście od Aleksandry). Znajomość z nią tak pochłonęła marszałka, że z rozmysłem okłamywał żonę.

   Eugenia Lewicka urodziła się w Czerkasach, w polskiej rodzinie szlacheckiej osiadłej od stuleci we wschodniej Ukrainie. Jej pochodzenie stanowiło dla marszałka dodatkową atrakcję, zawsze uważał, że wszystko, co w Polsce najlepsze, pochodzi właśnie z Kresów. Panna Lewicka studiowała w Kijowie do 1923 roku, następnie przeniosła się do Polski, gdzie dokończyła edukację na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Atrakcyjna młoda kobieta mogła niemal każdemu zawrócić w głowie. Prezentowała typ „kresowej, stepowej panny, o silnym charakterze, dużej odwadze cywilnej w wypowiadaniu swoich myśli i o naturalnym poczuciu humoru". Imponowała marszałkowi nowoczesnymi poglądami na kulturę fizyczną (Piłsudski przywiązywał do tych spraw znaczną wagę), w Druskiennikach urządziła nowoczesny zakład leczenia słońcem, powietrzem i ruchem. Powstała plaża, basen, boiska do siatkówki, korty, tereny do ćwiczeń fizycznych. Sama panna Eugenia czynnie uprawiała sport, zachęcając do tego swoich pacjentów. To były nowe metody leczenia, przyjmowane z oporami, ale Piłsudskiego działalność Lewickiej wyjątkowo fascynowała.

   Dodatkową atrakcją była nieprzeciętna uroda Eugenii. Jadwiga Mo-zołowska, opisując jej twarz, użyła określenia „kamea", Antoni Jaro-szewicz zauważył:

   „[...] była blondynką o ładnych, błękitnych oczach. Była niedużego wzrostu i miała zgrabną figurę. Odznaczała się przy tym wyjątkowym urokiem i wdziękiem. Miała bardzo przyjemny timbre głosu i szczególną naturalną i subtelną delikatność w obcowaniu z ludźmi. Znaliśmy ją jako człowieka o wielkiej szlachetności, prawości i uczciwości".

   Nawet kilka miesięcy po przewrocie majowym (we wrześniu 1926 roku) marszałek nie powstrzymał się od kolejnej wizyty w Druskiennikach. Oczywiście bez żony i dzieci. Oficjalnie (według doniesień prasowych) miał „zażyć tam lekkiego i czystego powietrza", publikowano zdjęcia marszałka siedzącego na skarpie nad Niemnem, nie wspominając oczywiście o jego romansie.

   W Druskiennikach Piłsudski zamieszkał „w wynajętym małym, bardzo prymitywnym domku, z minimalnymi meblami. O komfort zupełnie nie dbał. Odpoczywał tu bardzo dobrze, chodząc na spacery wzdłuż Niemna lub patrząc na rzekę z ławki w parku. Przywoził ze sobą zawsze wiele książek i dużo wtedy czytał". Oczywiście podczas spacerów towarzyszyła mu często panna Eugenia, a nawet pruderyjni kronikarze życia marszałka wspominają, że lubił prowadzić „rozmowy z miłymi mu osobami". Kontakt z „panną Lewicka był dla niego prawdziwą ulgą, przenosząc go zupełnie w inny świat, świ dych". Wielokrotnie widyw razem (i to nie tylko popołu często przesiadywali na przed domem, w którym m mieszkał.

   Związki Józefa Piłsudskiego z kobietami miały zawsze podłoże uczuciowo-erotyczne, marszałka nie interesowały partnerki, które byłyby mu obojętne emocjonalnie. Z Eugenią połączył go romans poparty zaangażowaniem uczuciowym, co tu ukrywać, inteligentna i urodziwa pani lekarz zawróciła mu w głowie. Czy jednak była to fascynacja obustronna i czy panna Lewicka obdarzyła marszałka uczuciem? Był od niej o trzydzieści lat starszy, miał rodzinę. Ale jednocześnie był żyjącą legendą, człowiekiem wyjątkowo zasłużonym dla
wieka odrodzenia Polski i obrony jej suwerenności. Po przewrocie majowym praktycznie rządził krajem, a nie od dziś wiadomo, że kobietom (i nie tylko) władza imponuje.

   Pod wpływem Lewickiej Piłsudski powołał w styczniu 1927 roku Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego (zaczątek dzisiejszej Akademii Wychowania Fizycznego). Miesiąc później utworzono Państwową Radę Naukową - Piłsudski został jej przewodniczącym, chociaż z reguły unikał podobnych zaszczytów. Wśród członków Rady znalazła się oczywiście panna Eugenia, pełniąca jednocześnie funkcję kierowniczki sekretariatu Urzędu Wychowania Fizycznego. W związku z nowym zaangażowaniem opuściła Druskienniki i zamieszkała w Warszawie. Wówczas często spotykała się z marszałkiem - należało to do jej obowiązków.

   Komendant zachowywał się bardzo nietypowo. Bez oporów pojawiał się na Bielanach w gmachu UWF. Brał nawet udział w wieczornych przyjęciach, których dotąd nie znosił i jak mógł unikał. Felicjan Sławoj Składkowski, który w swych wspomnieniach pominął niemal całkowicie temat Eugenii Lewickiej, przyznawał, że podczas tych spotkań marszałek „zachowywał swój dobry humor, co mu się zdarzało rzadko".

   Lewicka wynajmowała czteropokojowe mieszkanie w domu należącym do Antoniego Jaroszewicza przy ulicy Belwederskiej 44. Dom znajdował się w pobliżu Belwederu i marszałek miał zwyczaj przychodzić do Eugenii na herbatę. Zażyłość między nimi wzrastała z każdym dniem.

   Kiedy w sierpniu 1927 roku Piłsudski wyjechał do Druskiennik, towarzyszyła mu piękna pani doktor (rodzina pozostała w Warszawie). Prawdziwa jednak sensacja wybuchła przy okazji wyjazdu marszałka na Maderę w grudniu 1930 roku. Komendant wybrał się na kilkumiesięczny wypoczynek, a towarzyszyła mu wyłącznie dwójka lekarzy: Eugenia i pułkownik Mieczysław Woyczyński. Romans z Lewicka trwał już sześć lat i Piłsudski coraz mniej dbał o zachowanie pozorów. Na oficjalnym pożegnaniu marszałka na Dworcu Głównym w Warszawie zabrakło żony i córek - nie chciały oglądać męża i ojca odjeżdżającego na urlop w towarzystwie kochanki.

   Aleksandra Piłsudska w swoich wspomnieniach wyraźnie daje do zrozumienia, że żegnała męża „na peronie" i wszystko było wówczas między nimi w najlepszym porządku. Zachowane relacje świadczą o czymś zupełnie innym, a pamiętniki pani Aleksandry pisane były po latach, kiedy nikt ze współczesnych dobrze nie pamiętał wydarzeń. W całym tekście Piłsudska nie wspomina ani słowem o Eugenii Lewickiej, tak jakby nic się nie wydarzyło.

   W czasie gdy Piłsudski wybierał się na Maderę, małżonkowie już nie mieszkali razem. Oficjalnie siedzibą marszałka i jego rodziny był Belweder, ale w praktyce w pałacu mieszkała wyłącznie Aleksandra z córkami. Komendant przeniósł się do budynku Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych w Alejach Ujazdowskich. Początkowo regularnie odwiedzał Belweder, ale z czasem jego wizyty stały się rzadsze, bywało, że przez kilka dni nie opuszczał budynku GISZ (posiłki przywożono mu z Belwederu). Aleksandra również przestała odwiedzać męża w pracy, małżonkowie widywali się rzadko, wyjątkiem były kontakty z córkami - pod tym względem nie można było marszałkowi niczego zarzucić.

   Częstym widokiem w tych czasach w Warszawie był Piłsudski spacerujący z córkami, czasami towarzyszyli im dygnitarze z otoczenia marszałka. Odwiedzali wówczas kawiarnie, Piłsudski pił ulubioną herbatę i palił papierosy, a dziewczynki raczyły się łakociami. Antoni Słonimski był kiedyś świadkiem, jak marszałek z córkami oraz Wieniawą-Długoszowskim i Walerym Sławkiem usiedli przy stoliku jednej ze stołecznych kawiarń. Piłsudski jak zwykle zapalił papierosa, nie zauważywszy, że była to sala przeznaczona dla niepalących. Podszedł do niego kelner i zdecydowanie zwrócił uwagę na zakaz palenia. Wieniawa i Sławek zerwali się do interwencji, ale Piłsudski natychmiast powstrzymał ich ruchem ręki. Bez słowa kiwnął głową i posłusznie zgasił papierosa. Słonimski zauważył, że niestety takich kelnerów ani takich polityków już nie ma. Jest to chyba aktualne do dnia dzisiejszego.

   Do opuszczenia Belwederu skłoniły marszałka nie tylko sprawy intymne. Aleksandra nie miała tolerancji na bałagan w gabinecie męża. Podobno regularnie, wbrew jego zakazom, „porządkowała" biurko, w wyniku czego ginęły czasami ważne dokumenty. W GISZ było inaczej, tam panował typowo męski nieporządek, co według Komendanta było znacznie lepszym rozwiązaniem. Inna sprawa, że pewien ważny dokument odnaleziono kiedyś dopiero po dłuższych poszukiwaniach. Służył jako zakładka w książce!

   Piłsudscy nie mieszkali razem, oddzielnie spędzali również wakacje. Druskienniki były dla Aleksandry i jej dzieci zamknięte, kiedy przebywał tam marszałek, zaprzestano również wspólnych wyjazdów do Pikieliszek (majątku ofiarowanego Piłsudskim przez rząd polski). Marszałek wypoczywał tam samotnie (niewykluczone, że czasami z Eugenią) ewentualnie zaglądał na krótko podczas pobytu żony i córek. W 1929 roku doszło nawet do sytuacji, kiedy rodzina wyjechała ze stolicy na wakacje jednocześnie: marszałek do Pikieliszek, a żona z córkami do Druskiennik.

   Co ciekawe, pani Piłsudska w swoich wspomnieniach stwierdza, że nie mogła jeździć do Druskiennik z powodu niewłaściwego dla niej klimatu (podobno tam gorączkowała). Dziwne, że symptomy choroby pojawiły się dopiero po poznaniu Eugenii Lewickiej. Zresztą nawet później pojawiała się w Druskiennikach pod nieobecność męża. Tak jakby choroba wówczas jej nie dokuczała. Jest to oczywista konfabulacja, która miała usprawiedliwić oddzielne spędzanie przez małżonków wakacji. Czy osoba urodzona i wychowana w nieodległych Suwałkach mogła cjerpieć z powodu klimatu uzdrowiska? Może klimatu uczuciowego, ale nigdy nie warunków pogodowych.

   Aleksandra Piłsudska wiedziała, że traci męża na rzecz młodszej i atrakcyjniejszej rywalki. Komendant przekroczył już sześćdziesiąty rok życia, coraz bardziej szwankował na zdrowiu, ale nie zamierzał rezygnować z osobistego szczęścia. Od kilku lat u jego boku była młoda, interesująca kobieta. Zajęła też miejsce Aleksandry w jego sercu.

   Żona marszałka przeżywała to, co Maria Piłsudska, kiedy odebrała Marii męża, bo była bardziej atrakcyjna i osiemnaście lat młodsza. Teraz pojawiła się Eugenia, młodsza od Aleksandry o czternaście lat. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. W wielu relacjach z epoki żona marszałka wspominana na jest jako „smutna pani", i przyjaciele potwierdzają, że z powodu Lewickiej Aleksandra była „struta, zmartwiona, na wpół przytomna".


SŁAWOMIR KOPER


Sławomir Koper, „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej, Wydawnictwo BELLONA, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa: 2009.

 

 

  • /biblioteka/51-ludzie/2957-kobiety-jego-zycia-jozef-pisudski-cz-7-tajemnica-pobytu-na-maderze
  • /biblioteka/51-ludzie/2935-na-granicy-ycia-i-mierci-jarosaw-kukulski

Goście na stronie

Odwiedza nas 34 gości oraz 0 użytkowników.

Odsłony

Odsłon artykułów:
22213483

Logowanie

Jeżeli założysz sobie konto, będziesz miał dostęp do WSZYSTKICH miejsc tej witryny.