Emil Krebs

EMIL KREBS



Fenomenalnym poliglotą, znającym 90 języków, był EMIL KREBS. Krebs - był genialnym samoukiem. Studiował i ukończył studia prawnicze, był nieprzeciętnie uzdolniony do nauk matematycznych, ale największą jego pasją było poznawanie coraz to nowych języków i dialektów, których uczył się przeważnie nocą, gdy mrucząc, z książką w ręku, przemierzał niespokojnie swój gabinet, zapełniony księgozbiorem filologicznym, liczącym ponad trzy tysiące tomów.

Heca z formularzem

Urodził się 15 listopada 1867 roku w Świebodzicach pod Świdnicą. Ojciec jego był cieślą. Chłopiec mając 20 lat złożył maturę w gimnazjum w Świdnicy. Te suche dane nie mówią nic o jego genialnych zdolnościach do języków. Tymczasem już na ławie szkolnej młody Emil - odznaczający się niezwykłą pracowitością - opanował aż 12 języków, a wśród nich starogrecki, nowogrecki, turecki i arabski.

Po maturze zamierzał Krebs studiować teologię (protestancką), po pewnym czasie jednak poświęcił się studiom prawniczym. Gdy jako student przebywał w Lipsku, wpadło mu w ręce ogłoszenie seminarium języków orientalnych w Berlinie. Napisał tam i otrzymał w odpowiedzi m. in. formularz, w którym języki wykładane na owym seminarium wyliczone były grupami. Studiujący mieli na formularzu zaznaczyć, jakimi językami się interesują. Krebs przekreślił ów kwestionariusz, a dużymi literami na skos wypisał: "wszystkimi" i wysłał.

Po pewnym czasie nadszedł drugi identyczny kwestionariusz, ale historia się powtórzyła. Wobec tego kierownictwo seminarium zaprosiło kandydata do Berlina, przeegzaminowano go i przyjęto do seminarium, gdzie uczył się wszystkich wykładanych tam języków. Jest to jedna z typowych anegdot, jakie krążyły o nim wśród jego przyjaciół.

Do Chin!

Mając lat 25 Krebs złożył prawniczy egzamin państwowy i zaczał się ubiegać o stanowisko tłumacza w poselstwie niemieckim w Turcji. Jednakże zanim zapadła decyzja w tej sprawie, dowiedział się o wakującym stanowisku tłumacza poselstwa niemieckiego w Pekinie. Ponieważ akurat zdał z wynikiem dobrym egzamin z języka chińskiego, otrzymał to stanowisko. Oprócz języka chińskiego - jak pisał w liście - miał wówczas opanowane m. in. następujące języki: syryjski, etiopski, nowogrecki, gruziński, perski, afgański, ormiański, czyli armeński, w trzech jego formach, japoński oraz języki Indii: urdu, hindi i gudżarati.

Pracownicy ówczesnego niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych z wielkim sceptycyzmem przyjęli pismo kandydata na tłumacza chińskiego. Tym większe więc było ich zaskoczenie, gdy rzekome płody wybujałej fantazji młodego człowieka okazały się prawdą.

Dwudziestosześcioletni poliglota wyruszył w roku 1893 na Daleki Wschód. Komunikacji lotniczej wówczas jeszcze nie było, a ponieważ podróż statkiem trwała długo, Krebs zabijał czas... ucząc się nowych języków, mianowicie, dalszych języków bałkańskich. Gdy stawiał stopę na egzotycznym lądzie Państwa Środka, znał już ni mniej, ni więcej, tylko 40 języków.

Ulubieniec cesarzowej

Od tej pory zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu najrozmaitsze anegdoty o Krebsie. Dotyczyły one zwykle jego niezwykłej erudycji, rozległej wiedzy filologicznej, etnograficznej, prawniczej i matematycznej.

W Pekinie Krebs pozyskał wkrótce sympatię cesarzowej, która marzyła o zespoleniu Chin Północnych z Południowymi i utrwaleniu pokoju. Korzystała w tym celu z jego doskonałej znajomości wewnętrznych stosunków chińskich. Chińczycy nazywali go walking dictionary, czyli "chodzącym słownikiem".

Czasem zdarzały się też mniejsze lub większe sensacje. Pewnego razu grupa Mongołów wystosowała do cesarzowej list, którego nikt nie był w stanie odczytać. Posłano po Krebsa, który - jak podawała w rok później szwajcarska "Gazette de Lausanne" - list Mongołów z miejsca przetłumaczył. Wiadomo zresztą, że bardzo go wówczas zajmowały właśnie teksty mongolskie i tybetańskie. Świadectwo temu dają dwie inne, też pełne egzotyki, anegdoty. Otóż raz poproszono go do pewnego szczepu mongolskiego, którego członkowie nie potrafili odczytać swych starych dokumentów. Krebs natomiast zbadał je, odczytał i przetłumaczył na język nowomongolski.

Jeszcze dziwniejsza historia przydarzyła mu się z pewnym pasterzem tybetańskim. Pasterz ów mówił dialektem, którego nie znał żaden Chińczyk, a Krebs odpowiedział mu w jego języku. Prostaczka owego fakt ten zaskoczył do tego stopnia, że zawołał: "Jakiż z ciebie cudowny człowiek! Nie rozumiesz mojego języka ani ja nie rozumiem twojego, a mimo to rozmawialiśmy kilka godzin!"

Krebs ciągle pomnażał swoją bibliotekę, zawierającą nie tylko gramatyki, słowniki, rozmówki i czytanki, ale także utwory literackie z literatur całego świata. Krebs czytywał wszystkie książki w oryginale.

"Baskowie! Bierzcie przykład z Krebsa!"

Pewnego dnia wpadła mu w ręce gazeta baskijska "Argia", która donosiła, iż w Ameryce zmarł pewien profesor znający 53 języki, a wśród nich także język baskijski. Wobec tego Krebs nauczył się w ciągu paru tygodni języka baskijskiego i napisał w tym języku list do redakcji pisma "Argia" w St. Sebastian w Hiszpanii. List był napisany tak dobrze, iż redakcja przedrukowała go z wezwaniem: "Młodzi Baskowie! Bierzcie przykład z Emila Krebsa!"

A tymczasem język baskijski jest trudny, podobno sami Baskowie twierdzą, iż nie sposób go dobrze opanować (co oczywiście nie jest prawdą).

Połowica poligloty

W roku 1913 genialny ów poliglota wstąpił w związki i małżeńskie, które zresztą dla jego połowicy nie oznaczały spacerów po dywanach z różanych płatków. Musiała się ona zdobywać na wiele miłości, dobroci i taktu wobec szalonego glottofaga, czyli pożeracza języków, jakim był Krebs. Nie okazywała zniecierpliwienia, gdy małżonek nie odzywał się do niej przez cały dzień, gdy - stale - pracował aż do trzeciej w nocy. Czasami odseparowywał się kompletnie na trzy bite tygodnie - nie zamieniając z nią w tym czasie ani słowa - i uczył się nowego języka.

Oddana mu kobieta uśmiechała się tylko pobłażliwie, wyrozumiale.

Gdy pewnego razu - było to w dzień jej urodzin - weszła do jego pokoju, trzymał w ręku prezent dla niej: tomik liryków perskich. Twarz jego była bardziej ożywiona niż zwykle. Z wesołym uśmiechem tłumaczył jej perskie poezje miłosne. Nie zauważył jednak w roztargnieniu, że deklamuje je nie po niemiecku, ale w innym języku, którego nie znała. Cóż miała uczynić biedna kobieta? Uśmiechała się z wdzięcznością. Krebs bardzo się z tego ucieszył i wcale jej nie zatrzymywał, gdy po chwili zechciała odejść.

Gościnność i fotografia

Miał też Krebs - podobnie jak większość ludzi genialnych - inne słabostki i śmiesznostki. Nie znosił na przykład fotografowania i dlatego niemiecki autor artykułu o nim (z 1962 r.) znalazł w archiwach prasowych tylko jedno jego zdjęcie. Krebs nie był też człowiekiem gościnnym. Miał w swym pokoju tylko jedno jedyne rozklekotane krzesło po to, aby pozbyć się gościa co prędzej. Nie był jednak pozbawiony poczucia humoru. Gdy podczas jakiejś bibki ktoś rzucił cytat z Goethego, Krebs zasiadł i nie wstał, póki nie przełożył tego zdania na 40 języków azjatyckich, m. in. pismem klinowym (wydano to potem w postaci książeczki).

Do robienia swoich notatek Krebs wymyślił własną, specjalną stenografię.

Dodatek za języki

W roku 1914 wybucha pierwsza wojna światowa. W roku 1917 Chiny zrywają stosunki dyplomatyczne z Niemcami -- radca poselstwa Emil Krebs wraca do ojczyzny, gdzie zatrudniono go w ośrodku informacyjnym do spraw krajów wschodnich. Wywołuje tam jednak wielki popłoch. Otóż pracownicy tej placówki otrzymywali dodatki za znajomość języków. Krebs oczywiście wystąpił o dodatek za znajomość ni mniej, ni więcej, tylko... okrągłych sześćdziesięciu języków. Zakrawało to na oszustwo, ale jednak podejrzliwi musieli cofnąć swoje podejrzenia. Okazało się, że Krebs istotnie znał tyle języków.

Gdy w tym czasie udało się radcy poselstwa, niejakiemu Schaufflerowi, odkryć tajny szyfr japoński, Krebs przetłumaczył nadesłany przezeń materiał i przekazał niemieckiemu MSZ.

Twórczy czy nie?

Krebs nie umiał dobijać się o należne mu miejsce w życiu. A może nie chciał? Może dlatego nie został językoznawcą-naukowcem i nie zaproponowano mu nigdzie katedry, że, jak mówiono, "nie był twórczy"? Może nie miał czasu na tworzenie, będąc ustawicznie nastawiony tylko na odbiór, na wchłanianie, na przyjmowanie wiedzy; tłumaczenia, którymi zajmował się z urzędu, również nie sprzyjały rozwojowi jego talentów twórczych. Jeśli wpłynęły na cokolwiek, to chyba tylko na formę, nie tykając treści.

Z tych zapewne - a może innych - względów Krebs w swej ojczyźnie był nie doceniany, albowiem "nikt nie jest prorokiem we własnym kraju". Jednakże jeszcze w roku 1919 rząd nowo powstającego państwa jugosłowiańskiego prosił Krebsa o zredagowanie traktatu państwowego.

Potem odgrodził się od świata i w domowym zaciszu połykał i przetrawiał dalsze języki.

Krebs nigdy się nie oszczędzał. Często cierpiał na tzw. przeziębienia, może częściowo dlatego, iż w ogóle nie uznawał kapelusza, a rzadko nosił płaszcz. Umarł w roku 1930 na udar mózgu.Został pochowany na cmentarzu Suedwest-Friedhof w Berlinie. Krebs uchodzi za największego geniusza językowego wszystkich czasów, choć niewielu o nim słyszało. Katalogi językowe w bibliotekach nie dają żadnych lub niewielkie wzmianki o tym skromnym Świebodziczaninie.

W wiele lat po śmierci Krebsa tak charakteryzowała go jego żona, zamieszkała wówczas samotnie nad Jeziorem Bodeńskim:

Metoda pracy

"Krebschen (czyli Raczek, gdyż Krebs znaczy "rak" - przyp. aut.) był opętany pasją do języków; uczył się niesłychanie szybko, pracował stale do 3 w nocy, trzymał zawsze książkę w ręku i chodził mrucząc dokoła stołu. Pracowitość jego nie znała granic. Ucieleśniał słowa Moltkego: "Geniusz to praca!" Krebschen potrafił wszystko wyłączyć, odsuwał wszystko, co go nie interesowało, potrafił być odstręczający i szorstki gdy zwracano się doń ze sprawami błahymi, miał jednak subtelny, zacny charakter, potrzebował na kimś się oprzeć, był do mnie bardzo przywiązany i obdarzał mnie wielką miłością i czułością...

Krebs rozwinął własną technikę nauki języków, porównywał ze sobą rodziny językowe. Studiował najpierw literaturę danego kraju, zagłębiał się w charakter narodu i w formy jego duchowego wyrazu. Zajęcie się hieroglifami skłoniło go do studiowania języków nowoegipskich i ich przemian. Od pisma klinowego przeszedł do języków Azji Mniejszej. Zamiłowanie do języków Indii zrodziło się (u niego - przyp. aut.) z sanskrytu i z języka palijskiego. Nie było na świecie języka, który; by go nie interesował".

Krebs, podobnie jak większość poliglotów - wyjąwszy tylko niektórych językoznawców - przeminął nie pozostawiwszy trwałego wkładu do skarbca wiedzy i kultury ludzkości. Realizował własne, "hobbistyczne cele", a jego społeczna użyteczność ograniczała się głównie do pracy tłumacza dyplomatycznego.


Część opracowania: WITOLD PAWEŁ CIENKOWSKI: Poligloci i hieroglify; Nasza Księgarnia 1967
  • /jezyk-angielski/37-poligloci/74-heinrich-schliemann
  • /jezyk-angielski/37-poligloci/72-giuseppe-mezzofanti