Piękna nasza polska mowa?

 
Od dłuższego już czasu zbierałem się, aby napisać w sprawie upadku języka polskiego. Zaczęło się od reklamy: „Metoda na głoda" wielokrotnie i nachalnie powtarzanej w środkach masowego przekazu, a przede wszystkim we wszystkich stacjach TV. Gdy do „głoda" nikt się nie przyczepił i świetnie do tej pory funkcjonuje, doszła obecnie inna reklama: „Mam smaka na mąka" (pisownia fonetyczna). Oczywiście, ponownie reklama hula sobie bezkarnie w mediach. Drugiego maja, słuchając w Radiu TOK FM ok. godz. 7.10 jakiejś bardzo mądrej Pani Redaktor, dowiedziałem się, że jest to ostatni dzień, aby „złożyć PIT-a". Mamy w Polsce mędrców nad mędrcami (na przykład Pan profesor Jan Miodek, Pan profesor Jerzy Bralczyk, a w ANGORZE Pan Maciej Malinowski), którzy uważają się za osoby mające prawo tłumaczyć „ciemnemu społeczeństwu" zawiłości języka polskiego. Zatem pozwolę się zwrócić do Nich: Panowie, czy Wy naprawdę nie słyszycie tego, co ja? Dlaczego nikt nie krytykuje degradacji naszego języka ojczystego, co robi szanowna (opłacana z podatków) KRRiTV? Efekty Waszego niedbalstwa już są. Wielokrotnie słyszę, wypowiadane przez młodych ludzi, (nawet tych, którzy skończyli dobre uczelnie wyższe) wypowiedzi typu: „muszę zawiązać buta", „idę do dentysty wyrwać zęba", „pokroić torta", „wypić koniaka" i wiele podobnych. Obawiam się, że jeżeli dalej będziemy dopuszczali do tak szybkiej degradacji naszego języka, to mam szansę dożyć chwili, kiedy na bardzo ważnym przyjęciu (np. w Pałacu Prezydenckim) gospodarz zapyta szanownych gości: „Chceta torta?" (...).

Z poważaniem
KRZYSZTOF RAUSEK

O, mowo polska!

 

Jestem Polką, ale nie humanistką i nie nauczycielką języka polskiego. Ale choć mam wykształcenie techniczne, bardzo mnie razi sposób wypowiedzi gości zapraszanych do studia telewizyjnego (do różnych programów). Oto przykład. Pani psycholog zaproszona do telewizji każde zdanie oznajmujące kończy słowem: „taaak?". Nie jest ona wyjątkiem. Inna „moda" to: TE dziecko, TE okno, TE słowo. To już prawie norma. Ostatnio zdarzyło mi się kilka razy usłyszeć: „półtorej roku".

Za to przestało być modne [tak mi się wydaje] używanie w każdym zdaniu określeń: „dokładnie" i „po prostu". Zastąpiło je „nie wiem, tak jakby". Ale hitem tych (polskich...) wypowiedzi pozostaje słowo: „zajebisty"!

Kiedyś prasa, radio i telewizja były dla nas wzorem poprawnego pisania i mówienia w języku polskim (a przynajmniej starały się...). Dziś słyszę, jak spikerka w TVP mówi, że „mieli kupę szczęścia" w katastrofie śmigłowca. Obecnie już w przedszkolach uczymy dzieci języka angielskiego, a nawet chińskiego. To bardzo dobrze, ale jednocześnie szkoda, że nie znamy dobrze mowy ojczystej. Zastanawiam się, czy teraz gorzej jej uczą?


EWA M.

ŹRÓDŁO: ANGORA 2015

Upajają się obcymi nazwami

Kto to jest researcherka? Ludzie, w Polsce kurna mieszkamy. Skończmy z tym bełkotem pseudobiznesowym. Nie ma już normalnych spotkań tylko są meetingi, co by się nie działo to od razu jest to event, zamiast zadań do wykonania są targety i to oczywiście w ramach różnych projects. Nawet drugie śniadania zastąpiono lunchami. O nazwach stanowisk nawet nie ma co wspominać. Jak nie masz dobrze brzmiącej po angielsku nazwy stanowiska typu key dealer, project managaer to się nie liczysz, bo podobni tobie upajają się obcymi nazwami i nowomową gubiąc gdzieś człowieka jeśli jeszcze taki pozostał w tym wyścigu szczurów...

Zaniepokojony, internet 

Krasnoludki języka polskiego

 

Istnieją takie słowa, których niby nie ma w języku, a jednak jakoś w nim są. Do takich "krasnoludków" należą między innymi rzeczowniki: chyłek, ciemek, ciszek, ciurek, nienacek, omacek, ukradek. (Prawda, że słowa te brzmią jak imiona krasnoludków?). Każdy z tych "krasnoludków" znalazł swoje miejsce w pewnych innych wyrazach, odpowiadających na pytania: jak? w jaki sposób?, a konkretnie w słowach: chyłkiem, po ciemku, ciszkiem, ciurkiem, znienacka, po omacku, ukradkiem. Zapoznanie się z historią tych wyrazów pozwoli dociec, czy kiedyś istniały owe "krasnoludkowe" rzeczowniki, czy też nie.

Czytaj dalej

Język prawdę nam powie

Rozmowa z profesorem JERZYM BRALCZYKIEM, najsłynniejszym polskim językoznawcą

- Nie miał pan nigdy problemów, żeby wypowiedzieć miłosne uczucia w tak dobrze znanym sobie języku?
- To jeszcze jest inny problem. Czy w ogóle powinniśmy zawsze mówić to, co się dzieje? Niedawno była duża dyskusja na temat naszego języka erotycznego, czy my potrafimy mówić o uczuciach. A może takie pytanie warto sobie zadać: czy potrafimy milczeć, kiedy nas wypełniają uczucia?

Czytaj dalej

"Turlają dropsa", żeby się utajnić

 

Rozmowa z prof. dr. hab. ANDRZEJEM MARKOWSKIM, językoznawcą, dyrektorem Instytutu Języka Polskiego Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczącym Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk

- Kilka lat temu żalił się pan dziennikarzowi na córkę, która nadużywa angielskiego słowa „okej". Mam nadzieję, że z tego wyrośnie - powiedział pan wtedy. Wyrosła?
- Od czasu do czasu jeszcze go używa, chociaż ma już 13 lat. Pocieszam się tym, że jest to wyraz od dawna modny w polszczyźnie, bo wszedł do niej jeszcze przed II wojną światową. Przecież w przedwojennej piosence Eugeniusza Bodo słyszeliśmy: Jeśli znajdę taką żonę, że się kochać będę w niej - okej, okej, będę zawsze wiemy jej. W tej samej piosence pojawił się zresztą także inny angielski wyraz używany do dzisiaj w języku polskim. Brzmiało to tak: Nie przyczynię takiej żonie ani smutków, ani łez - O yes, O yes, będę zawsze wiemy jej jak pies.

Czytaj dalej

Problem języka

 

Dwie historyjki ilustrujące felieton prof. Łagowskiego "Problem języka". Swego czasu moja żona miała w zastępstwie lekcję WF i wyprowadziła chłopców na boisko, gdzie grali w piłkę nożną. Po meczu chłopcy ze zwycięskiej drużyny pytali ją, czy widziała, jak pięknie wygrali. „No tak, wygraliście - powiedziała - ale to dlatego, że graliście w dwunastkę". „Jak to, w dwunastkę?!". „Sama słyszałam, jak wołaliście ciągle do dwunastego: K...a, podaj, K...a, strzelaj, K...a, gdzie lecisz!".

Jechałem kiedyś tramwajem, obok rozmawiało dwóch na oko 20-latków. Jeden opowiadał drugiemu o świetnej dziewczynie, którą poznał. „Bo, k...a, wiesz, to nie jakaś pie...ona k...a, ale, k...a, superlaska. Jest, k...a, w porządku", l tak jeszcze parę komplementów. W końcu zamilkł, zamyślił się, a po chwili powiedział: „Wiesz, k...a, brak mi słów, żeby to opisać".

Ta druga historyjka daje pewną nadzieję na przyszłość.

PIOTR GORDON

Fajny czyli jaki?

 

Fajny chłopak
Fajna dziewczyna
Fajny rower
Fajny samochód
Fajny film
Fajna muzyka
Fajna impreza
Fajne buty
Fajne zdarzenie
Fajny fotel
Fajne spotkanie
Fajny widok
Fajny wyjazd.

Czemu jesteśmy tak ubodzy w swoich wypowiedziach? Co oznacza słowo "fajny"? Nic. Tyle co "spoko", "OK", "w porządku". Czy mówimy o kimś że jest fajny, bo nie znamy go? A może znamy, z tej dobrej i złej strony, a nie chcemy zrobić tej osobie przykrości, więc mówimy że jest fajna? Kiedyś o brzydkiej dziewczynie mówiło się, że jest "miła".
Dlaczego nie mówimy:

 

Czytaj dalej

Piękna polszczyzna ma wiele ciekawych twarzy (1)

 

Z Grażyną Wrońską, o polszczyźnie i pięknym wysławianiu się, rozmawia Stefan Drajewski

Została Pani nominowana do tytułu „Ambasador polszczyzny w mowie". W uzasadnieniu podano, że Pani audycja w Radiu Merkury „Język na zakręcie" „łączy udatnie edukację językową z elementami zabawy, wywołuje niezmiennie bardzo żywą reakcję radiowego audytorium. Skąd pomysł na taką właśnie promocję języka, choć wydaje się, że sprawy językowe nie interesują zbyt wielu ludzi?
To nie jest tak, jak się nam wydaje. Ludzie są bardzo wyczuleni na formę. Niektórzy, zwłaszcza ze starszych roczników, nie bardzo mogą się przyzwyczaić do kolokwialnego języka, którym w tej chwili posługują się media, ale w zasadzie przyjmują nasze argumenty, że język się zmienia. Obecnie uczestniczymy w swego rodzaju rewolucji, która dotyka wszystkich. Słuchacze nieustannie mówią nam, że denerwują ich wulgaryzmy, które przedostają się do programów radiowych i telewizyjnych. — Niestety, używają ich ludzie, którzy są kojarzeni z kulturą i polityką. A jeśli idzie o element żartobliwy, to staramy się z doktorem Jarosławem Liberkiem zamieniać regułki na nieco lżejsze formy. Próbujemy tłumaczyć tych, którzy mówią na żywo i nie zawsze starcza im refleksu, aby mówić dobrze, zajmująco... Zawsze podziwiamy sprawozdawców sportowych mówiących w wielkim napięciu emocjonalnym. Trochę ostrzej traktujemy prasę. Dziennikarze piszący mają nieco więcej czasu, żeby sprawdzić swoje wątpliwości.

Czytaj dalej

Piękna polszczyzna ma wiele ciekawych twarzy (2)

 

Z Juliuszem Kublem, o zdrowym snobizmie na gwarę, rozmawia Anna Plenzler


Był czas, że nie wypadało mówić gwarą. Jak jest dzisiaj?
Władanie gwarą to dziś zdrowy snobizm. Cieszę się, że trochę się do tego przyczyniłem. Gdy zacząłem się naszą mową w poznańskim radiu zajmować, od 17 lat już nie żył Stanisław Strugarek, który gwarę na radiowe j antenie kultywował. Wydawało się, że wraz z nim odeszła ona w zapomnienie. Ale to byty tylko pozory. Ona trwała w potocznym użyciu, ale nie było gdzie jej prezentować. A zapotrzebowanie było ogromne. Pamiętam jak podczas pierwszej edycji kabaretu Tey, Marian Pogasz wystąpił z monologiem Strugarka. Reakcja publiczności była entuzjastyczna. Prawdziwe szaleństwo, które pokazało, że ludzie kochają gwarę.

Czytaj dalej

Nowomowa

 

   Nie będę zajmował się istotą nowo-mowy w znaczeniu nadanym jej przez Orwella i jej przejawami, szczególnie zabawnymi w czasach Polski Ludowej. Próbowano wtedy krawat określać jako zwis męski, zamiast śliniak pisano podgardle dziecięce, a na strajki mówiono nieuzasadnione przerwy w pracy. Ale to się na szczęście nie przyjęło.

   Po przełomie nowomowa odżyła natychmiast w polityce, mediach i życiu towarzyskim. Wszelkie przejawy działań partyjnych nazwano sceną polityczną. Poruszanie się między społeczeństwem a mediami określono jako przestrzeń publiczną. A co bardziej uporczywe mędrkowanie tego i owego mądrali zaszczycono godnością ikony myśli politycznej. Prawie każdy działacz (głównie w pierwszym pokoleniu) zamiast mówić, że coś jest lub dzieje się obecnie, zaczął używać ohydnego zwrotu na dzień dzisiejszy. To, co dawniej nazywano tradycyjnie po polsku, teraz na murach, płotach, w gazetach, telewizji i reklamach otrzymało nazwy angielskie. Proszę zwolnić mnie od przytaczania przykładów z powodów, o których ja wiem, a Państwo powinni się domyślać.

Czytaj dalej

Co mamy na języku?

 

   Jak mówimy, każdy słyszy. A już najlepiej słyszy Rada Języka Polskiego, która z mocy ustawy stoi na straży poprawności naszej polszczyzny. Właśnie uczeni przedstawili Sejmowi najnowszy raport o ochronie języka polskiego. Wnioski są mało optymistyczne.

Czytaj dalej

W ojczyźnie polszczyźnie

 

   Mamy narodowy kłopot: polszczyzna chamieje. Tak wynika z listu pasterskiego episkopatu odczytanego w kościołach w połowie stycznia. Chamieje na ulicy, w Sejmie, w mediach. Biskupi mają rację. Od przekleństw więdną uszy już wszędzie. W metropoliach i dziurach zabitych dechami. Na dworcach, w galeriach, na uczelniach. Klnie się bez wstydu i wdzięku, z rutyny, jakby inaczej już Polak nie potrafił.

Czytaj dalej

Wzywa się, by orzec ze skutkiem nagłym

Urzędowe pismo potrafi przyprawić o palpitację serca i stanowić zagadkę, do której rozwiązania przydałby się Sherlock Holmes


   Im trudniej, tym poważniej, im groźniej, tym lepiej. Na początek litania paragrafów, potem krótkie upomnienie, aż wreszcie można przejść do zawezwania obywatela do urzędu. Na koniec ewentualnie wyjaśnienie - w jakiej sprawie.

Czytaj dalej

Gęsto sypie się byk

 

CZEGO NASZE DZIECI DOWIADUJĄ SIĘ Z KSIĄŻEK?

Podręczniki są pełne błędów, trudnych wyrazów i zbyt długich zdań. Jedno potrafi zająć pół strony. A co zdanie, to dziwniejsze. Można w nich znaleźć nasienia fasoli, hetlerie i zatężone roztwory. Gęsto sypie się trup koński i ludzki...

Czytaj dalej