Piękna polszczyzna ma wiele ciekawych twarzy (1)

 

Z Grażyną Wrońską, o polszczyźnie i pięknym wysławianiu się, rozmawia Stefan Drajewski

Została Pani nominowana do tytułu „Ambasador polszczyzny w mowie". W uzasadnieniu podano, że Pani audycja w Radiu Merkury „Język na zakręcie" „łączy udatnie edukację językową z elementami zabawy, wywołuje niezmiennie bardzo żywą reakcję radiowego audytorium. Skąd pomysł na taką właśnie promocję języka, choć wydaje się, że sprawy językowe nie interesują zbyt wielu ludzi?
To nie jest tak, jak się nam wydaje. Ludzie są bardzo wyczuleni na formę. Niektórzy, zwłaszcza ze starszych roczników, nie bardzo mogą się przyzwyczaić do kolokwialnego języka, którym w tej chwili posługują się media, ale w zasadzie przyjmują nasze argumenty, że język się zmienia. Obecnie uczestniczymy w swego rodzaju rewolucji, która dotyka wszystkich. Słuchacze nieustannie mówią nam, że denerwują ich wulgaryzmy, które przedostają się do programów radiowych i telewizyjnych. — Niestety, używają ich ludzie, którzy są kojarzeni z kulturą i polityką. A jeśli idzie o element żartobliwy, to staramy się z doktorem Jarosławem Liberkiem zamieniać regułki na nieco lżejsze formy. Próbujemy tłumaczyć tych, którzy mówią na żywo i nie zawsze starcza im refleksu, aby mówić dobrze, zajmująco... Zawsze podziwiamy sprawozdawców sportowych mówiących w wielkim napięciu emocjonalnym. Trochę ostrzej traktujemy prasę. Dziennikarze piszący mają nieco więcej czasu, żeby sprawdzić swoje wątpliwości.

Czym jest dla Pani ten program?
Bardzo ważnym fragmentem nojego życia, ponieważ prowadzę go już kilkanaście lat. Wielu dziennikarzy świetnie mówi, ale to mnie powierzono ten program, z czego się bardzo cieszę, bo dzięki temu zostałam zauważona i nominowana do tytułu „Ambasadora polszczyzny w mowię".

Jest Pani purystą językowym?
Nie, jakkolwiek nie jestem zwolenniczką dziwnych form, które pojawiają się w języku. Nie lubię prostackich porównań.

Co Panią najbardziej razi w mowie Polaków?
Wydaje mi się, że nasz język jest bardzo ubogi. Jak rozmawiam z młodymi ludźmi nawet z bardzo dobrych poznańskich liceów, nieczęsto mają umiejętność mówienia prostego, jasnego, a już tym bardziej dowcipnego. Myślę, że za mało obcują z literaturą i za mało rozmawiają.

Zna Pani jakąś tajemną receptę, jak mówić pięknie, poprawnie i mądrze?
Nie mam żadnej recepty i chyba nikt jej nie ma. To, jak mówimy, jest związane z naszym wyobrażeniem pięknej mowy. Do tego się dorasta. Zawsze lubiłam czytać, słuchać ludzi, którzy ładnie mówią. Tacy byli moi nauczyciele, profesorowie... Wreszczie, na to jak mówię, zwracała mi uwagę mama.

Czy to, że dzieli Pani od kilkudziesięciu lat życie z mężem językoznawcą - profesorem Bogdanem Walczakiem - wpłynęło na Pani stosunek do języka? Nie czuje się Pani w domu jak na cenzurowanym?
Prawdę mówiąc jest to sytuacja komfortowa, że nie muszę niczego szukać w słownikach. Wystarczy zapytać. Mój mąż jest jednak bardzo liberalny.

Bardziej od Pani?
Chyba tak. Ale w kwestiach zasadniczych, zgadzamy się. Często rozmawiamy o języku.


Grażyna Wrońska, dziennikarka Radia Merkury, nominowana do tytułu „Ambasador Polszczyzny w mowie".

Źródło: POLSKA GŁOS WIELKOPOLSKI

  • /meandry-polszczyzny/380-artykuy-o-jzyku-polskim/3379-ubogo-jzyka-fajny-czyli-jaki
  • /meandry-polszczyzny/380-artykuy-o-jzyku-polskim/3355-pikna-polszczyzna-ma-wiele-ciekawych-twarzy-2