List 06 - Długie oczekiwanie

 

 

Kochana Emmo,

Dziś wieczorem Mama poszła odwiedzić koleżankę, a ja przeczytałem Ci przed snem opowiadanie Dziadek Mrok. Kiedy wychodziłem z pokoju, zaczęłaś płakać.

- Mama nie dała mi buzi i mnie nie przytuliła - powiedziałaś.
- To nic, Emmy. Obiecuję, że Mama cię ucałuje, jak tylko wróci do domu.
- Nie, ja chcę buzi teraz - nalegałaś.
- Przecież Mamy tu nie ma - tłumaczyłem, ale nie mogłem Cię uspokoić.
- No to ja dam ci dodatkowego całusa i jeszcze raz cię przytulę - zaproponowałem.
- Nie - odparłaś. - Chcę Mamę.

Nie miałem pojęcia, co robić. Płakałaś chyba z piętnaście minut. Byłem strasznie zmęczony i czułem pulsujący ból w plecach.
- W porządku, Emmy - powiedziałem. Spojrzałaś w górę na mnie tymi swoimi piwnymi oczami pełnymi łez. - Będę udawał, że jestem Mamą.

Popatrzyłaś na mnie nieco innym wzrokiem, rozważając moją propozycję.
- Będę udawał Mamę - powtórzyłem - dam ci buziaka i przytulę cię. Zgoda?

Nadal byłaś trochę zdezorientowana, aż wreszcie ostrożnie powiedziałaś: "Tak". Pocałowałem Cię w czoło i mocno Cię uściskałem.

Chwilę później usnęłaś głęboko. Kiedy tak patrzyłem na Ciebie jak spałaś, pomyślałem, że takie właśnie chwile stały się dla mnie cudowne i że życie nie kończy się i nie powinno się kończyć, kiedy jesteśmy chorzy.

Minął już miesiąc od operacji, a wiadomość z Centrum Sloan-Kettering w Nowym Jorku wciąż nie nadchodzi. Cały czas wmawiam sobie, zupełnie irracjonalnie, że dopóki nie otrzymam ostatecznej diagnozy, mogę się zachowywać, jakby wszystko było w porządku. To trochę tak, jakby mój guz czekał na wiadomość z Nowego Jorku, co oczywiście nie jest prawdą.

Zdałem sobie sprawę z tego, że choroba niszczy nas oboje, Mamę i mnie. Nasz dom jest zawalony lekarstwami i przyborami medycznymi do tego stopnia, że sam wydaje mi się "chory".

Stało się to jeszcze bardziej oczywiste pewnego ranka, gdy myłaś zęby. Byłaś wtedy z Mamą w łazience i Mama sprawdzała, czy pamiętasz nasz adres i numer telefonu.
A pod jaki numer zadzwonisz, jeśli wydarzy się coś niedobrego? - spytała Mama. -9,1,1- wyrecytowałaś. Po chwili dodałaś: - Zadzwoniłaś tam, jak tatuś zachorował.
- Tak, masz rację - powiedziała Mama.

Męczyło mnie już to, że moja choroba i prawdopodobieństwo śmierci powodują zamęt w życiu naszej rodziny. Po tym, jak usłyszałem Waszą rozmowę, postanowiłem, że najwyższy czas postarać się, żeby nasze życie znów stało się normalne. Dlatego też wybraliśmy się do ogrodu zoologicznego. Była to nasza pierwsza wspólna wyprawa od mojego powrotu ze szpitala. Choć miałem na sobie gorset i kapelusz, który miał zakryć ogoloną głowę i bliznę po operacji, znów czułem się ojcem.

Gdy wróciliśmy do domu, Mama przygotowała coś pysznego i zasiedliśmy razem do stołu w jadalni. Po obiedzie zmyłem naczynia, a Ty poszłaś się bawić w swojej nowej piaskownicy.

Kilka dni później Mama i ja odebraliśmy Cię z kolonii dziennych i poszliśmy razem na lody. Po powrocie do domu przypomniałem sobie o latawcu z namalowanym niebieskim jednorożcem, który kupiliśmy jeszcze przed moją chorobą. Ty i ja poszliśmy do małego parku niedaleko naszego domu, żeby go popuszczać.

Dzień był ciepły i wietrzny. Obok dzieci z sąsiedztwa grały w piłkę nożną. Twój latawiec poderwał się do góry i szarpany powiewem wiatru unosił się kilkaset metrów ponad nami. Byłaś taka uradowana - trzymałaś sznurek i patrzyłaś, jak latawiec szybuje po bezchmurnym, błękitnym niebie.

Gdy tak staliśmy tam w ciepłym wietrze, przyszło mi na myśl, że przyjaciele i krewni nie potrafią przestać mówić o wynikach badań, które miały nadejść z Centrum Sloan-Kettering.
- Dlaczego to trwa tak długo? - pytała jedna z moich sióstr.
- Dla mnie brak wiadomości to dobra wiadomość - odparłem.

Chyba nikt nie rozumie tego, że tak naprawdę wcale nie pragnę tych wyników. Dopóki są w Nowym Jorku, nie muszę podejmować żadnych trudnych decyzji. Mogę się cieszyć ciszą.

Cisza oznacza, że mogę żyć dalej, puszczać z Tobą, Emmy, latawiec i wyobrażać sobie, że takie dni nigdy się nie skończą.





 

Tekst: GREG RAVER LAPMAN
Tłumaczenie: MAŁGORZATA BRENNER
Reader's Digest, 1995

  • /pisane-noc/127-listy-do-emmy/442-szczliwe-interludium
  • /pisane-noc/127-listy-do-emmy/440-list-05-za-pono-na-marzenia