List 14 - Życie przede mną

 

 

Kochana Emmo,

Jest już zima. Minęły trzy miesiące od tamtego skwarnego, sierpniowego dnia, kiedy miałem ostatnie naświetlanie. Kilka dni później obchodziłaś swoje czwarte urodziny. Byłem szczęśliwy, że mam dość siły, by przywiązać baloniki, pokroić tort, zrobić zdjęcia i zaśpiewać "Sto lat".

Dwa miesiące po skończeniu naświetlań poleciałem do Kalifornii, by odwiedzić Douga, moją matkę i siostry. Dziesiątki razy rozmawiałem z nimi przez telefon, ale zobaczyć się z nimi osobiście, rozmawiać do późnej nocy, wspominać i śmiać się - to zupełnie co innego.

Po trzech miesiącach omijania lekarzy i szpitali niełatwo było mi wrócić na kontrolne badanie MR, żeby sprawdzić, czy nie odnawia się mój nowotwór.

Dzisiaj byliśmy z Mamą u doktora Partingtona, by dowiedzieć się o wyniki badania. Są doskonałe, powiedział. Według niego na razie nowotwór zniknął zupełnie. Zbadał mnie i miałem jeszcze jedną miłą niespodziankę - doktor stwierdził, że powoli zaczynają odrastać mi włosy.

Wracaliśmy z Mamą spacerem do domu, trzymając się za ręce, chłonąc bogactwo i piękno świata. Nie mogłem się doczekać, kiedy znów będę w domu i będę Cię mógł do siebie przytulić.

Niebo się rozchmurzyło, przynajmniej na następne trzy miesiące. Nabrałem odwagi, by patrzeć nieco dalej w przyszłość. Teraz mogę już myśleć o tym, że będę częścią Twojego życia Emmo. Mogę oczekiwać dnia, w którym skończysz trzynaście lat, a ja zawieszę ten złoty medalionik na Twojej szyi.

W ciągu ostatnich siedmiu miesięcy uświadomiłem sobie wyraźnie, że w życiu nie ma dni zapasowych i że okazje zdarzają się tylko raz. Podobnie jak wielu moich przyjaciół, sądziłem niegdyś, że można spokojnie zmarnować dzień - dzisiejszy, jutrzejszy, a może i tydzień lub nawet rok w nadziei na coś lepszego w przyszłości. Teraz dopiero pojmuję, jak stracone chwile i godziny mogą spleść się w cale zmarnowane życie.

Oczywiście wolałbym nigdy nie mieć tego nowotworu, jednak przez tę moją chorobę zrozumiałem coś bardzo ważnego - należy żyć świadomie. To znaczy, Emmo, że nie wolno iść przez życie po omacku w nadziei, że pewnego dnia zdarzy Ci się to, czego naprawdę chcesz, że pewnego dnia spełnisz swoje marzenia. Życie zawsze trzeba zaczynać od "teraz".

A przede wszystkim nie bój się marzeń. Marzenia sprawiają, że chcemy myśleć o przyszłości. Bez nich umiera dusza.

Nie wiem, ile mi jeszcze czasu zostało, ale uświadomiłem sobie jedno - długie czy krótkie - to jest życie. Moje Życie. Należy je przeżyć.

Dwa lata od czasu postawienia diagnozy Greg nadal jest zdrów. Wraz Z rodziną spełnił jedno ze wspólnych marzeń. Wyjechali w trójkę na rok do Czech, gdzie żona Grega, Sharon, wykladała na uniwersytecie jako stypendystka fundacji Fulbrighta. Teraz znów są w Stanach. Sharon jest profesorem pedagogiki specjalnej, a Greg nie pracuje już w redakcji, ale zajął się pisaniem. Zeszłej jesieni Emmy poszła do przedszkola. Na szyi nosi mały, niedrogi wisiorek od ojca, który w dniu jej trzynastych urodzin Greg zamierza zastąpić złotym medalionikiem z wygrawerowanym napisem "Zawsze kochający Tata".





 

Tekst: GREG RAVER LAPMAN
Tłumaczenie: MAŁGORZATA BRENNER
Reader's Digest, 1995

  • /pisane-noc/127-listy-do-emmy/448-list-13-bal-maturalny