Dzieci pomagają

 

 

Gdy zrozumieli powagę choroby, siostry i bracia otaczyli Lee troską pełną tego zwyczajnego, bezmiernego poświęcenia, na jakie stać tylko rodzeństwo.

Najstarsza Mary dzieliła sypialnię z Lee. Nie wymówiła ani słowa skargi. Często wieczorem biegłam do ich pokoju, słysząc dławiący kaszel i zastawałam ją pochyloną nad łóżkiem braciszka, czule coś mówiła i oklepywała mu plecy. Zatrzymywałam się wtedy w progu, a ona pokazywała mi skinieniem głowy, że już wszystko w porządku. Wracałam więc do swojego pokoju wzruszona jej miłością do Lee.

Bracia też na swój sposób troszczyli się o niego. Wciąż mam przed oczami scenę, kiedy Roger i już duży Lee bawią się w wojsko. Przebrali się w stare mundury ojca. Kurtka pilota pętała się Lee poniżej kolan. Zsunął czapkę na tył głowy, zarzucił na ramię karabin z patyka, plecak na plecy, i tak maszerował obok brata. Nagle potknął się i przewrócił. Roger natychmiast do niego doskoczył. Pomógł mu się dźwignąć i włożyć czapkę na głowę.
- Naprzód marsz - zakomenderował i znów maszerowali wokół podwórka, tyle że dłoń Rogera trwała opiekuńczo obok łokcia Lee.

Dzieci czasem wręcz nieświadomie pomagały Kayowi i mnie. Pamiętam, jak przez wiele miesięcy Lee czekał na trzecie urodziny, bo po nich miał awansować z dziecinnego łóżeczka do dorosłego łóżka. Gdy tylko ojciec skończył przystosowywać łóżko, Lee wskoczył na nie, obrzucając nas tryumfalnym wzrokiem, ale zobaczył, że Kay niesie szkielet namiotu i płachtę.
- Co to takiego? - spytał.
- Twój nowy namiot do inhalacji - wyjaśnił Kay.

Uśmiech zniknął z twarzy Lee.
- Tylko małe dzieci śpią w takich namiotach - oznajmił.

Zbyt późno zrozumieliśmy z Kayem, że dla Lee namiot był częścią dziecinnego łóżeczka. A inhalacje, zastrzyki, pobieranie krwi, oklepywania?

Czyżby w swej dziecięcej naiwności sądził, że i one dotyczą tylko malutkich dzieci? Jak mu powiedzieć, że to jego los? Kay i ja patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Zabrakło nam słów, na szczęście chłopcy mieli ich pod dostatkiem.
- O kurczę, Lee! Ten nowy namiot jest świetny! - krzyknął Steve.
- Lee, dawaj tu swoje wyścigowy. Będzie fajny garaż - włączył się natychmiast Stanley.

Lee patrzył na nich podejrzliwie, w końcu nieraz go oszukali. Wątpliwości rozstrzygnął 6-letni Roger, kiedy nieoczekiwanie się rozpłakał.
- Dlaczego zawsze tylko Lee śpi w namiocie, a ja nie? To niesprawiedliwe! - łkał Roger.
- To moje łóżko, a nie twoje - Lee zasłonił sobą łóżko.



 

Tłumaczenie: ANNA KOŁYSZKO
Źródło: Reader's Digest Czerwiec 1999

  • /pisane-noc/156-nie-martw-si-mamo-nic-mi-nie-jest/661-przy-zabawie
  • /pisane-noc/156-nie-martw-si-mamo-nic-mi-nie-jest/659-sze-par-oczu