Ostatnie obrazy

 

 

Wieczorem siedzę przy kolacji, ale nie jem. Wpatruję się w twarze moich bliskich - taty, Kenny'ego, Kelsey. Zaczynają czuć się nieswojo. Staram się zapamiętać twarz taty z jego jasną cerą i pełnymi ciepła, niebieskimi oczami. Ma dołeczki w obu policzkach i promienny uśmiech.

Kenny ma oliwkową cerę i orzechowe oczy - wielkie, głęboko osadzone, przenikliwe. Często się uśmiecha, a jeśli nie - kąciki jego pełnych ust opadają nieco ku dołowi, co dodaje mu powagi przy jego chłopięcym wyglądzie.

Teraz się uśmiecha.

Późnym wieczorem wchodzę co chwila do pokoju Kelsey, żeby popatrzeć na nią śpiącą. Krążąc po domu, potykam się o zabawki, o psy. Moje pole widzenia się zmniejsza - dziś rano znikły boki, teraz również góra i dół, został tylko gasnący środek. Gorączkowo szukam najukochańszych zdjęć z całego życia.

Zbieram wszystkie, które potrafię znaleźć - i te w ramkach, i te w albumach. Otwieram szuflady, wyciągam stosy fotografii, które leżą luzem.

Rozkładam je na podłodze salonu wokół siebie.
- Jackie, powinnaś już iść spać - mówi Kenny.

Patrzę na niego. Przyklęka i obejmuje mnie, ale ja odsuwam się, żeby jeszcze raz spojrzeć na jego twarz. Chcę utrwalić ją w pamięci.

Spoglądam na zdjęcie, która upadło mi na kolana. To stara fotografia rodzinna przedstawiająca moje siostry, Robina i mnie. Jest kolorowa, ale ja już tego nie widzę.

Wpatruję się uważnie w oczy mojego brata. Robin naprawdę miał na imię Arthur, ale daliśmy mu to przezwisko, bo miał oczy tak intensywnie niebieskie jak jajka drozda, czyli robina. Teraz uszedł z nich cały błękit. Są dla mnie szare, podobnie jak całe zdjęcie. Straciłam wszystkie kolory.
- Kenny, jestem zmęczona - mówię. - Pomożesz mi dojść do łóżka?

Rano budzi mnie zapach smażonego boczku. Kenny krząta się w kuchni.

Podnoszę się, ale lecę na bok i spadam z łóżka. Nic nie widzę. Budzę się niewidoma. Czołgam się do łóżka, próbuję sięgnąć narzuty, ale chwytam ręką powietrze. Znowu upadam. Uderzam skronią o coś twardego, jakiś mebel. Krzyczę.

Po chwili Kenny trzyma mnie w objęciach, podnosi. Słyszę kroki Kelsey w korytarzu. Czuję, że tego nie wytrzymam.
- Zaprowadź mnie do łóżka. Powiedz jej, że jeszcze śpię - mówię szeptem do Kenny'ego.
- Jackie, to bez sensu - sprzeciwia się, ale bierze mnie pod rękę i odwraca w kierunku łóżka.

Chowam się pod kołdrą.
- Czy mama jest chora? - pyta Kelsey.

Weszła już do naszego pokoju.

Kenny odchrząkuje, żeby odzyskać głos.
- Powiedz, tato, czy oczy mamusi będą zdrowe?
- Dziś rano, kiedy mama spała, zadzwoniłem do lekarza, żeby spytać, kiedy mamusia zacznie lepiej widzieć. Powiedział, że za jakieś osiem, dziesięć tygodni.

Aż mnie zatyka.

Nie wiedziałam, że dzwonił. I że wydusił z lekarza jakiś termin.

Słyszę kroki Kelsey wychodzącej z pokoju.
- Kenny, czy lekarz naprawdę mówił o dwóch miesiącach?
-Tak.

Czuję, że nie mówi wszystkiego.
- Kenny, powtórz mi dokładnie, co powiedział.
- Powiedział, że jeżeli poprawa ma nastąpić, to mniej więcej wtedy.
- Jeżeli? Jeżeli poprawa ma nastąpić? Czyli może nie nastąpić w ogóle.

Kenny stara się mnie pocieszyć, ale ja myślę tylko: jak ja to w ogóle wytrzymam?




Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna Kołyszko


  • /pisane-noc/279-moje-magiczne-szkieko/1269-sodkie-sny
  • /pisane-noc/279-moje-magiczne-szkieko/1267-nadchodzi-ciemno