Karty, które rozdaje los (1)

 

 

Rześki zimowy poranek zaczął się tak jak każdy inny dzień w domu Badke'ów. Shirley wyprawiła do pracy męża Jeffa. Popatrzyła, jak starszy syn Christopher idzie do szkolnego autobusu. Później podwiozła do szkoły młodszego syna Josepha i pojechała do pracy. Spółka Southland Timber, gdzie Shirley była recepcjonistką i sekretarką, mieściła się w parterowym budynku z cegły, w pobliżu lotniska Bush Field w mieście Augusta w stanie Georgia.

Wszyscy lubili 36-letnią Shirley. Pełna entuzjazmu niebieskooka blondynka była duszą firmy. Tuż przed godziną 9, gdy pisała sprawozdanie, naczelny dyrektor Dave Dodge zajrzał do niej, żeby się przywitać przed wejściem do gabinetu.

W TYM CZASIE, 24 kilometry od siedziby spółki, dwusilnikowa cessna usiłowała dolecieć na lotnisko Bush Field. Pilot właśnie zawiadomił przez radio kontrolera lotów o awarii prawego silnika i o konieczności przymusowego lądowania. Wkrótce znów nadał wiadomość.
- Nie działa drugi silnik. Chyba nie dolecimy.

Kontroler dostrzegł uszkodzony samolot. Prawe śmigło było nieruchome, a lewe obracało się leniwie. Jeszcze raz odezwał się głos pilota.
- Módlcie się za nas.

Półtora kilometra od pasa startowego cessna spadła za szpaler drzew.

Shirley Badke rozmawiała przez telefon. Nagle zobaczyła zbliżającą się od drzwi kulę płomieni. Rzuciła słuchawkę i próbowała uciekać. Cessna uderzyła w biuro. Okna rozpadły się, ściana eksplodowała, a nad Shirley przetoczyła się fala ognia.

Dodge wybiegł na korytarz i zobaczył kłąb płomieni. Z ich wnętrza dobiegał krzyk Shirley: "Na pomoc!",
- Na podłogę i skul się! - rzucił się, by przykryć ją swym ciałem.

Przestała płonąć.

Przy pomocy innego pracownika Dodge wyniósł ją na parking. Ubranie i włosy miała spalone. Dyrektor zdjął koszulę i delikatnie okrył Shirley. Wtedy poruszyła ustami. Pochylił się, nasłuchując.
- Siedem...dwa...dwa.

Liczby? Chyba majaczy. Jednak ona podawała numer telefonu do pracy męża. Chciała, żeby był przy niej. Patrząc w niebo, Shirley podniosła dłoń, by osłonić twarz przed słońcem. Wtedy zorientowała się, że ma spaloną skórę na rękach. Mogła zobaczyć kości - białe kości na tle błękitnego nieba. Panie Jezu, nie opuszczaj mnie - modliła się.

W biurze Jeffa zadzwonił telefon. Jeden ze współpracowników Shirley tłumaczył: - Był wypadek. Pana żona jest ranna. Musi pan natychmiast przyjechać.

Kiedy Jeffpodjechał do budynku, ambulans właśnie odjeżdżał. Wtedy zobaczył wbity w biuro swej żony osmalony i pogięty wrak samolotu. W ten oto sposób 12 stycznia 1995 roku Shirley i Jeff Badke'owie rozpoczęli najstraszniejszą podróż w ich wspólnym życiu.


POZNALI SIĘ 20 lat wcześniej na plaży w stanie Georgia. Energiczna 16-latka natychmiast zakochała się w Jeffie. Nie odwzajemnił jej uczucia. Była przecież dzieckiem, a on miał już 19 lat. Jed nak nie dała za wygraną.

Kilka lat później Jeff zranił przy pracy stopę i kurował się w domu, kiedy odezwał się dzwonek.

W drzwiach stała Shirley.
- Słyszałam o twoim wypadku - powiedziała. - Chciałam tylko, żebyś wiedział, że w każdej chwili jestem gotowa ci pomóc.

Tak zaczął się romans. Potem Jeff poprosił Shirley o rękę. Na początku mieli niewiele pieniędzy, ale ona była dobrej myśli.
- Wszyscy narzekają - mówiła. - Pesymizm jest łatwy, optymizm trudny. Zawsze bądź optymistą.

Jeff dostał pracę w fabryce i z czasem został kierownikiem. Shirley pracowała w Southland. Wybudowali drewniany dom z pokojem dla dwóch synów. Teraz, w drodze do szpitala, Jeff myślał tylko o jednym: nadeszła jego kolej, by pomóc żonie.


LEKARZE Z ODDZIAŁU Oparzeń w Okręgowym Ośrodku Medycznym w Auguście sądzili, że pobyt Shirley w szpitalu będzie krótki. Miała oparzenia trzeciego stopnia, najcięższe z możliwych. Obejmowały one ponad 85 procent powierzchni ciała. W izbie przyjęć pielęgniarka z ponurą miną podeszła do Jeffa, który chciał zobaczyć swą żonę.
- Obawiam się, że szansę nie są duże - powiedziała.

Jeff ledwo zdążył rzucić okiem na straszliwie poparzone ciało, kiedy sanitariusze zaczęli wytaczać wózek z powrotem. Ale oszołomiona Shirley dostrzegła Jeffa.
- Kocham cię - wyszeptała.

Kilka chwil później ogarnęła ją ciemność - lekarze wprowadzili nieszczęsną kobietę w stan śpiączki, by oszczędzić jej straszliwego bólu.

Pod koniec dnia opiekujący się Shirley doktor Hermann Orlet zapewnił Jeffa, że zrobi co w jego mocy.

Od tej chwili Shirley leżała w sterylnej izolatce. Jej twarz spowijały bandaże. Podłączono ją do kroplówki i monitorów, oddychała za pomocą rurki wprowadzonej do tchawicy, połączonej z respiratorem. Lekarze, aby nie dopuścić do zakażenia, ograniczyli wizyty gości. Jednak codziennie rano i wieczorem Jeff zakładał lekarski kitel i siadał przy niej, leżącej w bezruchu.

"Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych" - często niegdyś mawiała. Teraz Jeff zastanawiał się, czy jego żona zdoła przeżyć.

 

 

Przegląd Reader's Digest 1999

Tłumaczenie: Jezry Bokłażec

 

  • /pisane-noc/281-karty-ktore-rozdaje-los/1278-karty-ktore-rozdaje-los-2