Przerażająca diagnoza

 

 

Anissa wpadła do domu jak burza.
- Zobacz mamo, co kupiłam! - zawołała wesoło, chcąc podzielić się swoją radością.

Przysiadła na brzegu krzesła w bawialni, gdzie Mary zajęta była składaniem ubrań. Rozłożyła wokół przyniesione torby i pakunki, zaczęta rozpakowywać różową spódniczkę.
- Ubiorę się w nią jutro do szkoły! - przyglądała się jej z uśmiechem.

W tym momencie zdała sobie sprawę z dziwnego zachowania matki. Mary zwykle tak jak ona cieszyła się z każdego nowego ciuszka, a teraz unikała jej spojrzenia.
- Co się stało, mamo?
- Nie pójdziesz jutro do szkoły. Doktor Gutierrez chce, żebyś zrobiła badania. Zostaniesz kilka dni w szpitalu.
- Badania? Jakie badania? Co mi jest?

Mary pokręciła głową. Dopiero po chwili opanowała głos.
- Nie wiem. Ale na pewno nie ma powodu do obaw.

Anissa zostawiła sprawunki tam, gdzie je rzuciła, i poszła do swojego pokoju. Zbyt dobrze znała matkę, żeby dać się zwieść.

Do domu wrócił Airon - uczeń szkoły średniej, wysoki, dobrze zbudowany, w głębi serca bardzo wrażliwy chłopak. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na matkę, która składała zapamiętale ubrania, lecz duchem była zupełnie nieobecna. Wiedział, że zdarzyło się coś złego. Kiedy o to zapytał, usłyszał, że siostra jest bardzo chora, ma białaczkę i musi być przebadana w szpitalu. Lekarze stwierdzą, jaki to rodzaj białaczki oraz czy choroba jest bardzo zaawansowana.

Nazajutrz w drodze do szpitala rozmowna zazwyczaj Mary siedziała obok męża bez słowa. Anissa była pewna, że rodzice nie mówią jej wszystkiego.

Skoro nie ma powodu do obaw, to dlaczego tata wziął wolny dzień? Dlaczego bez przerwy patrzy na mnie we wstecznym lusterku? Z drugiej strony, jeśli nie chcą o tym rozmawiać, niech i tak będzie. Nie będę ich denerwować swoim gadaniem.

W Szpitalu Dziecięcym Los Angeles wszystko było gotowe na przyjęcie pacjentki. Gdy tylko Anissę położono do łóżka, pielęgniarka pobrała jej krew. Później przyszedł lekarz i kolejna pielęgniarka. Pokazali jej na lalce, jak znieczulą jej biodro, by nic nie czuła, kiedy nakłują je igłą i wyciągną nią szpik z kości miednicy.

Już po punkcji Anissa słyszała, jak na korytarzu lekarze i jej rodzice o czymś rozmawiali. Gdy stanęli wokół jej łóżka, spojrzała z nadzieją, że ktoś wreszcie powie, co jej jest. Nikt nie powiedział. Zapytała matkę.
- Lekarze czekają na wyniki - usłyszała w odpowiedzi.

Mary i Abe wyszli ze szpitala około godziny 23.00, zapewniając córkę, że nie ma się czego bać. Potem zjawiła się pielęgniarka i dała jej tabletkę. Gdy Anissa zapytała, po co jej to, siostra odparła, że zaczynają chemioterapię. W jednej chwili Anissa zobaczyła babcię na krótko przed śmiercią: wyglądała strasznie, po chemioterapii straciła wszystkie włosy, potem umarła na raka.

Anissa oddała tabletkę.
- Nie wezmę jej - oznajmiła. Pielęgniarka zrobiła zdziwione oczy.
- Niczego nie wezmę i nie pozwolę nic sobie zrobić, dopóki ktoś mi nie powie, na co jestem chora.

Do jej pokoju przyszedł jeden z młodszych lekarzy, który był u niej wcześniej tego dnia.
- Co ci się stało? - zaczął tonem, jakby mówił do pięciolatki.

Anissa odparła chłodno, że nie jest dzieckiem i chce znać prawdę.
- Cały dzień lekarze szeptali i naradzali się z rodzicami, ale jak dotychczas nikt nie rozmawiał ze mną.

Lekarz siedział na brzegu jej łóżka. Paliła się tylko lampka na stoliku, reszta pokoju była pogrążona w mroku.
- Za wcześnie jeszcze, żeby mieć całkowitą pewność, ale podejrzewamy u ciebie przewlekłą białaczkę szpikową, czyli rodzaj raka krwi.

Serce zamarło jej w piersiach. No tak, chciałam wiedzieć, to teraz wiem.

Nazajutrz obudziła się z silnym postanowieniem, że nie podda się chorobie, że będzie z nią walczyć. To właśnie powiedziała matce, gdy ta zjawiła się w szpitalu.
- Od dziś koniec tajnych narad z lekarzami. Muszę wiedzieć o wszystkim, rozumiesz, mamo? Jeżeli mam umrzeć, to chcę wiedzieć dlaczego. Przestań płakać, mamo! A jeśli mam żyć, to z pewnością powinnam wiedzieć, jak postępować.

Zaskoczona Mary mogła tylko kiwnąć głową. Od tego dnia wszystko się zmieniło. Anissa słuchała, zadawała pytania, studiowała encyklopedie i książki medyczne, zdobywała gruntowną wiedzę o "swojej" białaczce.

Na początku dowiedziała się, że ta choroba jest następstwem zmian genetycznych, jakie zaszły w jej jednej białej krwince w szpiku kostnym. Z nieznanych powodów ta właśnie krwinka zrobiła się złośliwa i zaczęła się rozmnażać. Komórek białaczkowych powstaje coraz więcej, atakują one narządy wewnętrzne produkujące komórki krwi, co powoduje anemię, zakażenia oraz krwotoki wewnętrzne. Bez leczenia w ciągu kilku tygodni może nastąpić śmierć. Jednak nawet gdy objawy się cofną, najczęściej zdarza się nawrót choroby i zgon.

Białaczka Anissy, szpikowa, była przewlekłą postacią tej choroby, co znaczyło, że można ją zaleczyć - ale nie wyleczyć. Jeżeli dopisze jej szczęście, liczba białych krwinek się zmniejszy, ból i sińce znikną i będzie żyła bez objawów choroby jakieś 5 lat.

Nawet taki scenariusz jest oparty bardziej na nadziei niż przewidywaniu. Na pewno część zmutowanych komórek przetrwa chemioterapię i nowe komórki będą już uodpornione na chemię. Krótko mówiąc, Anissa żyła z tykającą bombą zegarową. Jej choroba była nieuleczalna.

Anissa miała jedną szansę, daleko wykraczającą poza ramy tradycyjnej kuracji. Stosunkowo nowa metoda to transplantacja - polega na zastąpieniu chorego szpiku szpikiem odpowiedniego dawcy. Lekarze wyjaśnili jej, że przed taką operacją zniszczą jej wszystkie białe krwinki - te chore i zdrowe - za pomocą naświetlań i chemioterapii.

Transplantacja oznacza więc "rozbrojenie" układu odpornościowego na całe 15 dni, w trakcie których życie Anissy będzie wisiało na włosku. Ale jeżeli jej organizm nie odrzuci szpiku dawcy oraz jeżeli nie dojdzie do poważnego zakażenia, nowe komórki zaczną się rozmnażać, a to da Anissie nadzieję na wyleczenie.




Przegląd Reader's Digest 1997
Tłumaczenie: Grzegorz Gortat

  • /pisane-noc/282-cud-narodzin-przeciw-mierci/1282-co-mamy-pocz
  • /pisane-noc/282-cud-narodzin-przeciw-mierci/1280-matczyne-lki