Ostatnia deska ratunku

 

 

MARY:

Bobbie Roger, siostra dr Gutierrez, należała do naszych serdecznych przyjaciół, którzy dzielili z nami trudne chwile. Bobbie razem z nami liczyła upływające dni. Wiedzieliśmy, że dawca mógł się jeszcze pojawić, ale szansę były coraz mniejsze. Chore białe krwinki w każdej chwili mogły zabić Anissę. Gdzieś tak pod koniec roku Bobbie spytała, co zamierzam dalej robić. Zaczęłam jej wyliczać zaplanowane już spotkania i odczyty.
- Czasu masz coraz mniej - przerwała mi.
- Co jeszcze mogę zrobić?
- Możesz urodzić dziecko. Aż podskoczyłam. Mówi poważnie czy żartuje?
- Zaraz, chwileczkę. Skończyłam już 41 lat! Poza tym mąż ma podwiązane nasieniowody. W cuda wierzysz? - zaczęłam, zbierając myśli.

Bobbie nie ustępowała.
- Przecież jego zabieg nie jest nieodwracalny. Spójrz prawdzie w oczy. Nie macie innego wyboru. To ostatnia deska ratunku.

Odparłam, że to szalony pomysł, z góry skazany na niepowodzenie. Ale już w trakcie tej dyskusji, w głębi serca zaczęłam przychylać się do pomysłu Bobbie. Zawsze chciałam mieć jeszcze jedno dziecko, ale wiedziałam też, że Abe byłby przeciwny.

Gdy zaczęłam z nim rozmowę, oczywiście stwierdził, że postradałam zmysły - przecież połowa naszych znajomych jest już dziadkami! Próbowałam o wszystkim zapomnieć, ale cały czas słyszałam słowa Bobbie: "To ostatnia deska ratunku". Pamiętałam też słowa Tami Brown, że w głębi serca muszę być pewna, że zrobiłam wszystko, by uratować córkę. Jakże potrzebowałam takiej wewnętrznej pewności! Cokolwiek ma się stać, muszę być absolutnie przekonana, że wykorzystałam każdą możliwość, by ocalić Anissę przed śmiercią.

Ale nadal nurtowały mnie wątpliwości. Dokładnie wiedziałam, jak wygląda pobranie szpiku kostnego, widziałam przecież, jak nakłuwają igłą biodro Anissy. Czy na taki zabieg możemy narażać niemowlę? Jak mam pokonać opór Abego, który nie dopuszcza myśli o kolejnym dziecku?

Poszłam do księdza. Spytałam go, skąd mogę mieć pewność, czego Bóg ode mnie oczekuje? Odparł, że odpowiedzi muszę szukać we własnym sercu, że Bóg da mi znak. Jednak późną nocą w łóżku, kiedy w ciemności i ciszy słuchałam własnego serca, słyszałam dwa głosy. Jeden mówił: Tak, zrób to. Drugi zaś: Nie, tak nie wolno.

Prowadziliśmy z Abem nie kończące się rozmowy. Uważał, że się nie uda, nie chciał narażać Anissy na gorycz kolejnego rozczarowania. Bałam się tego samego, ale czy zostało nam jakieś inne wyjście?
- Może jednak znajdziemy dawcę - odpowiadał.

Czułam jednak, że tak naprawdę sam już w to nie wierzy.

Rozmawiałam z lekarzem. Zapewnił, że niemowlę niczym nie ryzykuje - przez godzinę będzie odczuwać nieznaczny ból w okolicach bioder, po tygodniu zaś nastąpi całkowite odtworzenie szpiku.

Kiedy przekazałam to wszystko mężowi, przez chwilę milczał. Naraz zobaczyłam, że oczy zachodzą mu łzami.
- Co się stało?
- Pomyślałem, że nawet gdyby Anissa... gdybyśmy ją stracili, małe dziecko w domu pomogłoby nam to znieść.

Ta rozmowa jeszcze bardziej nas zbliżyła. Rozmawialiśmy i modliliśmy się, ale nadal paraliżował nas strach i wątpliwości. Jednego dnia byliśmy gotowi, drugiego rezygnowaliśmy.

Dowiadywaliśmy się, jakie są szansę, że nam się uda. Były więcej niż skromne, w najlepszym razie, jak 1:1. Mężczyzna po podwiązaniu nasieniowodów, któremu na nowo je udrożniono ma 50 procent szans na zapłodnienie kobiety. A ja wkroczyłam w wiek, w którym możliwości zajścia w ciążę drastycznie maleją. Ale nawet gdyby nam się udało, to prawdopodobieństwo, że rodzeństwo będzie mieć szpik nadający się do przeszczepu, wynosi zaledwie 25 procent. Na koniec pozostawała jeszcze okrutna prawda: nawet w przeszczepach od spokrewnionego dawcy do 40 procent biorców umiera w ciągu dwu lat od operacji.

Kilka dni później obudziłam się świtem. Serce waliło mi jak młotem. Zbudziłam Abego i łapiąc z trudem oddech opowiadałam, co mi się śniło. Wymowa tego snu była jednoznaczna: powinnam podjąć decyzję i urodzić dziecko, a wszystko będzie dobrze.
- Myślę, że już wiem, czego Bóg od nas oczekuje - powiedziałam.

Siedzieliśmy na łóżku. Abe objął mnie ramieniem.
- Posłuchaj, chcę, żebyś jeszcze dzisiaj poszła do doktor Gutierrez. Musisz upewnić się, że możesz zajść w ciążę - powiedział i westchnął głęboko.
- Potem dowiedz się, co ma zrobić facet po podwiązaniu nasieniowodów, który zmienił zdanie.



 

Przegląd Reader's Digest 1997
Tłumaczenie: Grzegorz Gortat

 
  • /pisane-noc/282-cud-narodzin-przeciw-mierci/1285-na-imi-ma-marisa
  • /pisane-noc/282-cud-narodzin-przeciw-mierci/1283-walka-o-szans