Nie ma sprawy

 

 

ZADZWONIŁEM DO MOJEJ asystentki Brigette i od niechcenia wspomniałem, że mam mały kłopot z odruchami. Opowiedziałem jej, co się dzieje z małym palcem. Przeraziła mnie śmiertelnie, bo stwierdziła, że wygląda jej to na jakąś przypadłość neurologiczną i zaproponowała, żebym zgłosił się do jej brata w Bostonie, który jest neurochirurgiem.

- Nie, nie, to nic takiego - powiedziałem. - Nie sądzę, żeby to było coś poważnego. Zadzwonię lepiej do Tracy.

Brat Brigette może sobie być neurochirurgiem, ale moja żona równie dobrze może mi coś poradzić, bo jest hipochondryczką.

Zastałem Tracy na siłowni. Kazała mi opisać objawy. Nie pasowały do żadnej znanej jej choroby czy urazu. Odetchnąłem z ulgą i uczepiłem się jej pocieszającego stwierdzenia, że do wieczora "się zagoi".

Wymieniliśmy pożegnalne "kocham cię i tęsknię", jednak gdy już miałem się rozłączyć, rzuciła:

- Wiesz, brat Brigette jest neurochirurgiem. Może byś z tym do niego zadzwonił?

Niech to szlag.

Dziesięć minut po tej rozmowie Brigette była już u mnie w pokoju i dzwoniła do brata. Jeszcze raz musiałem opowiedzieć całą historię o małym palcu. Lekarz rzucił garść możliwości, jedna gorsza od drugiej: udar mózgu, tętniak, guz mózgu. Pytał, czy ostatnio nie miałem jakiegoś wypadku. Przypomniałem sobie parę urazów na planie. Uznał, że to może być przyczyną. Proponował wizytę u neurologa.

Producent filmu Doktor Hollywood jeszcze tego samego dnia zorganizował mi wizytę u lekarza i ten zrobił mi całą serię testów podobnych do tych, które przeprowadzają policjanci z drogówki sprawdzający trzeźwość kierowcy: chodzenie po linii prostej, wyciąganie rąk i dotykanie palcem wskazującym czubka nosa, podskakiwanie na jednej nodze.

Lekarz nie wyglądał na zaniepokojonego. Sugerował, że powodem skurczów palca jest najprawdopodobniej jakiś drobny uraz łokcia.

- Czyli to przez łokieć?

Kiwnął głową i zażartował, że mam taką pozycję w zawodzie, że nie muszę się już rozpychać łokciami. Wróciłem więc do roboty.

Doktora Hollywood skończyłem kręcić w lutym 1991 roku. Drżenie małego palca nie ustało, a wkrótce do akcji dołączyły serdeczny i środkowy. Słabła mi lewa dłoń, sztywniała ręka, czułem bóle po lewej stronie klatki piersiowej.

Jednak byłem przekonany, że uporam się z tymi dolegliwościami za pomocą fizjoterapii. I że mogę z tym poczekać do końca wakacji.

Sierpień spędzałem z Tracy i naszym synem Samem na wyspie Martha's Vineyard w letnim domu teściów. Jest to niewielka, ale przytulna chałupa rybacka na wydmach. Całymi dniami wylegiwaliśmy się na plaży, jeździliśmy na rowerach i oglądaliśmy z werandy zachody słońca. Postanowiłem, że się za siebie wezmę: ograniczę piwo, zrzucę parę kilogramów, codziennie pobiegam.

Pod koniec pobytu wybrałem się na 8-kilometrową przebieżkę. Wystartowałem doskonale, ale w drodze powrotnej osłabłem. Niecały kilometr od domu spotkałem żonę w aucie. Zatrzymała się. Miała wystraszoną minę.

- Dobrze się czujesz? - spytała.

Zapewniłem, że tak, tylko trochę się przeliczyłem z siłami. Przecież zbliżam się do trzydziestki. To miał być żart, ale ona się nie rozchmurzyła.

- Wyglądasz okropnie - powiedziała. - Prawie nie ruszasz lewą stroną ciała. Nie wymachujesz ręką przy biegu. Sądzę, że musisz przestać biegać, póki nie obejrzy cię lekarz.

 

 

Tłumaczenie: MICHAŁ MADALIŃSKI
Przegląd Reader's Digest, sierpień 2003

  • /pisane-noc/288-ja-i-moj-los/1311-dwa-straszne-sowa
  • /pisane-noc/288-ja-i-moj-los/1309-pobudka