Środa popielcowa

 

 

POSTANOWILIŚMY Z TOMEM, że nie będziemy mówić o operacji do czasu rozmowy z doktorem Mancinim. Przyszedł w środę wczesnym popołudniem i ponownie tłumaczył, jaki to rodzaj guza.

- Co teraz? - spytał Tom.

- Najpewniej radioterapia i chemia - powiedział doktor Mancini i powtórzył, że znał pacjentów, którzy żyli z tym lata całe.

Już miał odejść, kiedy Tom wziął głębszy oddech.

- Coś panu powiem. Życie nieraz rzucało mi kłody pod nogi. Nie takie wielkie jak ta, ale sobie z nimi poradziłem. Kocham żonę. Kocham życie - głos lekko mu się załamał.

- No to świetnie. Ma pan po co żyć, a to bardzo ważne - odparł doktor, odwrócił się na pięcie i uciekł.

Po południu Tom zapytał, czemu wielu ludzi ma na czole ciemne smugi. Wyjaśniłam, że jest środa popielcowa. Oświadczył, że chce się pomodlić. Rzadko to robiliśmy. Zaproponowałam, byśmy powtórzyli przysięgę małżeńską, którą napisaliśmy na nasz ślub. Próbowałam ją sobie przypomnieć, ale Tom ubiegł mnie.

- Ja, Tom, biorę ciebie, Mary Catherine, skarbie mego serca, najdroższa towarzyszko, za żonę, kochankę i przyjaciółkę, abym mógł z tobą odbyć podróż życia, po kres drogi i dalej. Ślubuję ci miłość, troskę i szacunek, na dobre i na złe, do końca moich dni - mówił płynnie i wyraźnie.

Tę noc spędziłam na kozetce obok łóżka Toma. Spaliśmy, trzymając się za ręce.

Rano wróciłam do domu i zadzwoniłam do ciotki Marcelli i wuja Hanka, najstarszego brata matki. Lubiliśmy z Tomem jeździć do nich na weekend. Mieszkali w Delaware przy plaży i zawsze chętnie nas u siebie witali.

Marcella przez kilkadziesiąt lat pracowała jako pielęgniarka, nieraz miała do czynienia z glejoblastomą - guzem IV stopnia. Dużo wiedziała o nowotworach, 20 lat temu sama chorowała na raka piersi.

Powiedziałam jej, że chcę się modlić, ale nie umiem.

- Najlepszą modlitwą jest to, co płynie z serca. Ujawnij to i ofiaruj. Czy odczuwasz rozpacz, czy złość, to bez znaczenia. Bóg cię wysłucha. Już cię słyszy. Ty już się modlisz - odparła.

To zapewnienie ciotki przyniosło mi wielką ulgę. Tak, ja już się modliłam. To była prawda.

Wróciłam do szpitala i zabrałam Toma na spacer.

- Dobrze się czuję. Właściwie nie boję się śmierci. Tylko tego, co może przyjść przed nią - powiedział.

- Mdłości, bólu, kalectwa, o to ci chodzi?

- Tak, tego boję się naprawdę.

- Ja też, ale jeśli się zdarzy, poradzimy sobie - obiecałam mu.

Powtórzyłam Tomowi słowa Marcelli i spytałam, czy chciałby się pomodlić. Skinął głową. Wzięliśmy się za ręce. Przymknęłam oczy.

- Boję się. Pomóż mi zachować nadzieję. Wskaż nam, co robić. Ty widzisz, jak się kochamy. Zachowaj nas razem i dopomóż. Stawimy czoło każdej konieczności, ale chcemy razem iść przez życie. Stawimy czoło również t e m u tylko błagamy - pomóż nam. Amen.



 

 
Przegląd Reader's Digest 1999
Tłumaczenie: JOLANTA KOZAK

  • /pisane-noc/290-dugie-poegnanie-sp-818/1355-centrum-dowodzenia
  • /pisane-noc/290-dugie-poegnanie-sp-818/1353-trojka-albo-czworka