Centrum dowodzenia

 

 

ZDROWIEJE mniej niż 10, ale zwykle więcej niż 1-2 procent ludzi - Sam informował nas o szansach przeżycia chorych z glejoblastomą. Ten kolega Toma ze studiów przyleciał z Nowego Jorku. Niedźwiedziowaty chirurg z bujną brodą i nieśmiałym uśmiechem podtrzymywał nas na duchu, dodawał odwagi. Podkreślał atuty Toma: młody wiek - 38 lat - i ogólnie dobry stan zdrowia.

- Szkoda, że chirurg nie zdołał usunąć więcej tego guza - dodał.

Zapytał, czy znamy nazwiska lekarzy, których moglibyśmy poprosić o drugą opinię, konsultację. Polecił nam szpital onkologiczny Sloan-Kettering w Nowym Jorku.

- Nie traćcie czasu. Musicie się spieszyć. Guz wymaga agresywnego leczenia. Trzeba działać metodą inwazyjną - ostrzegł.

Już wcześniej zaczęłam zbierać literaturę o guzach mózgu. Dzwoniłam do działu informacji Krajowego Instytutu Onkologicznego i zamówiłam u nich wybór najnowszych publikacji prasowych o tej odmianie guza, którą miał Tom.

Po kilku dniach pocztą przyszedł gruby na 8 centymetrów plik kartek. Segregator opatrzono nalepką: "Glejoblastoma wielopostaciowa dla Toma Gherleina" - zupełnie jakby guz był upominkiem.

Przekartkowałam papiery i dowiedziałam się, że wielopostaciowa forma glejoblastomy (w skrócie GBM) jest najczęstszą odmianą guza mózgu u dorosłych. Rozrasta się szybko i swymi wypustkami wnika do leżących w pobliżu struktur mózgu. Zdarza się, że podwaja objętość co 7-8 dni. Standardowe leczenie to chirurgiczne usunięcie guza, naświetlania i chemioterapia. Po samej operacji średnia długość życia wynosi 12-16 tygodni, po operacji i naświetlaniach - około 40 tygodni, a po operacji, naświetlaniach i chemioterapii - 50 tygodni.

We dwójkę analizowaliśmy statystyki. Zamiast biadać, że "szansa przeżycia wynosi 2 procent", mówiliśmy: "W tym roku setki ludzi zachorują na GBM i wyjdą z tego. Jednym z nich będzie Tom".

Parę dni po wyjściu Toma ze szpitala przyjechał Rich Baker, jeden z jego najdawniejszych przyjaciół. Postanowiliśmy, że mój mąż skieruje swoją energię na rekonwalescencję po operacji, a my ruszymy do boju w jego imieniu na pole medycyny. - Tu będzie nasze centrum dowodzenia - oznajmiłam wchodząc do gabinetu.

Stało tu już biurko i komputer. Dostawiliśmy regał i szafkę na akta. Publikacjami na temat guzów mózgu już mogłam zapełnić kilka półek, a szybko przybywały nowe.

Rich, siedząc na łóżku w pokoju gościnnym i wertując nasz opasły segregator o glejoblastomach, analizował sytuację Toma.

- Standardowe leczenie nie skutkuje. Trzeba załatwić mu inną terapię. Cokolwiek wybierzemy musi to zacząć się dwa tygodnie po operacji, czyli od dziś za tydzień - mówił.

Miał rację. Ściągnęłam z internetu tasiemcową listę szpitali i - wspomagani przez znajomych, którzy uruchomili swoje telefony w całym kraju - zredukowaliśmy ją do możliwych do ogarnięcia 30-40 pozycji. Wtedy zasiadłam do telefonu, aby wywiedzieć się szczegółowo o każdą z placówek.

W głosach wielu lekarzy i pielęgniarek, którym streszczałam naszą sytuację, słychać było autentyczne współczucie.

- Po głosie sądząc, jest pani strasznie młoda - zauważyła któraś z moich rozmówczyń.

- Mam 31 lat.

- O mój Boże - szepnęła.

 

 

Przegląd Reader's Digest 1999
Tłumaczenie: JOLANTA KOZAK

  • /pisane-noc/290-dugie-poegnanie-sp-818/1356-ruszamy-na-wojn
  • /pisane-noc/290-dugie-poegnanie-sp-818/1354-roda-popielcowa