Cud nad Jeziorem Syreny (2)

 

 

W LISTOPADZIE, pewnego chłodnego, deszczowego poranka, na Wyspie Księcia Edwarda na wschodzie Kanady, 32-letni Wade MacKinnon założył na siebie swój nieprzemakalny strój do polowania na kaczki. Był leśniczym, mieszkał wraz z żoną i trojgiem dzieci w Mermaid, małej osadzie niedaleko na wschód od Charlottetown.

Tym razem, zamiast jechać do ujścia rzeki, gdzie polował, postanowił udać się nad Mermaid Lake, czyli Jezioro Syreny, trzy kilometry od domu. Zostawił wóz terenowy i ruszył pieszo. Doszedł do otaczających dziesięciohektarowe jezioro bagien, na których rosły żurawiny. W krzakach, tuż nad wodą coś zatrzepotało. Zaciekawiony podszedł bliżej i ujrzał srebrzysty, zaplątany w gałęziach niskiego krzaku wawrzynu, balonik. Kiedy odplątał sznurek, znalazł przywiązany do niego, nasiąknięty wodą kawałek papieru owinięty plastikiem.

W domu MacKinnon ostrożnie wyjął mokrą karteczkę, żeby ją wysuszyć. Gdy jego żona, Donna, wróciła do domu, pokazał jej balon wraz z notatką.

- Spójrz na to - powiedział. A ona, zaintrygowana, zaczęła czytać:

- 8 listopada 1993 roku. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, tatusiu...

Na końcu podany był adres w Live Oak, w stanie Kalifornia.

- Jest dopiero 12 listopada - wykrzyknął Wadę. - Ten balon przebył prawie 5 tysięcy kilometrów w ciągu czterech dni!

- Popatrz! - powiedziała Donna, odwracając balon. - Jest tu mała syrenka, a balonik wylądował nad Jeziorem Syreny.

- Musimy napisać do Desiree - postanowił Wade. - Może zostaliśmy wybrani, żeby pomóc tej małej.

Zauważył jednak, że żona niezupełnie podziela jego zdanie. Ze łzami w oczach Donna cofnęła się, wypuszczając z rąk balon.

- Takie małe dziecko, a już przeżywa śmierć kogoś bliskiego. To straszne - powiedziała.

Wade postanowił trochę odczekać. Karteczkę schował do szuflady, a balon, nadal unoszący się w powietrzu, przywiązał do poręczy balkonu. Widok dziwnie drażnił Donnę, toteż kilka dni później schowała balon.

Mijały tygodnie, a Donna zorientowała się, że coraz częściej myśli o balonie.

Przeleciał nad Górami Skalistymi i nad Wielkimi Jeziorami. Jeszcze kilka kilometrów, a wylądowałby w oceanie. Tymczasem zatrzymał się tu, nad Jeziorem Syreny.

Trójka naszych dzieci ma szczęście - pomyślała Donna. - Mają dwoje zdrowych rodziców. Wyobraziła sobie, jak czułaby się ich prawie dwuletnia córeczka, Hailey, gdyby śmierć zabrała Wade'a.

Następnego ranka powiedziała:

- Masz rację. Nie bez powodu ten balon znalazł się u nas. Musimy spróbować pomóc Desiree.


W KSIĘGARNI w Charlottetown Donna MacKinnon kupiła bajkę o małej syrence, a kilka dni później, tuż po Bożym Narodzeniu, Wade przyniósł do domu specjalną kartkę z napisem: "Kochana Córeczko! Moc najlepszych życzeń z okazji urodzin!".

Któregoś dnia rano Donna napisała list do Desiree. Kiedy skończyła, dołączyła go do kartki urodzinowej i wysłała razem z książką. Było to 3 stycznia 1994 roku.

PIĄTE URODZINY Desiree, uczczę małym przyjęciem 9 stycznia, minęły, spokojnie. Od czasu, gdy dziewczynka wysłała do taty balon, codziennie pytała matkę, czy sądzi, że tata już dostał stał jej balonik. Po przyjęciu urodzinowym przestała zadawać to pytanie.

Późnym popołudniem 19 stycznia! do domu Trish nadeszła przesyłka od państwa MacKinnon. Rhonda z córeczką mieszkały już znowu w Yuba City, więc Trish postanowiła doręczyć im paczuszkę następnego dnia.

Jednak kiedy siedziała tamtego wieczoru przed telewizorem, nie wała jej spokoju myśl, dlaczego paczka dla Desiree została wysłana na jej adres. Rozerwała opakownie i w środku znalazła kartkę z życzeniami. "Kochana Córeczko..." Serce zaczęło jej walić jak szalone. Boże drogi, pomyślała i sięgnęła po słuchawkę. Choć minęła już północ, czuła, że musi zadzwonić do córki.


KIEDY z oczami zaczerwienionymi od płaczu, zatrzymała się przy domu Rhondy następnego dnia rano, jej córka i wnuczka już nie spały. Usiadły na kanapie.

- To dla ciebie, kochanie - powiedziała Trish, podając dziewczynce paczuszkę. - Od tatusia.

- Wiem - odparła rzeczowo Desiree. - Proszę, przeczytaj mi to.

- Wszystkiego najlepszego od tatusia - zaczęła Trish. - Pewnie się zastanawiasz, kim jesteśmy. A więc wszystko zaczęło się w listopadzie, kiedy mój mąż, Wade, poszedł polować na kaczki. I wiesz, co znalazł? Balonik z syrenką, który wysłałaś swojemu tatusiowi... - Trish przerwała na chwile. Po policzku Desiree zaczęła powoli spływać łza.

- W niebie nie ma sklepów, więc tatuś chciał, żeby ktoś inny kupił ci prezent.

Nas wybrał chyba, dlatego że mieszkamy blisko Jeziora Syreny - Trish czytała dalej list do wnuczki. - Wiem, że twój tatuś chciałby, żebyś była wesoła, a nie smutna. Wiem też, że bardzo cię kocha i że zawsze będzie się tobą opiekował. Pozdrawiamy cię najserdeczniej, Donna i Wadę MacKinnon.

Skończyła czytać i spojrzała na Desiree.

- Wiedziałam, że tatuś nigdy nie mógłby o mnie zapomnieć - powiedziała dziewczynka.

Ocierając łzy, Trish przytuliła do siebie wnuczkę i zaczęła jej czytać książeczkę, którą przysłali państwo MacKinnon. Opowiadanie to różniło się od wersji, którą Ken czytał niegdyś swojej córeczce i w której mała syrenka żyje długo i szczęśliwie u boku przystojnego księcia. W nowej wersji mała syrenka umiera, ponieważ zła czarownica pozbawia ją rybiego ogona. Zabierają ją ze sobą trzy anioły.

Trish obawiała się, że takie zakończenie zasmuci jej wnuczkę. Tymczasem Desiree z zachwytu aż przyłożyła dłonie do policzków. - Ona poszła do nieba! - zawołali - To dlatego tatuś przysłał mi książkę. Mała syrenka poszła do nieba, tak jak on!


W POŁOWIE lutego państwo MacKinnon otrzymali list od Rhondy: "19 stycznia, w dniu, w którym nadeszła od Państwa przesyłka, spełniło się marzenie mojej córeczki".

W ciągu następnych tygodni państwo MacKinnon często rozmawiali przez telefon z Desiree i jej mamą, a w marcu Rhonda, Trish i Desiree wybrały się samolotem na Wyspę Księcia Edwarda.

Kiedy te dwie rodziny szły przez zasypany głębokim śniegiem las w kierunku jeziora, żeby zobaczyć miejsce, w którym Wade znalazł balon, Rhonda i Desiree milczały. Tak jakby Ken był z nimi.

Teraz, gdy tylko Desiree chce pomówić o tacie, dzwoni do państwa MacKinnon. Nic nie przynosi jej takiej ulgi jak te rozmowy. - Wszyscy dziwią się, co to za zbieg okoliczności, że nasz balonik z syrenką dotarł tak daleko i wylądował właśnie przy Jeziorze Syreny - mówi Rhonda. - Ale my wierzymy, że to Ken wybrał państwa MacKinnon, by za ich pośrednictwem powiedzieć Desiree jak bardzo ją kocha i że zawsze będzie przy niej. I ona to teraz rozumie.





Przegląd Reader's Digest 1996
Tłumaczenie: Małgorzata BRENNER

Cud nad Jeziorem Syreny (1)

 

 

To prawdziwa córeczka tatusia - mawiała często Rhonda, a oczy Kena jaśniały wtedy dumą. Ojciec i córka byli nierozłączni - razem odbywali wędrówki piesze i przejażdżki samochodem terenowym, razem też chodzili nad rzekę Feather łowić okonie i łososie.

Zamiast pogodzić się stopniowo z brakiem ojca, Desiree absolutnie odrzucała myśl o jego śmierci.

- Tatuś niedługo wróci - mówiła często matce. - Jest w pracy.

Bawiąc się swoim dziecinnym telefonem, udawała, że z nim rozmawia.

- Tęsknię za tobą, tatusiu. Kiedy wrócisz?

Zaraz po śmierci Kena, Rhonda przeniosła się do domu swojej matki w niedaleko położonej miejscowości, Live Oak. Od pogrzebu minęło siedem tygodni, a Desiree wciąż była nieutulona w żalu.

- Nie wiem już, co robić - skarżyła się Rhonda swojej 47-letniej matce, Trish Moore, z zawodu pielęgniarce.

Pewnego wieczora siedziały we na dworze, patrząc na gwiazdy Doliną Sacramento.

- Popatrz tam, Desiree - ba wskazała na błyszczący punkcik w bliżu horyzontu. - To twój tatuś świeci z nieba.

Gdy niedługo po tym Rhonda obudziła się pewnego razu w środku nocy, zastała swoją córeczkę siedzącą w piżamie na progu i z płaczem wypatrującą gwiazdy tatusia. Nie pomogły nawet dwie wizyty u psychologa. Próbując już wszystkiego, Trish zaprowadziła Desiree na grób Kena w nadziei, że to pomoże dziecku pogodzić się z jego odejściem. Dziewczynka położyła głowę na płycie nagrobnej i powiedziała:

- Może uda mi się usłyszeć, jak tatuś do mnie mówi.

Innym znów razem, gdy przed snem Rhonda otulała Desiree kołdrą, dziewczynka oświadczyła:

- Chcę umrzeć, mamusiu, bo wtedy będę mogła być z tatusiem.

Boże mój - pomyślała z przerażeniem Rhonda - co ja mam robić?

8 listopada 1993 przypadały dwudzieste dziewiąte urodziny Kena.

- Jak mam mu wysłać życzenia? spytała babcię Desiree.

- A może przy wiążemy list do balonu? - zaproponowała Trish - I wyślemy do nieba?

Dziewczynka rozpromieniła się.

W trójkę wybrały się na cmentarz. Po drodze stanęły przy sklepie.

- Pomóż mamusi wybrać balon - poleciła babci Desiree. Stojąc przy półce, przy której unosiło się kilkadziesiąt srebrzystych balonów, dziewczynka natychmiast podjęła decyzję: ,.Ten". Ozdobny napis "Najlepsze Życzenia urodzinowe" znajdował się tuż nad rysunkiem małej syrenki z filmu Disneya. Desiree często oglądała filmy wideo razem z ojcem. Desiree podyktowała list. - Niech tam będzie: Wszystkiego najlepszego, tatusiu. Kocham cię i tęsknię - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Mam nadzieję, że to przeczytasz i napiszesz do mnie na moje urodziny w styczniu.

Trish napisała to wraz z adresem na małej karteczce, którą owinęła w plastikową folię i doczepiła do sznurka przy balonie. W końcu Desiree puściła balon, który uniósł się w powietrze.

Prawie godzinę obserwowały, jak lśniąca, srebrzysta plamka robi się coraz mniejsza.

- No, dobrze - powiedziała wreszcie Trish. - Czas wracać do domu.

Wraz z Rhondą zaczęły już pomału oddalać się od grobu Kena, gdy nagle usłyszały pełen przejęcia głos Desiree.

- Widziałyście? Tatuś wyciągnął po niego rękę.

Balon, jeszcze przed chwilą widoczny, zniknął.

- Teraz tatuś mi odpisze - stwierdziła Desiree, mijając mamę i babcię w drodze do samochodu.




 

 
Przegląd Reader's Digest 1996
Tłumaczenie: Małgorzata BRENNER