Na północ od Rio Usmacinta (Meksyk)

Niepokój pojawia się nagle i początkowo nie wiadomo, skąd się wziął. Tropikalny pejzaż zaczyna budzić jakiś nieokreślony, chłodny lęk. Wysoki las tonie w świetle, dusząca wilgoć unosi się nad niewiarygodnie soczystym listowiem. Nawet szeroka ścieżka wycięta w gęstwinie, jeszcze przed chwilą zalana deszczem, leniwie paruje. Sielanka. Śpiewają ptaki, nad rzeką rozpacza wyjec, nad głowami cicho żeruje stado małp. Jest bardzo parno.

Skąd ten irracjonalny lęk...? Po paru minutach już wiadomo. Zmysły wyłapują w bujnym, chaotycznym żywiole podzwrotnikowej puszczy nieoczekiwany tu, obcy element. To zatopiony w bujnej roślinności zarys potężnej, geometrycznej bryły, która nie może być dziełem natury. Za ścianą zieleni kryje się coś... Leśną ścieżkę niespodziewanie zamyka ruina niewielkiej budowli, która okazuje się przemyślnymi wrotami do rozległej polany, zabudowanej piramidami, budynkami publicznymi i kamiennymi tarasami. Budowano je w pierwszych kilku stuleciach po Chrystusie. Ale gdy Mieszko l chrzcił swoje plemię, bezpowrotnie przemijała już wielkość państwa-miasta Yaxchilan.

Meksyk jest atrakcyjnym miejscem dla turysty. Siedmiokrotnie większy od Polski kraj, z ponad 100 milionami mieszkańców, ma

wszystko, co potrzeba.

Tropikalne plaże, pustynie, dżunglę, baśniowe jeziora, rzeki i wodospady, piękne kolonialne miasta, zagadkowe, prekolumbijskie dzieje. Każdy słyszał o Aztekach, Majach, Olmekach... Ale dopiero na miejscu widać, jak potężne i nieznane nam były i są te kultury. Popołudnie spędzone w jednym z najwspanialszych muzeów świata, Museo de Antropologia w Mexico City, jest niezapomnianą lekcją pokory dla wszystkich, którym zdawało się, że szczytem osiągnięć cywilizacji ludzkiej jest cywilizacja grecko-rzymska.

Co roku przyjeżdża to ok. 30 tysięcy Polaków. Część zalega nad hotelowymi basenami na Jukatanie albo na piaskach karaibskich plaż, ale zdecydowana większość wsiada w autobusy i rusza w kraj. Meksyk nie ma linii kolejowych (poza kilkoma, obsługującymi ruch towarowy i turystyczny „Tepuila Express", dla fanów tego popularnego trunku z agawy). Kraj pokryty jest siecią niezłych dróg, także (drogich!) autostrad, ma też dobrze rozwinięte połączenia lotnicze z każdym niemal zakątkiem. Wątpliwą atrakcją, szczególnie na południu Meksyku, są nagminne, wielokrotne kontrole policji (migracyjnej w autobusach i samochodach osobowych, próbującej powstrzymać w ten sposób strumień nielegalnych imigrantów (nie tylko meksykańskich), zmierzających na północ, do Stanów Zjednoczonych.

Trzeba jednak, wybierając się tu, mieć czas, bo kraj jest duży. Aby dojechać autobusem ze stolicy do modnego Cancun, potrzeba doby, aby dotrzeć do Tijuany - aż 42 godziny. Pięciu godzin potrzeba, by dojechać z Mexico City do Acapulco, a dwie doby mogą nie wystarczyć, aby znad granicy amerykańskiej (Ciudad Juarez), dojechać na rubież południową, nad rio Usumacinta, dzielącą Meksyk od Gwatemali. A właśnie ta rzeka jest jedynym traktem, wiodącym do odkrytych w puszczy ruin Yaxchilanu, imperium rządzonego przez władców noszących przydomek - Jaguar.

Wśród turystów wędrujących po Meksyku spotkać można samotne dziewczyny i grupy emerytów, młode pary w podróży poślubnej i wszędobylskich globtroterów. Kraj jest zorganizowany przyjaźnie wobec przyjezdnych, ale i ciągnie z nich potężną kasę. Jednak każdy znajdzie tu miejsce dla siebie. Od groszowych hosteli i równie groszowych ulicznych fast foodów z tortillą, tacos czy burritos, po średniej klasy pensjonaty i markowe sieci hoteli. Można podróżować lokalnym autobusem za kilkadziesiąt pesos (jeden amerykański dolar to ok. 11 pesos, przy czym obie waluty mają ten sam znak $, o czym warto pamiętać, studiując cenniki), a można skorzystać z drogiego, liniowego autokaru de luxe. W każdej miejscowości znaleźć można biuro podróży organ wycieczki po lokalnych atrakcjach. Warto z  tego korzystać, bo jest tozawsze taniej niż podróż na własną rękę, bo zawsze znajdzie się ktoś od nas chytrzejszy, który złupi nas na kilka albo kilkadziesiąt dolarów. Przykładowo, całodzienna wycieczka, wykupiona na miejscu, z dwoma posiłkami i biletami wstępu do parków narodowych czy muzeów zwykle zamyka się kwotą ok. 500 pesos. Ludzie z obsługi turystycznej w większości  mówią po angielsku, ale im dalej od stolicy (szczególnie w kierunku południowym) tym znajomość języka wielkiego sąsiada jest słabsza.

W recepcji najstarszego w Palenque, archeologicznym sercu stanu Chiapas, po angielsku nie mówił nikt. Dobrze przynajmniej, ze znali hiszpański, bo w tym rejonie można znaleźć autochtonów mówiących wyłącznie w starym dialekcie Majów.

Ponieważ kraj sięga na 15 równoleżnika, warto sobie uzmysłowić, że na tej samej szerokości geograficznej w Afryce leży Dakar (Senegal) i Chartum (Sudan), a w Azji Manila (Filipiny). Pewnie dlatego niektórzy z podróżujących po Meksyku zażywają zabójczy dla wątroby lariam, by daremnie ustrzec się przed malarią, a inni wcześniej szczepią się na wszystko, co możliwe. Tymczasem kraj jest dla zdrowia bezpieczny, pod warunkiem zachowania minimum rozsądku: niepicia bieżącej wody, unikania jedzenia niemytych owoców i jedzenia przygotowanego z pogwałceniem higieny. Pokutująca wśród turystów „zemsta Moctezumy" - dwu-trzydniowa biegunka, to nie tyle skutek zatrucia pokarmowego, co efekt kontaktu z inną florą bakteryjną zawartą w jedzeniu i przyprawach. Zdecydowana większość turystów nie odnosi jednak żadnego uszczerbku na zdrowiu.

- Jesteśmy do siebie bardzo podobni - mówi ambasador Francisco Jose Gruz Gonzalez, który zakończył misję dyplomatyczną w Polsce i teraz promuje w Meksyku swoją książkę „Polonia, la del corazon Mediterraneo", napisaną w Warszawie. - Pozornie Polacy są chłodniejsi, trzymają większy dystans niż my, Meksykanie, ale gdy poznać was bliżej, to okazuje się, że mamy ten sam temperament, ten sam typ emocjonalności. Dlatego Meksykanie, którzy uczą się albo pracują w Polsce, czują się u was bardzo dobrze.

Las Lakadoński

Lakadoni to ostatni żyjący potomkowie Majów. Spadkobiercy wielkiej tradycji. Na wschodzie stanu Chiapas żyje ich jeszcze pół tysiąca. Są pod socjalną ochroną rządu federalnego, mają liczne przywileje i co z tego wynika - kasę. W biednym Chiapas Lakadoni to elita, której się zazdrości. Wysocy, szczupli (w porównaniu z większością Indian i Metysów), o ciemnomiedzianej skórze, noszą długie, czarne włosy i białe tuniki za kolana. Malownicza nacja, żyjąca nieźle z turystów. Prowadzą gospodarstwa ekologiczne, przyjmując na nocleg żądnych wrażeń cudzoziemców. Są przyjaźni i egzotyczni, choć za dużo piją. Gdy zbliżaliśmy się do jednej z osad lakadońskich, zobaczyliśmy auto w rowie. Kierowca, Lacan - jak pobłażliwie rzucił nasz pilot, niewątpliwie był na ostrej bani, gdyśmy go wyciągnęli na drogę, bez słów zawrócił do wsi i zniknął, dymiąc palącą się oponą.

Dziewiczą puszczę, pokrywającą pograniczne terytorium meksykańskie aż po rio Usumacinta, nazwano Selva Lacadona, Lasem Lakadońskim. To nieprzebyta dżungla pocięta kilkoma szlakami, dzięki którym można dotrzeć do najciekawszych przyrodniczo czy historycznie miejsc. Do niektórych trzeba zmieniać środek lokomocji, na przykład po terenach parków narodowych prawo transportu należy wyłącznie do miejscowych Indian. Ogromny obszar lasu ma wiele miejsc pełnych dzikiego piękna, jak choćby rozległe, malownicze kaskady Agua Azul i Agua Clara albo spadający z 50 metrów wodospad Misol Ha, powstały dzięki tektonicznej aktywności tych ziem. Ma też skarby archeologiczne, jak choćby stanowisko Bonampak, pozostałość innego potężnego państwa-miasta, pozostającego albo lennem, albo wrogiem potężnego sąsiada Yaxchilan. Większość takich miejsc jest nieźle zagospodarowana, co oznacza, że spotkamy tam jadłodajnie, kramy z pamiątkami, a nawet kampingi bądź kwatery prywatne.

Główna, niedawno zbudowana droga wiodąca nad granicę gwatemalską nazywa się Carratera Fronteriza. Prowadzi wprost do miasteczka Frontera Corozal, skąd wąskokadłubowymi łodziami z silnikiem Suzuki popłynąć można w górę rio Usumacinta, do przejścia granicznego z Gwatemalą, albo w dół rzeki, do strefy archeologicznej Yaxchilan. Jest luty i rzeka opadła już po grudniowym przyborze i to ładne kilka metrów. Śmieci na gałęziach drzew wskazują, że poziom wody sięgał 3-4 metrów ponad dzisiejszy stan.

Łódź prowadzona przez miejscowego wyrostka tnie łagodnymi zakosami szeroki nurt rzeki. Mimo bryzy jest bardzo gorąco i wilgotno. Woda jest ciepła, ale tu i ówdzie wylegujące się na brzegu

krokodyle gaszą myśl o kąpieli.

Po trzech kwadransach łódź dociera na miejsce. Betonowe, wykrzywione stopnie prowadzą na wysoki brzeg, skąd biegnie ścieżka do ruin, które stoją tu od wieków, dopiero niedawno uwolnione spod zielonej lawy. Niektóre w całkiem niezłym stanie, inne tylko dają wyobrażenie swej bryły i funkcji. Mimo upływu stuleci niektóre fragmenty budowli: attyki, rzeźby, nadproża i portale albo olbrzymie stele, zadziwiają artystycznym bogactwem. Większość z nich przedstawia kultowe makabreski, jednak ogarnięcie złożonej symboliki przekracza zwykłe, turystyczne możliwości. Okrucieństwo wobec ofiar jest rzucającym się w oczy motywem nadrzędnym. Gdy rozmawiając z Meksykanami o filmie Mela Gibsona „Apocalipto", słyszałem zarzut, że epatuje okrucieństwem, gdyż zrobił film komercyjny, zaprzeczałem: „Apocalipto" z prościutką fabułką jest filmem „przyrodniczym", bo też rzadko jaki obraz pokazuje naturę w tak bujnym rozkwicie, jak ta gonitwa przez dżunglę. Nadto pytałem rozmówców, czy znają reliefy w Palenque czy Bonampaku, pełne scen mordu, ucinania głów, przekłuwania języków i wyłupiania oczu. A taka była ta cywilizacja i niewiele, dalibóg, różniła się od tych czczonych w Europie.

Późnym popołudniem chłopak uruchomił silnik, z gracją odbił od piaszczystego brzegu i gdy znalazł się w głównym nurcie rzeki, skierował łódź na zachód. Przed nami godzinny rejs w górę rzeki. Za nami - wysoka, prowizoryczna przystań i lakadońska dżungla, w której życiodajnym majestacie uchronił się milczący, fascynujący ślad wielkiej, zagadkowej kultury.


HENRYK MARTENKA


ANGORA - PERYSKOP nr 11 (18.11.2007)
POZNAĆ l ZROZUMIEĆ ŚWIAT

  • /poznaj-wiat/298-na-wasne-oczy/3950-na-wasne-oczy-w-osiem-dni-dookoa-borbholmu-dania
  • /poznaj-wiat/298-na-wasne-oczy/3691-na-wasne-oczy-nord-vegen-droga-na-ponoc