W osiem dni dookoła Borbholmu (Dania)

Gdy Bóg zakończył stwarzanie Skandynawii, zostało mu trochę cudowności, które dał krajom Północy. Bóg te resztki zebrał, wrzucił do Bałtyku i tak powstał Bornholm - głosi legenda. Na północy dzikie skały, głęboko wcięte wąwozy. Wielkie lasy ze starymi drzewami bukowymi, leśne jeziora. Na południu kilometry szerokich, piaszczystych, białych brzegów.

Po „odkryciu" Bornholmu poczułem się jak Krzysztof Kolumb. Choć ta niewielka bałtycka wyspa nie jest Ameryką, to pożałowałem, że na jej podbój nie ruszyłem wcześniej, mimo zachęt tych, którzy stamtąd wracali zachwyceni. Do tego prawdziwego raju z Polski tylko dwie godziny wodolotem. Jeżeli więc szukasz miejsca na prawdziwy wypoczynek, połkniesz ten tekst jednym tchem.

Uciec, choćby na tydzień

Jeśli masz dość zgiełku zatłoczonych Międzyzdrojów, Świnoujścia i Sopotu, pakuj się i płyń na Bornholm. Chociaż na wyspę ściąga wielu turystów, masz wrażenie, że jesteś tam sam. Nie odpowiada ci brudny piasek polskich plaż? Zabieraj się na tę duńską wysepkę, liczącą tylko 45 tysięcy mieszkańców. Jeżeli boisz się chłodnych kąpieli nad naszym morzem, kapryśnego lata i w rezultacie przeklinania nieudanego urlopu, to na Bornholmie ryzyka tego nie ma: klimat tam łagodny dzięki opływającym wyspę morskim prądom. Nikt nie uwierzy, póki sam nie przeżyje tam wakacjii, choćby tygodniowych. Nie bez kozery zadowoleni turyści nazywają ten mało znany w Polsce zakątek Riwierą Północy. Klimat przypomina śródziemnomorski, choć palmy wystawiane są tylko w wielkich donicach. Za to w prywatnych ogródkach ujrzeć można niektóre południowe owoce, rosnące zazwyczaj w basenie Morza Śródziemnego. Jeżeli drażnią cię fruwające po polskich miejscowościach wypoczynkowych śmieci, walające się opakowania, to na Bornholmie odpoczniesz od takich „atrakcji". Jednego papierka nie dostrzeżesz, l ręka ci zadrży, gdybyś miał rzucić cokolwiek.

Jeżeli masz dosyć tłumów łażących po naszych kurortach z obowiązkowymi puszkami piwa w łapskach, to tam nie spotkasz nikogo takiego. A jeśli nawet, to za chwilę się upewnisz, że to... Polak, niestety. Piwo jest. l to jakie! Nierozcieńczony wodą Tuborg! Ale tylko w lokalach albo w domu. Pijani? Nie, nie na Bornholmie!

Złodziej, profesja nieznana

Jeśli więdną ci uszy od przekleństw na polskich ulicach, wrzasków nieokrzesanych typów, tam nie zetkniesz się z takimi zachowaniami. Jeżeli w Polsce w biały dzień w mieście nie masz poczucia pełnego bezpieczeństwa, tam nie poczujesz się zagrożony nawet wieczorem. Ani śladu chuligaństwa. Żadnych podejrzanych grupek. Cywilizowani ludzie. Więc np. ubikacje, przez nikogo niedozorowane, nawet te na odludziu, z których w Polsce wszystko byłoby rozkradzione w mig, wyglądają tak, jakby przed momentem hydraulicy zakończyli montaż, a po nich weszła pedantyczna sprzątaczka.

Jeśli w kraju obawiasz się złodziei, tu możesz być spokojny: zostawisz rower, nie zapinając go nawet, i to na wiele godzin, z sakwami wypchanymi dobytkiem i markowymi okularami za trzy stówy na siodełku, a nikt nie tknie twej własności! Rower tam zardzewieje (dosłownie!), a dalej będzie stał. Samochód możesz pozostawić niezamknięty, z opuszczonymi szybami, a z siedzenia nie zniknie ci aparat cyfrowy ani komórka. Na noc nie musisz się zamykać; Duńczycy nawet na noc nie opuszczają uchylnych drzwi garażu z nowym volvo i zestawem narzędzi. Pewnie myślisz, że co krok stoi tam policjant? Nic bardziej mylnego: przez dwa tygodnie nie zobaczyłem ani jednego funkcjonariusza. Przy niektórych obejściach rolnicy pozostawiają bez opieki (!) niewielkie stoiska z warzywami i owocami. Podchodzisz, bierzesz marchew albo jabłka, a należność wrzucasz do puszki. Nikt nie połakomi się na warzywa, ani nie ukradnie pieniędzy! Szok? No właśnie.

Oczy masz rozedrgane od plansz reklamowych, którymi okropnie upstrzony jest polski krajobraz? Na Bornholmie nie znajdziesz ani jednej: wzrok ci odpocznie znakomicie. A i tak każdy wie, gdzie znajduje się piekarnia, sklep żelazny, gabinet dentystyczny, wędzarnia ryb, salon Mercedesa.

Bezpieczeństwo na drodze

Nieliczne samochody poruszają się z prędkością mniejszą niż dopuszczają to znaki drogowe, a nigdzie nie wolno jechać szybciej niż 90 km/godz. W praktyce mijają cię auta sunące ledwo sześćdziesiątką. Żadnych wyścigów, wyprzedzania, głupiej szarży. Asfalt bez dziur, a koleiny to zjawisko nieznane.

O ile w Polsce dostajesz wysypki na widok watah psów biegających wolno i piesków robiących kupki, to tam zwierząt tych prawie nie widać, a jeżeli już, to zawsze z właścicielem. A w murach publicznych budynków tkwią specjalne haczyki do zaczepienia smyczy czworonoga. l gdzieniegdzie na ulicy stoi, tak na wszelki wypadek, miska (czyściutka!) ze świeżą wodą.

Nad Wisłą czujesz na sobie wzrok innych, którzy oceniają cię, obgadują i pokazują palcami twój wygląd, ubiór, czy komentują sposób bycia? Na Bornholmie masz komfort - Duńczycy zachowują się tak, jakby cię zwyczajnie nie zauważali, co daje ci pełne nieskrępowanie i niesłychany luz psychiczny.

Raj tak bliski

Ta skalista wyspa leży bliżej Polski niż stolicy Danii Kopenhagi. Najlepiej dopłynąć tam w 2 godziny wodolotami, kursującymi z Kołobrzegu, Ustki i Darłowa. Dłużej, bo 6 godzin, trwa podróż promem ze Świnoujścia, ale to raczej propozycja dla tych, którzy wybierają się samochodem czy z przyczepą kempingową. Nie warto jednak wyprawiać się autem tylko po to, by objechać wyspę w kilka godzin, gdyż zza szyb niewiele się zobaczy, a jeszcze mniej przeżyje. Bornholm to wyspa rowerów. Chociaż prom zabiera jednoślady, to szkoda fatygi, bowiem setki rowerów w doskonałym stanie technicznym stoją w licznych wypożyczalniach, gdzie za niecałe 100 zł za tydzień wypożyczą ci dowolny model. Wypożyczasz w sobotę rano, po opuszczeniu wodolotu, i zwracasz w następną sobotę, zanim wieczorem wodolot odbije w kierunku Polski. Męski, damkę, z przyczepką na bagaż lub przyczepką dla dziecka. Rowerzysty nikt nie potrąci, bowiem rowery jeżdżą bezpiecznie po licznych, szerokich i wygodnych trasach rowerowych, oplatających wyspę - wzdłuż i wszerz - 250-kilometrową pajęczyną.

Informacje na ciemnozielonych tablicach Cykelvej (ścieżka rowerowa) wykluczają błądzenie. Rowerzyście ustąpi tam na publicznej drodze każde auto, a kierowca omija rower powolutku i szerokim łukiem. Nawet początkujący rowerzyści, zarówno samotnicy, jak i jadący w grupach, nawet kilkuletnie dzieci, mogą się czuć absolutnie bezpiecznie. Ale uwaga - wyspy nie da się objechać w jeden dzień, gdyż teren jest zróżnicowany, od płaskiego po górzysty. Zresztą nie ma po co gonić, bo atrakcji po drodze multum. Najcudowniej jedzie się wzdłuż linii brzegowej, bowiem cały czas widać morze. Warto jednak zapuścić się w głąb wysepki.

Niech nie zdziwi nikogo widok osób w różnym wieku biegających solo i parami albo posuwających (w kasku!) na wrotkach.

Z rowerowego siodełka

Wariantów zwiedzania wyspy jest mnóstwo, ale skoro wodolot dobija do Nexo, zatem - po wypożyczeniu roweru w Balce - warto przespacerować się kameralnymi uliczkami, a w informacji turystycznej zaopatrzyć się w mapę i foldery (niektóre po polsku). Takich uroczych, krętych i skalistych uliczek pełno też w Gudhjem i Svaneke. Miasteczka te Rada Europejska wyróżniła złotym medalem za wspaniałą opiekę nad zabytkowymi domkami, które wyglądają tu jak z baśni Andersena. Ostrzeżenie! Choć przed domami Duńczyków mnóstwo luksusowych samochodów, zwłaszcza typu kombi, to zaskakują ich skromniutkie, stareńkie nieraz, ale zadbane domostwa, pomalowane w radosnych kolorach. O willach w polskim wydaniu nikt tam nie marzy. Nic na pokaz.

Warto pojechać do Ronne, gdzie kościół otaczają piękne domy mieszkalne, gdzie działa najstarszy w Danii teatr i zapraszają ciekawe muzea. Ruiny najstarszej w Europie Północnej twierdzy znajdziesz w Hammershus, najbardziej na północ wysuniętej części Bornholmu, wyśmienite, piaszczyste plaże zaś na południu wyspy. W ustronnym zakątku można opalać się topless, a nawet nago.

Frederikso i Christianso ze starą twierdzą to część Danii, wysunięta najdalej na wschód, należąca do grupy wysp, które zamieniono przed wiekami w najsilniejszą na północy fortecę morską, pamiętającą czasy korsarzy, do której dopłynąć można w godzinę łodziami z Allinge, Gudhjem lub Svaneke.

Rajem dla dzieci jest Joboland w Svaneke,   czyli   połączenie   lunaparku z apuaparkiem i... słynnymi trollami. Niedaleko największego na wyspie kościoła w kształcie rotundy istnieje średniowieczna osada, w której mieszkańcy wiodą życie tak jak przed pięcioma wiekami. Nie do wiary, a jednak! Cóż jeszcze po drodze? Czarujące przystanie, park motyli, staroświecka fabryczka cukierków, największy w Danii wodospad, bornholmskie muzeum sztuki, imponujące muzeum samochodów i mnóstwo innych zaskakujących miejsc, na które rowerzysta natknie się, obojętnie jaką pojedzie trasą.

Wyspa ma kilka pól golfowych, gdzie bez zbędnego szpanu i za przystępną cenę można zagrać w tę elitarną gdzie indziej grę. Kto uwielbia łowienie ryb, może je łowić o każdej porze roku. Nie brakuje troci, łososi, dorszy. Kto chce poznać historię powstania wyspy przed 1700 milionami lat i historię jej przyrody, uczyni to w Aakirkeby w centrum wiedzy NaturBornholm z dinozaurem, naprawdę bornholmskim.

Kulinarna oferta wyspy to Mieszkańcy wyspy hołubią tradycje cała kuchenna poetyka ryb, rękodzielnicze z najbardziej cenionymi wędzonymi śledziami i łososiami. Podane w wędzarniach (rogeri z charakterystycznymi białymi kominami) i to wprost z pieca, wręcz rozpływają się w ustach. Rekomendacji nie wymaga rozkoszny ser bleu.

Źródłem utrzymania ludności jest rolnictwo i rybołówstwo. Brzegiem 140-kilo-metrowego wybrzeża ciągną się sielankowe miasteczka i romantyczne rybackie osady. Spore dochody przynosi turystyka. Ściągają tu rzesze Szwedów i Norwegów, choć z każdym rokiem coraz częściej można usłyszeć język polski.

Urlop bez przepłacania

Bornholmczycy zapewniają noclegi na każdą kieszeń: hotele różnej kategorii, pensjonaty, danhostele (porządne schroniska młodzieżowe z pełnym wyposażeniem kuchennym), kempingi i kwatery prywatne, na których łatwo zadzierzgnąć znajomość z Duńczykami, gdyż wszyscy władają przyzwoicie angielskim. Można się wyspać nie drożej niż na polskim Wybrzeżu, a jeśli ma się w sakwach trochę wiktuałów z kraju, można przyrządzić posiłek własnym sumptem.

Malowniczą wyspę, piękną jak te u wybrzeży południowej Francji, wcale nie brzydszą od Capri, upodobali sobie na liczne plenery artyści plastycy, mający tu do dyspozycji nastrój, światło, ciszę i idyllę. W najbardziej zapadłych dziurach pracują małe warsztaty, kultywujące tradycje artystycznego rzemiosła: szklarstwa, tkactwa, ceramiki i kowalstwa.

Do zobaczenia więc na wyspie zabytkowych wiatraków-młynów zbożowych i nowoczesnych wiatraków wytwarzających prąd. Na wyspie, gdzie brązowe krowy „dziewczynki" mają urocze grzywki - i wydaje się - posyłają przyjazne uśmiechy rowerzystom. Gdzie mieszkańcy nie wieszają firan i zasłon, więc zerknąć można w ich ze smakiem urządzone wnętrza z radosnymi bibelo-tami za oknami.


PAWEŁ LARECKI

 

ANGORA - PERYSKOP nr 41 (10.K.2004)

  • /poznaj-wiat/298-na-wasne-oczy/4029-magorzata-larecka-wielkie-sprzatanie-antypodow
  • /poznaj-wiat/298-na-wasne-oczy/3946-na-wasne-oczy-na-ponoc-od-rio-usmacinta