Wielkie sprzatanie antypodów (Australia)

 

Nikt z żyjących nie pamięta, a historia stosunkowo młodego państwa, jakim jest Australia, nie odnotowuje pasma klęsk żywiołowych, które, jedne po drugich, nękały kontynent, począwszy od listopada ubiegłego roku.

22 lutego 2011 roku, gdy rozpoczynam tę relację, cyklon Carlos, który pięć dni wcześniej zdewastował niektóre dzielnice 140-tysięcznego Darwin, największego miasta Terytorium Północnego, przemieścił się wzdłuż wybrzeża w kierunku południowym stanu Australia Zachodnia. Dotarł do pięknego Exmouth, zaś wieczorem następnego dnia w głównym kanale TV ABC pojawiło się ostrzeżenie najwyższego stopnia (czerwone) o zagrożeniu także licznie odwiedzanego przez turystów rejonu Coral Bay.

22 lutego świat obiegły również tragiczne relacje z silnego trzęsienia ziemi w mieście Christchurch na Południowej Wyspie Nowej Zelandii. Jego mieszkańcy nie zdołali jeszcze podnieść się z podobnej katastrofy, która miała miejsce we wrześniu UD. roku.

Po raz kolejny podczas ostatniego australijskiego lata przez ponowną powódź, a niedawno przez cyklon Bianca, nękane było miasto Carnarvon i okolice w malowniczym rejonie Gascoyne River w Australii Zachodniej, znane z rozległych plantacji owoców tropikalnych: bananów, melonów, papai i mango.

Jednak nic tak nie wstrząsnęło Australią, jak nazwana przez media „wewnętrznym tsunami" powódź, która nawiedziła Brisbane, trzecie co do wielkości miasto kontynentu, stolicę stanu Oueensland, oraz cyklon Yasi, który 1 lutego zaatakował północno-wschodnie wybrzeże tego samego stanu.

Od Perth do Adelaide

To trasa ciągnąca się przez około 3/4 australijskiego kontynentu, licząca ponad 3500 km, jeśli wybierze się trasę poprzez Kalgoorlie, największą w Australii kopalnię złota, eksploatowanego tu od 1863 roku. Super pit (wielka dziura), z której wydobywa się kruszec, ze względu na swą wielkość i kolorystykę wywiera niezwykłe wrażenie.

Wkrótce wraz z Johnem, moim przyjacielem, Australijczykiem holenderskiego pochodzenia, zjechaliśmy na tzw. jedynkę, autostradę oplatająca wokół cały kontynent. Jej 146-kilometrowy odcinek pomiędzy Beladonia a Caiguna to najdłuższa w Australii droga w linii prostej.

Ciągnąca się wzdłuż wybrzeża Oceanu Południowego (Southern Ocean) Nullarbor Plain, stanowiąca spektakularny klif półpustynna równina, zapowiada wjazd do najbardziej suchego stanu, jakim jest Australia Południowa. Gdy znaleźliśmy się tu w końcu października ub. roku, a więc podczas tutejszej wiosny, zwykle brunatnożółty Nullarbor przeświecał zielenią. W jednym z roadhouses (dosł. przydrożne domy) potwierdzono, że jak nigdy dotąd spadło w tym rejonie mnóstwo deszczu. Odtąd już podczas całej naszej podróży skazani byliśmy na roadhouses. Są co jakieś 200-300 km i na tym dzikim obszarze pełnią funkcję sklepu, restauracji i stacji benzynowej; czasem na zapleczu można dostać skromny, aczkolwiek drogi jak na takie warunki, nocleg (od 80 do 130 AUSD). Dla tych, którzy opuszczają Australię Południową, check point jest w Eucli, dla nas, jadących z Australii Zachodniej w odległej Cedunie, już w stanie Australia Południowa. Są to quarantine borders (dosł. granice kwarantanny). Zabronione jest bowiem przewożenie z jednego stanu do drugiego: owoców i warzyw, miodu, nasion, roślin i czegokolwiek z drewna. W ten sposób oba stany bronią się przed wszelkimi nowymi zarazkami i chorobami. Pomaga w tym rozległy Nullarbor, przez który przebiega granica, gdyż na tym niemal pustynnym obszarze warunki do przetrwania żywych organizmów są niewielkie.

Dalsze symptomy „nienormalności" w tutejszej przyrodzie dostrzegliśmy, jadąc „jedynką" w kierunku Eyre Peninsula do Port Lincoln, największego w Australii portu rybackiego znanego przede wszystkim z połowu ogromnej ilości tuńczyków. W pobliżu znaków ostrzegawczych Floodway (ewentualna powódź) dostrzegliśmy ślady niedawnych ulew, co akurat tutaj zdarza się niezwykle rzadko. Pół-pustynny krajobraz towarzyszył nam przez większą część drogi. To paradoks, że ten dziki stan zwany jest festival state, stanem zabawy. Jego stolica Adelaide jest bowiem miastem, w którym odbywa się najwięcej imprez kulturalnych i festiwali (w ogromnym Festival Centre) w całej Australii, zaś położona na północ dolina Barossa jest najsłynniejszym na kontynencie regionem produkcji win i organizowania imprez winiarskich.

Gdy już zatrzymaliśmy się na Eyre Peninsula, w turystycznym Coffin Bay, poznany tam pracownik lokalnego urzędu gminy wezwany został nocą do usuwania skutków kolejnej ulewy, jaka zalała okoliczne drogi. W listopadzie 2009 roku panowała tu ekstremalna susza. W pożarze buszu spłonęło kilkanaście domów, w tym całe gospodarstwo należące przed laty do Johna i jego rodziny. Do dziś pozostały tu jedynie zgliszcza...

Susza, ulewy i sztormy

Ostatnie święta Bożego Narodzenia, jak wielu Australijczyków, spędziliśmy na tzw. dzikim kempingu w Fitzgerald River National Park. W buszu, tuż nad brzegiem Southern Ocean, przy białej niczym śnieg plaży jest dziesięć stanowisk dla namiotów bądź na wjazd niezbyt dużego motor-home. Brak tu bieżącej wody (każdy musi mieć swoje zapasy) i prądu (czerpie się z własnych paneli słonecznych). Do dyspozycji jest tylko samooczyszczająca się ubikacja głębinowa oraz grill na gaz. O zasięgu dla telefonów komórkowych można zapomnieć. Co drugi dzień porządku dogląda ranger. To właśnie on polecił nam wycieczkę w górę rzeki Fitzgerald. To, co tam ujrzałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania: wynędzniały busz, wymarły las, a w wyschniętej rzece szkielety ryb... Deszcz nie padał tu co najmniej od dwóch lat.

Nocą, tuż po świętach, rozpętał się sztorm z wichurą i ulewą, wystarczająco silny, by obawiać się, że nasz namiot może zostać porwany gdzieś w przestrzeń. Rano ranger oznajmił tym, którzy pozostali, że droga wiodąca przez busz jest nieprzejezdna i trzeba czekać aż do odwołania. Nie dziwiłam się już, czemu zabraliśmy dwa duże styropianowe pudła pełne puszek z żywnością i leki. Ulewa z pewnością nie ożywiła martwego lasu ani ryb, za to nasza jazda przez busz po kolejnych trzech dniach - pełen głębokich wyrw i kolein w nieutwardzonej, żwirowanej drodze - była bardzo utrudniona. Wtedy jeszcze nie przeczuwaliśmy, że były to oznaki nadciągających kataklizmów.

W walce z żywiołem

Już w październiku ub. roku meteorolodzy i specjaliści od klimatu z istniejącego tu Ministry for Climate Change and Energy Efficiency, Ministerstwa Zmian Klimatycznych i Gospodarki Energetycznej, przepowiedzieli nietypowe, deszczowe lato. Podczas gdy ulewy spadły w najmniej oczekiwanych miejscach, na południowo-zachodnim wybrzeżu kontynentu, gdzie farmerzy modlili się o deszcz, panowała susza.

Pierwsza poważna powódź zaczęła się w stanie Oueensland w końcu listopada. Pod wodą znalazła się znaczna część Rockhampton, „miasta byków", znanego z wielu ubojni i zakładów przetwórstwa mięsnego, przez które przebiega Zwrotnik Koziorożca. Niemal równocześnie woda dosięgła Toowoomby i Bundaberg, miasta z dużą cukrownią. Zniszczone zostały w dużym stopniu kopalnie węgla w tym stanie, co daje niepowetowane straty w eksporcie.

Jednak największą od 35 lat powódź w Australii przyniósł początek stycznia 2011 roku. Zalanych zostało około 50 dzielnic stolicy stanu Oueensland - Brisbane, najszybciej rozwijającego się miasta kontynentu. Nowoczesne biurowce nad rzeką Brisbane i eleganckie centrum miasta sparaliżowała wszechobecna woda. Za szczęśliwców mogli się uważać ci, którzy mają domy na wzniesieniach. Niektórzy mieszkańcy pamiętają podobną powódź z 1974 roku. Płacz, rozpacz, determinacja... Wielu potraciło nie tylko domy, ale i firmy. Ewakuowano m.in. szpitale, różne firmy i instytucje, a w szkołach i dużych centrach handlowych zorganizowano ośrodki ewakuacyjne.

Kiedy 14 stycznia woda zalała 46 miasteczek w stanie Wiktoria, na północny zachód od Melbourne, obliczono, że pod wodą znalazł się obszar wielkości Francji i Niemiec razem wziętych. Po dwóch dobach opadów nie wytrzymało dorzecze najdłuższej w Australii, przepływającej przez ten stan rzeki Murray.

Pod koniec stycznia rozszalały się równocześnie dwa cyklony: na północno-wschodnim wybrzeżu Anthony, zaś na północno-zachodnim Bianca. Kiedy Bianca dotarła już do Perth, gdzie w około 20 tys. domów zabrakło prądu, a niektórymi ulicami płynęła woda i my zaczęliśmy się szykować na ewentualne jej nadejście. Jak pozostali okoliczni mieszkańcy, pochowaliśmy co się dało z zewnątrz domu, ogrodu i podwórza.

Powszechny w Australii jest zwyczaj organizowania tzw. cyklon party. Ludzie zabezpieczają swe domostwa, gromadząc się np. u sąsiadów, w najbezpieczniejszym z budynków, jedzą, piją i czekają... Dołączyliśmy też do takiej grupy. Jednak Bianca, wskutek nagłego obniżenia się ciśnienia, „rozpłynęła się" w okolicach Perth, nie docierając do Albany.

Święto narodowe Australii jest dniem wolnym od pracy, obchodzonym 26 stycznia. Tego roku celebrowano je w sposób szczególny. Premier Julia Gillard była obecna nie tylko na największej plaży Bondi Beach w Sydney, głównym miejscu obchodów, lecz także w kilku innych rejonach. Przedstawiciele władz stanowych i lokalnych mieszali się z tłumem, dodając ducha tym już poszkodowanym. W australijskim rządzie jest wiele kobiet. Są one premierami m.in. stanów Oueensland, Nowej Płd. Walii, a ostatnio i Tasmanii. The governor general, gubernatorem generalnym, który reprezentuje tu brytyjską królową, jest obecnie elegancka starsza dama, także lubiąca wymyślne kapelusze, mająca swych odpowiedników w poszczególnych stanach.

Jak co roku w tym dniu, emigranci otrzymali obywatelstwo australijskie - było ich blisko 14 tys. ze 143 państw. Australia bowiem to nie jeden naród, lecz społeczeństwo składające się ze 199 nacji! Był to dzień powszechnej nadziei i radości. A także licznych imprez charytatywnych i zbierania datków na rzecz poszkodowanych. Tego dnia nikt jeszcze w pełni nie uświadamiał sobie ogromu czającego się już nowego zagrożenia.

„Czarna niedziela" i Yasi

1 lutego znad Pacyfiku nadciągnął zapowiadany cyklon, nazwany niewinnie Yasi. Rozszalał się na północno-wschodnim wybrzeżu Oueensland, uderzając w Cairns i jego okolice. Początkowa siła wiatru, 280 km/godz., upodobniła go do słynnej Kathriny, która 5 lat temu zdewastowała Nowy Orlean. W Cairns zniszczonych zostało kilka tyś. domów, ewakuowano szpitale, za ośrodki ewakuacyjne posłużyły jak zwykle szkoły i centra handlowe. Zniszczonych zostało 90% plantacji bananów i 50% trzciny cukrowej położonych w przepięknych rejonach pomiędzy Townsville, Bowen i Mackay, tam gdzie zaczyna się Wielka Rafa Koralowa.

W końcówce szaleńczego Yasi woda zalała wschodnie dzielnice Melbourne, zaś 6 lutego w Australii Zachodniej nazwano „czarną niedzielą", gdyż spłonęły tysiące nektarów buszu i blisko sto domów na południowy wschód od Perth. Ogień wpisany jest w życie codzienne Australijczyków, lecz tegoroczna woda przyćmiła stały lęk o pożary.

Gdy żywioł uspokoił się, wszyscy ostro wzięli się do pracy i ogólnego sprzątania. Pomagają wolontariusze z innych stanów. Szacuje się, że usuwanie skutków powodzi, odbudowa i rekonstrukcja budynków w samym Brisbane zajmie około 2,5 roku, zaś straty popowodziowe w całym Oueensland sięgną około 10 mld AUSD. Jak na tak ogromne klęski żywiołowe straty w ludziach były stosunkowo niewielkie - zaledwie 37 osób, głównie utonięcia w powodziach. Mimo to, nie wprowadzono żałoby narodowej. Można powiedzieć, że i z tej klęski twardzi Australijczycy wyszli zwycięsko.

 

MAŁGORZATA LARECKA

Tekst opublikowany 3 kwietnia 2011 w Tygodniku ANGORA nr 14 (POZNAĆ I ZROZUMIEĆ ŚWIAT)

 

  • /poznaj-wiat/298-na-wasne-oczy/4388-wilhelm-karud-na-cypryjskim-stole
  • /poznaj-wiat/298-na-wasne-oczy/3950-na-wasne-oczy-w-osiem-dni-dookoa-borbholmu-dania