Mała Ania

Wiele lat temu, w szpitalu dla umysłowo chorych pod Bostonem, małą dziewczynkę imieniem Ania zamknięto w klatce umieszczonej w piwnicy. Zakład ten należał do bardziej oświeconych, Jeśli chodzi o sposób traktowania pacjentów, niemniej jednak lekarze uznawali, że klatka jest jedynym miejscem odpowiednim dla „nieuleczalnie" chorych. W przypadku małej Ani nie widzieli szans powrotu do zdrowia, skazali ją więc na śmierć za życia, zamykając w małej klatce, do której docierało bardzo niewiele światła i jeszcze mniej nadziei.

W zakładzie pracowała w tym czasie starsza pielęgniarka zbliżająca się do emerytury. Nie podzielała poglądów lekarzy. Uważała, że jest szansa dla każdej istoty stworzonej przez Boga. Codziennie, w porze obiadowej, przychodziła do klatki z Anią, siadała przy niej i spożywała swój posiłek. Czuła, że w ten sposób będzie mogła przekazać małej dziewczynce odrobinę miłości ł nadziei.
Pod wieloma względami Ania zachowywała się jak zwierzątko. Czasem gwałtownie atakowała każdego, kto wchodził do jej klatki, kiedy indziej zupełnie ignorowała ludzi. Z początku, gdy stara pielęgniarka zaczęła ją odwiedzać, zdawało się, że nie jest świadoma jej obecności. Pewnego dnia opiekunka przyniosła jej kilka czekoladek i zostawiła tuż za kratą. Mała Ania w żaden sposób nie okazała zainteresowania, jednak następnego dnia czekoladek nie było. Od tej pory pielęgniarka przynosiła Jej czekoladki w każdy czwartek. Wkrótce lekarze stwierdzili poprawę stanu małej pacjentki. Po pewnym czasie zdecydowali przenieść Anię na górę. Proces poprawy trwał dalej, aż wreszcie powiedziano „nieuleczalnie chorej", że może iść do domu. Mała Ania nie chciała jednak odejść. Szpital znaczył dla niej bardzo wiele. Postanowiła w nim zostać i służyć innym pacjentom. Stara pielęgniarka dostrzegła w niej to co najlepsze i pomogła wydobyć. Ania chciała teraz dostrzec coś u innych i pomóc im to odkryć.
Wiele lat później królowa brytyjska Wiktoria, przyznając najwyższe wyróżnienie przeznaczone dla cudzoziemców, spytała Helen Keller:
- Jak pani tłumaczy swe nadzwyczajne osiągnięcia życiowe? Jak może pani wyjaśnić, że, będąc osobą ociemniałą i nłesłyszącą, zdołała pani tyle osiągnąć?
Bez chwili wahania Helen Keller odpowiedziała:
- Wszystko zawdzięczam Annie Sullivan (Małej Ani); gdyby nie ona, nikt nigdy nie usłyszałby mojego nazwiska.
Mało kto wie o tym, że Helen Keller była normalnym, zdrowym dzieckiem do czastu gdy zapadła na tajemniczą, nieuleczalną chorobę. Była kompletnie bezradna. Anne Sullivan dostrzegła w niej nadzwyczajną osobę, wyróżnioną przez Boga; traktowała Ją zgodnie z tym wizerunkiem: obdarzała miłością, uczyła dyscypliny, bawiła się z nia i modliła, popychała ją i pracowała z nią tak długo, aż wątła iskierka jej życia rozgorzała wielkim płomieniem. Płomien ten pomógł oświetlić drogę wielu ludziom na całym świecie i ująć im ciężarów. Tak. Helen Keller wywarła wpływ na miliony. Przedtem w jej życiu pojawiła się tylko... „Mała Ania"?
  • /spojrzenia/2305-spojrzenia-duchowy-wymiar-czowieka
  • /spojrzenia/2302-spojrzenia-mio-w-ludzkich-oczach