Mieć siebie na własność

 

Mimo upałów i wakacyjnych nastrojów, gdzieś tam pod skórą lekko rozleniwionego latem życia trwa pogoń za tym, aby mieć. W toruńskich ogródkach piwnych uwijają się z tacami studenci i uczniowie "dorabiający do skromnych stypendiów". Każdy chce mieć. Powiększać własność. Niekiedy sposoby są zaskakujące. Nie tak dawno otrzymałem pocztą elektroniczną list, którego nadawca (byłem jednym z całego tłumu adresatów) prosi, aby mu wpłacić parę złotych na konto, bo marzy o samochodzie na wakacje, a nie ma pieniędzy. Swój list-prośbę kończy tak: "Chciałbym nasz piękny kraj zobaczyć, jeżdżąc własnym samochodem, a nie zza szyb brudnych pociągów czy dusznych autobusów". Przyznam, że retoryka jednoznaczna, a zamiar czytelny. Bezczelność czasami nie zna granic. Od lat wystawiam puszki i makulaturę człowiekowi, który je sprzedaje. Żyje oczywiście skromnie, ale jest pełen radości. Pracuje w ten sposób 3-4 godziny dziennie, potem, jak sam się wyraził, "podziwia słoneczko". Swego czasu byłem świadkiem stłuczki dwóch samochodów. Oba dość eleganckie. Rozpacz właścicieli z powodu pogniecionych blach i zniszczonego lakieru była bezbrzeżna. W każdym razie całkowicie stłumiła refleksję, że zamiast lawety mogliby wzywać "erkę" na sygnale. Zupełnie nie umiałem się przebić z perswazją, że to tylko rzeczy. Płakali jak bobry. A jeszcze dwadzieścia tysięcy lat temu człowiek, aby się wyżywić, ubrać i zadbać o schronienie, potrzebował dwu godzin dziennie. Resztę czasu poświecił na myślenie. Trzy godziny dbał o "mieć", a resztę o "być". Dzisiaj w pocie czoła potrzebujemy dziesięciu godzin na "mieć", a "być" zapewnia nam telewizja. Jak dzieci cieszymy się z paru godzin spędzonych na trawie. Wmawiamy sobie, że odpoczynek służy pracy. Tymczasem jest na odwrót. Praca winna służyć temu, aby tak często jak to możliwe siedzieć nad rzeką. Jeśli naszym lasem są kwity ubezpieczenia, wodą konta bankowe, górami nieruchomości, to należy się zastanowić, czy tak naprawdę potrafimy jeszcze bezinteresownie kochać, cieszyć się, współczuć.

Jedno ze zdań z testamentu Jana Pawła II brzmi: "Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować". Człowiek otoczony pięknem Watykanu, odchodząc, "był". Własne "mieć" najzupełniej zignorował i poświęcił mu zaledwie jedno lekceważące zdanie. Gdybyśmy mieli chociażby cień, namiastkę takiego stosunku do rzeczy, moglibyśmy sobie głębiej patrzeć w oczy.




ALEKSANDER


 


NOWOŚCI Nr 158

  • /spojrzenia/846-otrzymasz-to-co-masz-w-sercu
  • /spojrzenia/844-to-co-posiadasz-naprawd