Kobieta i mężczyzna nigdy się nie dogadają

Porozumienie damsko-męskie skutecznie utrudniają mózg, geny i hormony. Naukowcy wtaśnie wyjaśnili, dlaczego panowie nie potrafią odczytywać kobiecych emocji.
 
 
Jeśli chcesz rozszyfrować czyjeś uczucia, patrz w oczy. Skurcze mięśni wokół nich, trwające niespełna 0,25 sekundy, zdradzają emocje. Nie da się ich ukryć ani zafałszować. Oczy nie zaczną się śmiać, gdy czujemy smutek czy wściekłość. Można z nich wyczytać wszystko. Tylko nie każdemu się to udaje. Świetnie sobie z tym radzą kobiety. A mężczyźni?

Czytaj dalej

ALE BABA! - Rozpasana ruda szelma!

 

Naiwnych zakochanych pięćdziesięciolatków nie dziwiło, że kobieta rzekomo wycieńczona chorobą wręcz emanuje energią i zadowoleniem i zniewala wyuzdanym seksem

Autorka tekstu: IRMA MARZEC

Patrizia i Edmund Penrose'owie z Maltby opodal Sheffield byli małżeństwem od 1977 roku. Ich związek nie należał do wyjątkowych. Rzadkie chwile uniesień przeplatały się z momentami nieporozumień, stabilizacja mieszała z rutyną.

Czytaj dalej

Zielonooki potwór

 

Kiedy się budzi w czlowieku, odbiera rozum i radość. Każe szukac i węszyc rywali. To zazdrość


Opanowała Marię i Piotra. Ofiara musi dawać jej siłę. Nieważne, ile ma lat, kim jest i jakie ma marzenia. Ma paść potwora, karmić złymi emocjami.

Czytaj dalej

Zakazana miłość

 

Tą historią żyli Austriacy pomiędzy zakupami świątecznymi a kubkiem grzańca na Weinachtsmarktach


Z wypiekami na twarzach śledzono romans 42-letniej Renaty i 14-letniego Erwina, czyli byłej trenerki piłki ręcznej i jej podopiecznego. Romans zakończył się procesem o pedofilię i groźbą wydalenia kobiety z Austrii.

Czytaj dalej

Poznaj jego chytre gierki

 

   Jak faceci testują kobiety, żeby się połapać, z kim mają do czynień


   Tak, tak, mężczyźni testują kobiety niczym samochody, a pierwsze randki to nic innego jak próbne jazdy. Chcesz wiedzieć, na czym polegają te testy? Oto tajemne męskie gierki - wiedza o nich pozwoli ci odczytać prawdziwe intencje przystojniaka, który zaprasza cię na kolację w piątkowy wieczór.

Czytaj dalej

Czego chce on od partnerki, a czego chce ona od partnera

 

   Mężczyzna czego innego oczekuje od kobiety, z którą chce być stale, a czego innego od przygodnej partnerki

   Niemiecki etnolog Karl Grammer przeanalizował anonse 2638 kobiet imeżczyznwinternetowym serwisie randkowymistwierdził, że mężczyźni o wyższych dochodach szukają młodszych kobiet. Na przykład, mężczyzna zarabiający 10 tys. euro miesięcznie chciał poznać kobietę 5-15 lat młodszą od siebie, a zarabiający 1000 euro miesięcznie - do 5 lat młodszą. Każdy spadek o 1000 euro miesięcznie odpowiadał zmniejszeniu pożądanego wieku kandydatki o rok.

Czytaj dalej

Przyjaźń w sieci

 

      Kluczem do profesjonalnego podejscia do pracy jest zakaz romansowania z pacjentami (czy klientami), po to, by ochronić najbardziej podatnych na zranienia ludzi.

      Wydaje się, że w portalu społecznościowym Facebook, skupiającym miiiony użytkowników na świecie dzisiaj każdy przyjaźni się z każdym.

 

Czytaj dalej

Zakazane romanse

Dwie kobiety opowiadają o związku z żonatym mężczyzną
  • Nigdy nie chodzą ulicami, trzymając się za rękę, ani nie całują się w parku. Kobiety będące w związkach z żonatymi mężczyznami mają wiele do ukrycia. Zawsze są „tylko kochankami". Dziennikarze „AD" rozmawiają z dwoma kochankami, gotowymi opowiedzieć o swoich związkach.

Czytaj dalej

Zapomniany rozdział historii zalotów

 


 
W czasach wiktoriańskich zakochani nie mieli łatwego życia. Przeciw ich szczęściu byli nader opiekuńczy rodzice, ścisłe reguły etykiety i obsesja na punkcie skromności. No i nie było telefonów komórkowych. Nic dziwnego, że popularnością cieszyły się takie książki jak "Flirt dla każdego" czy "Porady praktycznego mężczyzny na temat małżeństwa".

Zawarte tam zalecenia są - mimo języka archaicznie brzmiącego dla generacji wyznającej miłość w SMS-ach - zdumiewająco aktualne.

Przez długie lata wieża biblioteki uniwersyteckiej w Cambridge była tematem legend krążących wśród studentów. Nikt w gruncie rzeczy nie wiedział, jakie książki tam przechowywano, co oczywiście nie powstrzymywało nikogo przed snuciem domysłów. Najczęściej powtarzana plotka brzmiała: w wieży zgromadzono pornografię z czasów wiktoriańskich. Dzieła tak obrzydliwe, że władze uczelni podjęły decyzję o nieudostępnianiu ich nikomu, bo kto zajrzałby do takich książek, natychmiast straciłby wzrok. Albo zamienił się w kamień. Albo - co gorsza - stracił kartę biblioteczną.

Prawda okazała się mniej straszna, ale bardziej skomplikowana. Dzięki dotacji w wysokości 510 tysięcy funtów (niemal 2,5 miliona złotych) z fundacji Andrew W. Mellona bibliotekarze zaczęli porządkować tę domniemaną pornografię. I znaleźli tam coś zupełnie innego. Znakomita większość "zakazanych ksiąg" nie traktowała o przyziemnych żądzach, ale zajmowała się romantyczną miłością we wszystkich jej kłopotliwych acz istotnych społecznych aspektach. Pozycje takie jak "Nowy poradnik pisania listów dla zakochanych", "Flirt dla każdego" czy "Porady praktycznego mężczyzny na temat małżeństwa" nadają się raczej do salonu niż do buduaru, a ich celem było doprowadzenie wiktoriańskiej młodzieży przed ołtarz, a nie do burdelu.

Wiele z tych pozycji charakteryzuje szczególna staranność i dokładność, z której słynęły czasy wiktoriańskie. Na przykład "Nowy poradnik pisania listów dla zakochanych" zawiera mnóstwo gotowych szablonów na każdą okazję, w której mogłaby się znaleźć zakochana para. Wyobraź sobie, że jesteś młodym człowiekiem, który spotkał pewną damę tylko raz w życiu i zadecydował, że to "właśnie ta". Oto, jak powinieneś napisać list, w którym poprosisz ją o spotkanie:

"Pani, ledwie mam odwagę do Ciebie pisać - zwłaszcza że nie mogę sobie pochlebić, iż kiedykolwiek zwróciłaś na mnie uwagę. Ryzykując wywołanie Twego niezadowolenia, czuję się jednak w obowiązku wyrazić z najwyższym szacunkiem szczerą chęć poznania Cię bliżej. Pragnę Cię także zapewnić, że wywołujesz, Pani, we mnie uczucia znacznie cieplejsze, niż wynikałoby to ze zwykłej przyjaźni."

A teraz postaw się w sytuacji nieszczęśliwej młodej kobiety otrzymującej taki wyrafinowany list od kogoś, kogo nawet nie pamięta. Zamiast wyrażać dezaprobatę i obiecywać sobie unikania tego lizusa za wszelką cenę, weź do ręki pióro i na kartce eleganckiego papieru listowego odpisz mu słowami proponowanymi przez "Nowy poradnik...":

"Panna X, przesyłając Panu Y wyrazy szacunku, informuje, że choć nie czuje się Jego listem urażona, to wyraża nadzieję, iż gdyby w przyszłości zdarzyło jej się spotkać Pana Y, to raczy On powstrzymać się od czynienia jej awansów niezależnie od okoliczności".

A może sytuacja rozwija się zupełnie inaczej i młoda dama chce dać biednemu głupcowi cień nadziei? "Nowy poradnik..." poprowadzi ją za rękę przez wszystkie kolejne etapy tej znajomości. Znajdziemy tu wzory listów do ojca ukochanej z prośbą o jej rękę. Ale jest i szablon dla wściekłego ojca, który pomoże mu grzecznie, acz stanowczo odmówić. Matka pisząca po raz pierwszy do narzeczonego córki znajdzie tu właściwe słowa dla wyrażenia swoich obaw czy nadziei. Młoda kobieta, która nie miała wieści od narzeczonego od obraźliwie długiego czasu dwóch tygodni może skorzystać z wzoru listu stanowiącego uprzejme, ale stanowcze ultimatum dla guzdrały. Młodemu człowiekowi dowiadującemu się, że jego ukochana flirtuje z innymi, na pewno przyda się odpowiednia formułka. Dzięki niej będzie mógł grzecznie acz zdecydowanie zażądać wyjaśnień. Całe ludzkie życie, różne aspekty miłości - wszystko jest w tej książce!

Wśród książek z wieży znajdują się i takie, które na pierwszy rzut oka zdają się potwierdzać przekonanie wielu, że ludzie w czasach wiktoriańskich byli zbereźni i dwulicowi - w dzień zasłaniali nogi fortepianom, a w nocy oddawali się rozpuście. Na przykład "Zaloty i małżeństwo: poradnik dla zakochanych" to książka "ilustrowana", której podtytuł głosi, iż zawiera "graficzne przedstawienia miłości, zalotów i małżeństwa". Kiedy jednak zajrzymy do środka okazuje się, że wszystkie ilustracje ukazują poważnych młodych ludzi płci obojga, odzianych skromnie i spotykających się w miejscach publicznych.

Znajdziemy tam nawet uroczy obrazek przedstawiający śliczny domek na wsi - czyli ideał, do którego powinni dążyć wszyscy czytelnicy. W samym tekście także nie ma niczego, co mogłoby przypominać Kamasutrę w krynolinach - to raczej "porady dobrej cioci". Co robić, jeśli nie jesteś bardzo ładna? (Odpowiedź: postaraj się, abyś mimo wszystko była najbardziej fascynującą dziewczyną w salonie...). Ale pamiętaj, że pierwszy krok nie należy do dziewczęcia! "Nigdy, pod żadnym pozorem nie narzucaj się gentlemanowi. W ten sposób nie osiągniesz swego celu, bądź tego pewna!"

Inni samozwańczy eksperci w dziedzinie relacji męsko-damskich podają jeszcze bardziej ogólne i zawoalowane rady. "Porady praktycznego mężczyzny na temat małżeństwa" (1882) wbrew tytułowi prezentują wiele spraw w sposób celowo niejasny, a na pewno nie "praktyczny". Na każdej stronie tego niekonkretnego tekstu znajdziemy różnego rodzaju motta i maksymy, mające być przewodnikami dla zakochanych. "Wielu snuje wielkie marzenia, ale pozostaje z pustymi rękami" - czytamy. Albo: "Nie da się wyjąć z torby czegoś, czego w niej nie ma". Co miałoby to dokładnie znaczyć? Ba!

Mnogość tego typu publikacji na temat miłości i zalotów jest świadectwem zmian społecznych i ekonomicznych zachodzących u schyłku ery wiktoriańskiej. Były to czasy, kiedy tradycyjną klasę średnią niemal w całości wchłonęły środowiska, które dorobiły się majątków prowadząc interesy lub uprawiając nowe zawody - na przykład zajmując się inżynierią. Wszyscy ci ludzie starali się w krótkim czasie nauczyć zachowań i zasad obowiązujących w towarzystwie, do którego dołączyli dzięki swoim pieniądzom. Skończyły się czasy, kiedy dziewczyna wychodziła za mąż za chłopca z sąsiedztwa (czy z sąsiedniego majątku). W kwestiach matrymonialnych coraz częściej liczyło się serce - nie wspominając o hormonach - co wymusiło powstanie zupełnie nowych "procedur" pomagających uregulować tę sferę życia. A że czasy wymagały dostosowywania się do zwyczajów i norm, wydawało się oczywiste, że ludzie zwrócili się do nowego rodzaju autorytetu - do słowa pisanego. Miało ono wyjaśnić im jak postępować w kwestiach, które dotąd były oczywiste "same przez się".

Tak właśnie wyglądała prawda na temat życia uczuciowego i seksualnego w czasach wiktoriańskich. Ludziom bardzo zależało na tym, aby wszystko działo się "jak należy". Ale, oczywiście, mieli dosyć rozsądku, aby zdawać sobie sprawę z tego, że nie istnieje żadna "magiczna formuła" gwarantująca szczęśliwe zakończenie. Wiele książek - takich jak "Złoty poradnik małżeński" - proponowało naprawdę sensowne rozwiązania, które nawet dzisiaj zapewne wytrzymałyby próbę czasu. Czytelnik dowiadywał się z nich, że nie powinien wymagać za dużo w relacjach z drugim człowiekiem, że "zaloty" nie powinny kończyć się w chwili zawarcia małżeństwa i że - co bardzo znaczące - musi się przygotować na wiele rozczarowań związanych z ukochaną osobą.

Dlaczego zatem całe pokolenia studentów z Cambridge sądziły, że określenie "Nieprzeczytane książki z czasów wiktoriańskich" należy tłumaczyć jako "czysta pornografia"? Prawdopodobnie ich poglądy były po prostu odbiciem dosyć powszechnego przekonania, że pod cienką warstewką wiktoriańskiej przyzwoitości znajdowała się głęboka kloaka perwersyjnych żądz i praktyk.

Symboliczną dla takich poglądów postacią był zamożny mieszczanin, za dnia prowadzący przykładne życie szanowanego obywatela, a nocą oddający się najwymyślniejszym rozpustom. Zupełnie jak doktor Jekyll i pan Hyde.

Podejście takie wynikało między innymi z badań naukowych z lat 60. i 70. XX w. W 1964 r. Steven Marcus opublikował książkę "The Other Victorians", w której przedstawia czytelnikowi dzieła takie jak "My Secret Life" ("Moje sekretne życie") autorstwa niejakiego "Waltera". Jest to zbiór pornograficznych opowiadań o seksualnych przygodach młodego mężczyzny w Londynie, w latach 70. XIX w. Marcus odnalazł także seksualne podteksty w klasycznych dziełach z epoki wiktoriańskiej. To on jako pierwszy ujawnił skandal związany z pismem "Englishwomen's Domestic Magazine", które - niegdyś będąc eleganckim magazynem dla pań - zaczęło publikować teksty zawierające sadystyczną erotykę pod pretekstem listów od czytelniczek.
The Guardian; Onet.pl KOBIETA
5 marca 2008

Pasy cnoty XXI wieku

 

Tutaj nic nie może brzęczeć




 


Pasy cnoty w XXI wieku? W Żninie mieszka jedyny w kraju rzemieślnik, który je produkuje i sprzedaje. Głównie za granicę.

Gdyby miał więcej zapału, zostałby rycerzem (zakładał w Żninie bractwo rycerskie, ale nie wyszło). Gdyby miał go mniej - nigdy nie stałby się jedynym w Polsce kowalem od pasów cnoty. Ale stało się tak, jak się stało i Piotr Tomaszewski wykuwa teraz płoty, wykończenia mebli, a czasem też miecze i sławne pasy.

- One wcale nie muszą być niemiłe w noszeniu - przekonuje Tomaszewski. - To jeden z mitów na ich temat. Inny to taki, że noszono je głównie w średniowieczu. No i jeszcze parę by się znalazło.

A przecież trzeba wiedzieć, że pasy cnoty to wprawdzie średniowieczny patent, ale upowszechniły się na dobre dopiero w siedemnastym wieku. Stały się modne. Masowo kupowano je do francuskich klasztorów, gdzie miały strzec cnoty mniszek przed ziemskimi pokusami.

Młody kowal ze Żnina doskonale wie, co mówi. Zanim wykuł i sprzedał pierwszy ze swoich pasów, spędził długie godziny w bibliotece, studiując dostępną literaturę na temat żelaznych strażników niewieściej czci. Chociaż tak naprawdę wszystko zaczęło się nie od biblioteki, a od grilla.

Ruszt a sprawy damskie

Około roku 1998 Piotr - kowal z dziada pradziada, chociaż z zawodu inżynier mechanik po poznańskiej Politechnice - sprosił paru znajomych na działkowe party. - Było sporo śmiechu, ale i trochę narzekania na ciężkie czasy, na brak roboty itp. W takiej, lekko zakrapianej, atmosferze nagle któraś z pań, patrząc na ruszt, zawołała: słuchaj, Piotr, a może ty byś zaczął dorabiać sobie, robiąc grille? Albo pasy cnoty?

Po takim wyskoku najpierw zapanowała cisza, a potem huknęła salwa śmiechu. Wszyscy potraktowali to jako dobry żart. Więcej już do tego nie wracano. - Ale na drugi dzień na zimno pomyślałem: kurczę, a dlaczego by nie? Jeśli tylko byłby zbyt... Tylko jak TO zrobić? l komu sprzedać?

Odpowiedź w bibliotece

Na początek Piotr musiał odpowiedzieć sobie na pytanie naprawdę podstawowe: co to jest pas cnoty? Bo ogólnie to wiadomo: konstrukcja zakładana na kobiece biodra i zamykana na kłódeczkę po to, by nikt nie mógł naruszyć wybranki podczas nieobecności narzeczonego czy męża. - No dobrze, dobrze. Ale żelazny pas cnoty byłby nie do uniesienia. I byłoby go widać nawet pod spódnicą. Nie mówiąc o dzwonieniu kłódki, skrzypieniu zamków itp. To może byłoby do przyjęcia przed wiekami, ale nie teraz. Kobieta idzie do biura i co? Dzwoni jak tramwaj? Niemożliwe. Tutaj nic nie może brzęczeć ani dzwonić. Więc wymyśliłem sobie, że pas cnoty musi być zrobiony z kilku kawałków cienkiej blachy, nitowanej i łączonej zawiasami z jednego boku, a malutką kłódeczką z drugiego. Ale co z wnętrzem? Najdelikatniejsza nawet blacha będzie obcierać i ranić. Wydedukowałem, że najlepiej wnętrze wyłożyć mięciutką skórką. Nie wiem, czy oryginalne pasy były czymś w środku wyściełane. Nic na ten temat nie znalazłem, a przekopałem się przez wszystko, co było na ten temat w naszej bibliotece.

Cnotę lepiej chronić mieczem

l tak pomalutku, krok po kroku, Tomaszewski wykonał pierwszy swój pas cnoty. Dał ogłoszenie w Internecie. A po jakimś czasie sprzedał swój nietypowy wyrób pewnemu Holendrowi. Potem już robił na zamówienie: mniej więcej dwa pasy na rok. Wymiary pań? Nieistotne. Pas dopasowuje się na biodrach.

- Teraz jest posucha, od roku-półtora nie zrobiłem ani jednej sztuki. Ale może wkrótce znowu coś się ruszy? Lepiej by było, gdyby mógł robić pasy dla kobiet. To łatwiej. Chociaż męskie też potrafi wykuć. - Tylko że to trudniejsze i dłużej trwa. Damski pas robię około tygodnia. Męski jest bardziej skomplikowany, bo muszę zrobić z przodu tę... no wie pan... rurkę taką.

No, a kto to potem kupuje? - Nie wiem. Nie pytam, na co to komu. Może jakieś muzea, może sex shopy? A może po prostu jacyś panowie lub panie o wyrafinowanych gustach erotycznych?

W każdym razie teraz, ponieważ jest posucha, Piotr Tomaszewski wrócił do swojego starego hobby i wykuwa miecze. To nie jest główna robota, bo główna jednak to te płoty. No i poza tym zbyt większy na miecze niż na pasy. - Wychodzi na to, że dzisiaj cnotę lepiej chronić mieczem niż kłódką. Ale ja nie tracę nadziei. Może znowu coś się ruszy i wkrótce ktoś zadzwoni lub przyśle maiła z konkretnym zamówieniem: jeden damski pas, nabłyszczany po wierzchu i lakierowany - pilnie proszę...


JACEK KOWALSKI





GAZETA WYBORCZA Nr 106/2005

  • 1
  • 2