HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY (37) - Zostawiam Andiego

 

Willi przed wyjazdem jeszcze raz „zaprasza". No cóż, przynajmniej wiem, że mam pewną pracę w Austrii. Wędzonki wiszą między drzwiami balkonowymi - chodzimy z Andim i Gosią podwąchiwać, ale musimy wytrzymać do świąt - nie jest łatwo.

Hanka nadal daje mi porady prawne, Andi przyjmuje do wiadomości, że chcę się rozwieść, ale nie sprawia to na nim najmniejszego wrażenia, być może w głębi duszy nie wierzy, że naprawdę podejmę coś w tym kierunku. Przygotowujemy z Hanką dwie wersje wniosków o rozwód, jedną ugodową, drugą - na wypadek, gdyby Andi się nie zgodził z całą prawdą o naszym małżeństwie.

Chodzę po mieszkaniu i nie mogę pojąć - co się stało? Wspomnienia prześladują mnie przez cały czas, stary zegar po teściu - ile razy patrzyłam na jego wskazówki, czekając na Andiego, fortepian po Buni - tak często wyżywałam się na nim, próbując znaleźć pocieszenie w muzyce, Matka Boska na ścianie po pani Stachowicz. Tyle lat walki, właściwie o wszystko.

- I co teraz?

Jeśli chcę sobie ułożyć jakieś normalne życie, muszę wszystko zostawić i zacząć od nowa. W tym roku kończę pięćdziesiąt lat, czy będę miała jeszcze siłę?
 
Konkretnego planu nie mam, ale od czegoś muszę zacząć. Im bardziej się zbliża termin rozprawy, tym bardziej robię się nerwowa. Hanka wpada na pomysł - jedź do Austrii i wyznacz pełnomocnika. Ale kogo? Wybór pada na Gosię. Trochę to wszystko zwariowane, ale Gosia się zgadza. Mam wrażenie, że córki są bardzo za tym, żebyśmy się wreszcie rozwiedli. 27 lat życia, a ja wyjeżdżam, jakbym nigdy tu nie była.

Patrzę na naszego jamnika; Feruś, co ja z tobą mam zrobić, przecież nie wezmę cię do knajpy. Andi bardzo kocha Ferusia. Pakuję - nie bardzo wiem, co mam zabrać ze sobą. Jak się pakuje prawie całe życie? Co zabrać do Austrii, czego najbardziej będzie mi brak? Siadam na krześle i wybucham płaczem.

Dzień wyjazdu, Andi jest trzeźwy, wygląda tak, jakby dopiero teraz do niego dotarło, że go opuszczam. Biega za mną po całym mieszkaniu, próbuje przekonywać, płacze, wpada we wściekłość, chwyta mnie w ramiona i szarpie mną ze złością.

- Selma, nie możesz mnie zostawić!

Wyrywam się i zbiegam po schodach do zapakowanego już auta. Ze łzami w oczach odjeżdżam, po drodze w myślach żegnam Kraków - czy kiedyś tu przyjadę? Po policzkach spływają mi łzy, których nie potrafię powstrzymać. Niewiele zabrałam ze sobą, właściwie nie więcej, niż gdybym wyjeżdżała na dwa tygodnie na urlop. Po drodze muszę się zatrzymać, pozbierać myśli. Nagle ogarnia mnie strach - może Andi będzie próbował mnie zatrzymać? Co czeka mnie na granicy?

Była zima, na granicy tylko parę aut, normalna kontrola i jadę dalej. Ciągle nie mogłam się uspokoić, oczy miałam zapuchnięte, bolała mnie głowa, ale trzeba było jechać dalej. Na całe szczęście Czesi się nie czepiali, musiałam tylko zostawić czeskie pieniądze na granicy, było mi wszystko jedno. I nareszcie granica austriacka. Musiałam okropnie wyglądać. Celnicy zaprosili mnie na kawę, dali proszki od bólu gło-| wy. Nikt się mnie o nic nie pytał, mężczyźni byli nieco zakłopotani, widząc zapłakaną kobietę. Fakt, że jestem w Austrii, podniósł mnie nieco na duchu, pierwszy etap mojego nowego życia się zaczął - opuściłam Polskę i wniosłam sprawę do sądu. Teraz modliłam się tylko o to, żeby dojechać do Wiednia do Krystyny. Ból głowy stawał się coraz dotkliwszy, czułam, jak nerwy puszczają i byłam strasznie zmęczona.

Krystyna czekała już na mnie, dobra herbata i trochę rozmowy, po czym padłam ze zmęczenia do łóżka. Na drugi dzień pojechałam do Grazu. W czasie jazdy próbowałam skonstruować jakiś plan, w końcu nie mogę do końca życia mieszkać w przybudówce gasthausu Willego, krótko mówiąc, trzeba będzie oszczędzać, bardzo oszczędzać. Muszę jakieś pieniądze wysłać Gosi, Krystyna też będzie może potrzebować jakiegoś wsparcia, no i muszę jakoś rozwiązać kwestię swojego mieszkania. Ale na razie może być jak jest, najważniejsze, że jestem w Grazu.

Koleżanki z gasthausu, stali bywalcy i Willi przywitali mnie serdecznie, trochę życzliwości dobrze mi zrobiło. Zabrałam się do pracy. Willi walczył bez przerwy z personelem, ciągle brakowało kucharki, a te, które urząd pracy przysyłał, nie nadawały się do niczego. Po wielu próbach zaproponowałam mu, że będę gotować, przynajmniej do czasu, aż się ktoś znajdzie. Nigdy nie gotowałam w takich ilościach, niektórych potraw jeszcze nigdy w życiu nie gotowałam. Moją największą klęską były knedle, pierwsze twarde jak kamień, drugie się rozleciały. Jadłospis nie był skomplikowany, sznyc-le, kurczaki, rosół, sałatki, jakieś naleśniki - ale ilości, w jakich były przygotowywane? Do nich musiałam się przyzwyczaić. Na początku albo przygotowałam za mało, albo za dużo, ale z czasem nabrałam wprawy.

Moja wiza się kończyła, nie miałam pozwolenia na pracę. Do tej pory odsuwałam termin załatwienia spraw, ale trzeba było się wreszcie za to zabrać. Nie myślałam, że to w moim przypadku będzie skomplikowane - w końcu jestem Austriaczką, ale nie doceniłam urzędasów. Często się zastanawiałam, jak sobie dają radę Polacy, którzy nie potrafią się w takim urzędzie dogadać. Tłumaczyłam im całą moją historię wyjazdu z Austrii, mówiłam o zasługach naszej rodziny dla kraju, ale za każdym razem miałam wrażenie, że robią mi łaskę, przedłużając wizę o parę tygodni. W końcu za którymś z kolei podejściem urzędniczka powiedziała mi wprost, że zamiast się starać o przywrócenie obywatelstwa, prościej by było je pozyskać poprzez małżeństwo.

W międzyczasie byłam już po rozwodzie, ale jakoś myśl o ponownym małżeństwie nie wprawiała mnie w zachwyt. Willego znałam od dzieciństwa, za młodu byłam w nim bardzo zakochana - teraz lubiłam go bardzo, ale wielka miłość, ślub? Z drugiej strony, kto w moim wieku rozgląda się za wielką miłością, jakie są moje szanse? Willi zaproponował mi, żebym przeprowadziła się do niego - małżeństwo na próbę. Nie miałam siły być sama, świadomość, że jest ktoś, jakaś podpora, działała na mnie wręcz kojąco - po tylu latach samotnej „walki". Z drugiej strony współżycie z Willim nie zawsze było łatwe. Lubił, podobnie jak Andi, czasami popić, z drugiej strony pomagał mi, gdzie tylko mógł, i nie był agresywny.

W lecie przyjechała Małgosia na wakacje, cieszyłam się bardzo, niestety, czasu miałam bardzo mało, właściwie tylko poniedziałki.

Jesienią zaczęła się znowu walka o wizę, te same komentarze jak poprzednio. Powiedziałam Willemu, a on na to: - To co za problem, weźmiemy ślub. Nie brzmiało to zbyt romantycznie, ale było to wyjście. Zaczęły się nowe kłopoty, potrzebne mi były papiery z Polski, a urzędy były niechętne. Biedna Gosia uganiała się za papierami dla mnie. Musiałam się zrzec obywatelstwa polskiego, Ambasada Polska nie spieszyła się. Bez oficjalnego pozwolenia z Ambasady Polskiej nici ze ślubu. Niemniej udało mi się dogadać z urzędami w Grazu, pokazałam korespondencję z Ambasadą Polską i przedłużyli mi wizę.

23 grudnia 1977 roku wzięliśmy z Willim ślub i moje problemy z obywatelstwem i wizą skończyły się. Małgosia przyjeżdżała od czasu do czasu, trochę do mnie, trochę do Krystyny do Wiednia. Za każdym razem martwiłam się, czy dostanie pozwolenie na wyjazd, ale Andi pomagał jej. W Polsce następowało szereg zmian i sytuacja polityczna była coraz bardziej napięta.

Z Willim radziliśmy sobie, kończył się wynajem lokalu i zastanawialiśmy się nad następnym. Znaleźliśmy lokal do wynajęcia około 30 kilometrów od Grazu. Bardzo nam się spodobał i podpisaliśmy umowę. Interes szedł dobrze, ale ciągłe dojazdy były męczące, zwłaszcza że zaczynaliśmy pracę o dziewiątej rano, a kończyliśmy koło północy, trzeba było jeszcze posprzątać, koło drugiej jechaliśmy do domu. Zaczęliśmy się rozglądać za jakimś małym domkiem w okolicy. Bywalcy lokalu znali nas dobrze i co jakiś czas podsuwali różne propozycje, ale jakoś nie mogliśmy się zdecydować. Gdzieś po dwóch latach dowiedzieliśmy się, że w St. Margarethen jest domek do sprzedania. Porządnie zbudowany, bo murarz sam dla siebie budował, więc pojechaliśmy zobaczyć. Co tu dużo mówić - od razu wiedziałam, że to jest to.

 

Cdn.

 

ANSELMA GŁOWACZ. „HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY'. Wydawnictwo Poligraf, Brzezia Łąka.

  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3407-historia-koem-si-toczy-38-poegnanie-z-polsk
  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3403-historia-koem-si-toczy-36-nie-mamy-ju-pienidzy