No i tak to jest...

Pamiętam moje spostrzeżenia z początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy mieszkałem w Londynie - bardzo ruchliwym i tętniącym życiem mieście. Kiedyś odwiedzałem kolegę na północy Anglii i byłem zdziwiony, gdy widziałem ludzi siedzących na ławkach i rozmawiających ze sobą. Po pierwsze mieli czas, po drugie mieli ochotę na rozmowę. To mi przypomniało czasy mojego dzieciństwa. Wychowywałem się w małym mieście, w Pabianicach. Jedna ulica, dom obok domu, ludzie spokrewnieni ze sobą. Po pracy siadali na ławkach w ogrodach, rozmawiali, a gdy temat się wyczerpał, zapadało dziesięciominutowe milczenie, które zwykle było kończone stwierdzeniem: „No i tak to jest...". Była to forma bezpośredniego kontaktu, ludzie czuli swoją obecność, niekoniecznie poprzez jakieś konkretne porady, tylko po prostu przez fizyczny kontakt i rodzaj bliskości, którą się odczuwało poza słowami. Bardzo trudno w tej chwili znaleźć coś takiego. Nie tylko w Warszawie, ale i w mniejszych miastach. Ludzie siedzą przy komputerach, telewizorach, jest taki model życia konsumpcyjnego, czyli wiele dóbr, które chciałoby się mieć. Myśli się o tym, jak na to zarobić, jak wziąć kredyt, jak spłacić ten kredyt... To wszystko wypełnia [ teraz] kontakty międzyludzkie.


WOJCIECH HAŃBOWSKI, psychoanalityk w rozmowie z Moniką Jaruzelską

ŹRÓDŁO: Monika Jaruzelska, Oddech

  • /spojrzenia/4520-spojrzenia-koyska-naszych-dusz
  • /spojrzenia/4508-spojrzenia-list-matki-do-corki