Frajda pod kołderką

 

OSTATNIA chwila dnia - ostatnia świadoma w każdym razie - należy do moich ulubionych. Jest to moment, kiedy ogarnia mnie przemożne uczucie zmęczenia, kiedy opadają mi powieki i nie jestem już w stanie utrzymać książki w dłoni. Wtedy wiem, że naprawdę pora spać.

Niechętnie opuszczam salę balową pełną rosyjskiej arystokracji albo sosnowy las w Teksasie i znów jestem w łóżku pod ciepłą, ciężką kołdrą, a mięśnie mam tak rozluźnione, że muszę poruszyć nogami, żeby sprawdzić, gdzie się podziały. Spoglądam na budzik -już za pięć godzin zadzwoni!

Poza złotym kręgiem światła lampy dom i cały świat toną w ciszy i mroku. Z czułością kładę książkę obok siebie, a na niej okulary, które sterczą jak długonoga, wielkooka modliszka, i gaszę światło. Śpimy razem - ja i moja książka, ja i jej bohaterowie, ja i moje pogmatwane sny.

Nawyk czytania w łóżku jest chyba dziedziczny. Ostatnio, kiedy wróciłam późno w nocy do domu - w którym zostawiłam mamę, aby przypilnowała mi dzieci - stwierdziłam, że w całym mieszkaniu jest ciemno z wyjątkiem dwóch małych światełek. Jedno odkryłam w pokoju moich synów, gdzie pod kołdrą krył się uzbrojony w latarkę trzecioklasista, który czytał coś z wypiekami na twarzy.
- Spij już - powiedziałam stanowczo.
- Ojejku, mamo - zaprotestował.
W drugim końcu domu drzemała moja mama z książką na piersi. Gdzieś we mnie tkwi dorosła wersja dziewczynki, która pod namiotem z kołdry towarzyszyła losom Ani z Zielonego Wzgórza, i przyszły zarys babci, którą synowie po powrocie do domu znajdą drzemiącą smacznie z książką Agathy Christie w dłoni.

Zamiast układać książki w tradycyjne działy - beletrystyka i literatura faktu, powieści i zbiory opowiadań, poradniki i rozrywka - dziele moje lektury łóżkowe na książki, które usypiają i te, przy których nigdy w życiu nie zasnę. Oba rodzaje mają swoje miejsce. Właśnie poprzedniego wieczoru sięgnęłam po cienki lecz treściwy tomik krytyki literackiej. Wiedziałam, że mnie znokautuje, a to było mi potrzebne. Na drugim biegunie są sensacyjne fabuły, od których nie oderwiemy się aż do świtu - powieści kryminalne, romanse, komedie obyczajowe; czarujący narratorzy, z którymi nie sposób się rozstać; miejsca opisane tak wspaniale, że za nic nie chcemy ich opuścić.

Kiedy świat książki staje się bardziej realny niż tykanie zegara i rzeczywistość pogrążona w mroku poza zasięgiem światła lampy, wchodzimy w stan na pograniczu jawy i snu. Za chwilę podświadomość, najbardziej tajemniczy i najświetniejszy gawędziarz, wprowadzi nas w osnutą ciemnością krainę wizji i marzeń.



Tekst: MARION WINIK
Tłumaczenie: EWA BUDREWICZ
Reader's Digest 1998

  • /spojrzenia/712-jestem-osob
  • /spojrzenia/710-sowa-na-ktore-czekamy