Otrzymasz to, co masz w sercu

Każdy otrzymuje to, co ma w sercu, dobre czy złe, silne czy słabe. Strzeż się tego, czego pragniesz, bo otrzymasz to.

Praktyczną wartość tej filozofii ilustruje przypadek młodej kobiety, z którą rozmawiałem wiele lat temu. Umówiła się ze mną na godzinę drugą pewnego popołudnia w moim biurze. Będąc tego dnia bardzo zajęty, trochę się spóźniłem i było już pięć po drugiej, kiedy wszedłem do pokoju, gdzie na mnie czekała. Widać było, że jest niezadowolona, bo miała zaciśnięte wargi.
-Jest pięć po drugiej, a umówiliśmy się na drugą - powiedziała. - Wysoko cenię punktualność.
-Ja również. Uważam, że zawsze powinno się być punktualnym, i mam nadzieję, że pani zechce mi wybaczyć to spóźnienie - odpowiedziałem z uśmiechem.

Ona jednak nie była w nastroju do uśmiechów. Powiedziała sucho:
- Mam ważny problem, który chcę panu przedstawić, i oczekuję odpowiedzi. - Po czym wypaliła: - Mogę równie dobrze powiedzieć to wprost. Chcę wyjść za mąż.
- Cóż - odrzekłem - to zupełnie normalne życzenie i chętnie pani pomogę.
- Chcę wiedzieć, dlaczego to mi się nie udaje - ciągnęła. - Ile razy poznam jakiegoś mężczyznę, zaprzyjaźnię się z nim, zaraz okazuje się, że gdzieś przepadł i następna szansa minęła. A ja - dodała szczerze - nie jestem coraz młodsza. Prowadzi pan poradnię problemów osobistych, zajmuje się pan ludźmi, ma pan pewne doświadczenie, stawiam więc ten problem przed panem. Proszę mi powiedzieć, dlaczego nie mogę wyjść za mąż?

Przyjrzałem się jej, zastanawiając się, czy jest osobą, do której można mówić wprost, gdyż pewne rzeczy musiały zostać powiedziane, jeśli na serio oczekiwała porady. W końcu uznałem, że jest osobą wystarczająco dużego formatu, by przełknąć lekarstwo niezbędne, aby mogła naprawić swoją osobowość. Powiedziałem więc:
- Dobrze, przeanalizujmy więc sytuację. Najwyraźniej ma pani nieprzeciętny umysł i osobowość, a także, jeśli wolno mi to powiedzieć, jest pani bardzo przystojną młodą damą.

Wszystko to było prawdą. Obsypałem ją wszystkimi pochwałami, jakie mogłem uczciwie wypowiedzieć, potem jednak dodałem:
- Myślę, że rozumiem, na czym polega pani problem. Zbeształa mnie pani za to, że spóźniłem się pięć minut na spotkanie. Była pani dla mnie naprawdę surowa. Czy kiedykolwiek przyszło pani do głowy, że taka postawa jest całkiem poważną wadą? Myślę, że mąż miałby naprawdę ciężkie życie, gdyby cały czas trzymała go pani tak krótko. Obawiam się, że nawet gdyby pani wyszła za mąż, pani życie małżeńskie nie byłoby udane. Miłość nie może rozwijać się pod panowaniem jednej osoby.

Następnie powiedziałem:
- Ma pani zwyczaj zaciskać usta w sposób, który zdradza skłonność do dominacji. Mogę pani powiedzieć, że przeciętny mężczyzna nie lubi, kiedy ktoś nad nim dominuje, przynajmniej nie tak, żeby o tym wiedział. - Dodałem jeszcze: - Myślę, że byłaby pani bardzo atrakcyjną osobą, gdyby pozbyła się pani tych twardych rysów na twarzy. Powinna pani mieć w sobie trochę miękkości, czułości, a pani twarz jest zbyt surowa.

Potem przyjrzałem się jej sukni, która wyglądała na kosztowną, ale nie układała się dobrze, i powiedziałem:
- To może niezupełnie moja działka i mam nadzieję, że to pani nie urazi, ale może mogłaby pani zrobić tak, żeby ta suknia wisiała trochę lepiej. - Wiedziałem, że moje określenie było niezręczne, ale ona przyjęła je z humorem i roześmiała się głośno. Powiedziała:
- Używa pan osobliwych wyrażeń, ale rozumiem, o co chodzi.
Zasugerowałem jeszcze:
- Może dobrze byłoby też ufryzować włosy. Są trochę - niesforne. I mogłaby pani dodać odrobinę słodko pachnących perfum. Ale to, co jest naprawdę ważne, to nowe nastawienie, które zmieni wygląd pani twarzy, nadając jej ten nieuchwytny wyraz duchowej radości, jestem pewien, że to wyzwoli w pani urok i piękno.
- No, naprawdę - wybuchnęła. - Nie spodziewałam się otrzymać takiego zestawu porad od duchownego.
- Spodziewam się, że nie - zachichotałem - ale w dzisiejszych czasach musimy się zajmować wszystkimi aspektami ludzkich problemów.

Opowiedziałem jej następnie o pewnym starym profesorze, "Rollym" Walkerze, który uczył mnie na uniwersytecie Ohio Wesleyan. Mawiał on: "Bóg prowadzi salon piękności." Opowiadał, że niektóre dziewczęta podczas studiów były bardzo ładne, ale kiedy przyjeżdżały odwiedzić campus trzydzieści lat później, z ich urody niewiele zostawało. Księżycowo-różany urok młodości przemijał. Inne zaś w młodości były bardzo przeciętne, a powracały po trzydziestu latach jako piękne kobiety. "Na czym polegała różnica - zapytywał. - Na twarzach tych drugich wypisane było piękno wewnętrznego, duchowego życia." - I dodawał: "Bóg prowadzi salon piekności."

Młoda dama zastanawiała się przez parę minut nad tym, co jej powiedziałem, po czym rzekła:
-Jest dużo prawdy w tym, co pan mówi. Spróbuję.
I tu jej silna osobowość okazała się przydatna. Rzeczywiście spróbowała.

Minęło wiele lat i zapomniałem o niej. Aż kiedyś, w pewnym mieście, podeszła do mnie po prelekcji prześliczna młoda pani z przystojnym mężczyzną i dziesięcioletnim chłopcem. Zapytała z uśmiechem:
- I jak teraz wisi, pana zdaniem?
- Co jak wisi? - zapytałem, nie rozumiejąc.
- Moja suknia. Czy myśli pan, że dobrze wisi? Całkiem osłupiały, odpowiedziałem:
- Tak, wydaje mi się, że wisi świetnie, ale dlaczego pani pyta?
- Czy pan mnie nie poznaje? - zapytała.
- Spotykam mnóstwo ludzi - powiedziałem. - Ale szczerze mówiąc, wydaje mi się, że nigdy dotąd pani nie widziałem.

Wówczas przypomniała mi o naszej rozmowie sprzed lat, którą tu opisałem.
- Proszę, niech pan pozna mojego męża i synka. To, co pan mi powiedział, było absolutną prawdą - powiedziała poważnie. - Kiedy do pana przyszłam, byłam najbardziej sfrustrowaną, nieszczęśliwą osobą, jaką można sobie wyobrazić, ale zastosowałam się do rad, które pan mi podsunął. I podziałały.

Potem odezwał się jej mąż. Powiedział:
- Nie ma i nigdy nie było słodszej osoby niż Mary.

Muszę przyznać, że rzeczywiście tak wyglądała. Najwyraźniej odwiedziła "salon piękności Pana Boga".

Nie tylko stała się wewnętrznie bardziej miękka i łagodniejsza, lecz także wykorzystała właściwie wspaniałą cechę, którą była obdarzona, mianowicie energię w dążeniu do celu. To doprowadziło ją do pragnienia zmiany własnej osobowości w taki sposób, żeby jej marzenia mogły się spełnić. Miała tę cechę, która pozwoliła jej wziąć się w garść i zastosować odpowiednie techniki duchowe; miała też głęboką i zarazem prostą wiarę, że to, czego pragnie jej serce, jest możliwe do osiągnięcia przez twórcze, pozytywne działanie.

Recepta jest więc następująca: wiedzieć, czego się chce; sprawdzić, czy jest to słuszne; zmienić się w taki sposób, żeby to, czego chcemy, mogło w naturalny sposób przyjść do nas; nie tracić wiary. Twórcza siła wiary stymuluje ten szczególny zbieg okoliczności, dzięki któremu życzenie może się spełnić.



NORMAN V. PEALE "Moc pozytywnego myślenia"
Tłumaczenie: MARTA UMIŃSKA

  • /spojrzenia/847-znajdowanie-pomostu
  • /spojrzenia/845-mie-siebie-na-wasno