Ktoś nie ma, by mógł mieć ktoś

 



W drodze do Warszawy zatrzymałam się przed Węgrowem, gdy machnęła na mnie młoda dziewczyna z przystanku autobusowego przy szpitalu. Ledwo wsiadła do samochodu, już wszystko wiedziałam. Dostała skierowanie na operację, ale jej nie przyjęli, bo jest niepełnoletnia i potrzebna jest zgoda mamy albo taty.
-Ale ja nie mam mamy i taty. Mam tylko babcię! - usłyszałam.

Z babciami jest tak, że nie lubią bądź nie mogą daleko chodzić. I wysiadła po jakichś pięciu minutach za węgrowskim rynkiem. Jeszcze zła na tamtą "babę", co się uczepiła. Przeszedł mnie dreszcz. Bo złość, niestety, zaraz przejdzie i Mała zostanie już tylko chora i przeraźliwie sama. Zgodę pewnie jakoś załatwi, ale jak tu leżeć w szpitalu bez kogoś, kto trzyma za rękę? A powiatowe szpitale są okropne. Zakłady pogrzebowe straszą za oknem. To tak, jakby pacjenci leżeli w sali pomalowanej na czarno!

W takich sytuacjach zawsze robi mi się wstyd, że mnie miałby kto trzymać za każdy palec. A mimo to czasem biadolę. Wstyd mi też za to, że czasem dopiero czyjaś bieda stawia mnie do pionu i przywraca właściwą hierarchię życiowych spraw.

Anna Dymna kiedyś opowiadała o niepełnosprawnej dziewczynie, która się upierała, że jest szczęśliwa. Czuła się potrzebna, ponieważ ludzie, którzy na nią patrzyli, uświadamiali sobie, jak hojnie obdarował ich los: chodzą, mówią, widzą, słyszą, uczą się, pracują, spotykają.... Nagle odkrywają, że są bogaczami. W mózgu coś przeskakuje. Zmienia się optyka: "fokusują się" na tym, co jest, a nie na tym, czego jeszcze brak.


Na tej mojej drodze ze wsi do miasta, na niewielkim wzgórzu, od lat rośnie kamienno-ceglany dom. Wprawdzie powoli, ale rośnie i rośnie. I budzi emocje. W tej okolicy nie buduje się takich wysokościowców. Po godzinach, w niedzielę, czasem w święta, wznosi go leciwy kawaler. Ludzie mówią, że budowniczy chce im zaimponować. Ja myślę, że boi się skończyć. Wtedy zobaczyłby, jaki jest sam. Jego historia też pewnie niejednemu mężowi z sąsiedztwa daje do myślenia.

Ktoś nie ma, by mógł mieć ktoś. Nie ma sprawiedliwości? Do osiągnięcia harmonii potrzebne są przeciwieństwa. Nie byłoby dobra bez zła, radości bez smutku ani sprawiedliwości bez niesprawiedliwości. Zdrowi są potrzebni chorym, ale wbrew pozorom także na odwrót. Taki jest kosmiczny porządek.

Przynajmniej dwa razy do roku niektórzy z nas mają szansę na przeżycie religijnych, metafizycznych świąt. Przygotowują się do nich, czyszczą, robią postanowienia-wyrzeczenia. Właśnie kończy się Wielki Post. Nie byłoby Zmartwychwstania bez cierpienia. Nie oszukujmy się.





METROPOL 14-17 kwietnia 2006

  • /spojrzenia/883-niby-niewane
  • /spojrzenia/881-strawa-duchowa