Dwusetny uścisk

 

 

Miłość uzdrawia ludzi - zarówno tych, którzy ją ofiarowują, jak i tych, którzy są nią obdarowani.

dr Karl Menninger

Skórę mojego ojca pokrywały żółtawe plamy. Leżał na intensywnej terapii podłączony do różnych monitorów i sond. Kiedyś dobrze zbudowany mężczyzna, stracił w ciągu kilku dni ponad piętnaście kilogramów. Diagnoza lekarzy nie dawała nadziei - rak trzustki, jedna z najzłośliwszych odmian nowotworu... Robili, co w ich mocy, lecz nie dawali ojcu więcej niż trzy miesiące życia. Nowotworu trzustki nie można poddać ani naświetlaniom, ani chemioterapii, toteż nie chcieli zwodzić nas obietnicami bez pokrycia.

Kilka dni po przeniesieniu ojca do szpitala, gdy czuł się na tyle dobrze, by usiąść na łóżku, odwiedziłem go w szpitalu.
- Tato - powiedziałem - głęboko przeżyłem twoją chorobę. Pomogła mi przyjrzeć się sobie i dystansowi, jaki stwarzałem między nami, i zrozumieć wreszcie, jak bardzo cię kocham.

Pochyliłem się, by go objąć, lecz napiął mięśnie.
- O rany, tato, ja naprawdę chciałbym cię przytulić... - mruknąłem.

Wyglądał na zszokowanego. Okazywanie sobie uczuć nie należało do naszych zwyczajów. Poprosiłem, by uniósł się nieco, abym mógł wziąć go w ramiona, i spróbowałem przytulić go raz jeszcze. Tym razem był jeszcze bardziej spięty. W duszy obudziła się stara uraza. W porządku, wcale tego nie potrzebuję, pomyślałem. Jeśli chcesz umrzeć i opuścić mnie z tą samą oziębłością, co zawsze, proszę bardzo!

Od lat miałem ojcu za złe, że jest tak nieznośnie obojętny i sztywny w relacji ze mną. Całą winę zrzucałem oczywiście na niego, myśląc sobie w duchu: Sam widzisz, że on ma cię gdzieś. Tym razem jednak przemyślałem rzecz ponownie. Zdawałem sobie sprawę, że ten uścisk może wyjść na dobre nie tylko mnie, lecz także ojcu. Chciałem pokazać mu, jak bardzo mi na nim zależy bez względu na to, ile trudu sprawiłoby mu przyjęcie mojego wyznania. Ojca cechował zawsze iście germański chłód i obowiązkowość. Kiedy był dzieckiem, rodzice nauczyli go zapewne, że prawdziwy mężczyzna nigdy nie okazuje swych uczuć.

Postanowiłem zapomnieć na chwilę o swym zwyczaju obwiniania go za stwarzanie między nami dystansu i zdecydowałem się wykorzystać okazję, by ofiarować mu więcej uczucia niż dotychczas.
- Dalej, tato, obejmij mnie... - powiedziałem. Pochyliłem się w jego stronę, aby mógł mnie objąć.
- Świetnie. A teraz ściśnij. Dobrze... o to chodziło. I jeszcze raz, ściskaj. Doskonale!

W pewnym sensie musiałem dopiero nauczyć ojca przytulania. I nagle stało się coś dziwnego: Niespodziewanie, gdy trwaliśmy tak w uścisku, niczym iskra ..przeskoczyło" między nami uczucie wzajemnego przywiązania i miłości. Lata całe nasze powitania ograniczały się do chłodnego i formalnego uścisku dłoni, które mówiło tylko: "Cześć, jak się masz?" Sądziłem, że teraz obydwaj pragniemy ponownie odczuć bliskość. Tymczasem ojciec znów napiął mięśnie i nasz uścisk stał się strasznie nienaturalny i niezgrabny. Upłynęły miesiące, zanim jego chłód i sztywność ustąpiły i pozwolił swym uczuciom płynąć swobodnie poprzez ramiona, którymi mnie obejmował.

Oczywiście początkowo do mnie należała inicjatywa i sporo upłynęło wody, nim ojciec odważył się sam mnie przytulić. Nie winiłem go już - wspierałem go. Przecież na moich oczach zmieniał nawyki całego życia, a do tego potrzeba czasu. Wiedziałem też, że wciąż robimy postępy - dzięki wzajemnej trosce i uczuciu coraz więcej nas łączyło. Aż wreszcie, chyba gdzieś przy dwusetnym uścisku, ojciec zupełnie spontanicznie, po raz pierwszy w życiu powiedział do mnie - Kocham cię.


 


Tekst: Harold H. Bloomfieldl
Tłumaczenie: Ewelina Jagła
Balsam dla duszy

  • /spojrzenia/894-na-ratunek
  • /spojrzenia/892-urodzinowa-piosenka