Elektroszkodniki pamięci

 

Człowiek XXI wieku woli utrwalać, niż przeżywać. Oto obrazek z piątkowego, przerwanego oberwaniem chmury koncertu Nelly Furtado w Poznaniu: setki wyciągniętych rąk z telefonami komórkowymi, co dać musiało tysiące zdjęć i filmów. Ale atmosfera była nieporównywalna z koncertami, które pamiętam jeszcze sprzed kilku lat, gdy cała publiczność wyklaskiwała rytm uniesionymi wysoko rękoma, chóralnie śpiewała z zespołem refreny i podskakiwała do taktu wybijanego przez perkusistę. Teraz, zamiast się po prostu dobrze bawić, energię koncentrujemy na dokumentowaniu.

Na dodatek za kilka dni i tak trzeba wszystko wykasować, bo się już znudziło, poza tym musimy zwolnić miejsce dla następnych plików - z urlopu, imprezy u znajomych itd.

Urządzenia elektroniczne, które miały pozwolić zjadaczowi chleba przedzierzgnąć się w fotoreportera lub operatora i na dziesięciolecia utrwalić najważniejsze chwile życia, zamieniliśmy w szkodniki pamięci. Pamiętacie szał na kamery i kasety VHS? Amatorskie filmy z komunii i ślubów? Największe przeboje światowego kina zgrywane z telewizji? Dziś, w erze DVD, dam konia z rzędem temu, kto wygrzebie ze strychu albo piwnicy stary magnetowid.

Następna plaga: aparaty cyfrowe. Na wakacjach robimy po kilkadziesiąt fotek dziennie, z wyjazdu zbiera się i kilka tysięcy. Wszystko zapisujemy na twardym dysku komputera, ale potem nie chce się tego ani selekcjonować, ani przeglądać, ani drukować. Po kilku latach zmieniamy komputer, zapominamy o skopiowaniu folderów... Jedyne, co pozostaje, to stary album z dzieciństwa ze zdjęciami starannie wklejanymi przez rodziców.

Inny przykład: dowody miłości. Miałem szczęście przeżyć pierwszą hormonalną burzę jeszcze w czasach, gdy na komórkę mogli sobie pozwolić tylko krezusi, a aparat nosiło się w neseserze, bo ważył półtora kilograma. Z ukochaną pisaliśmy więc do siebie listy, które przetrwały do dziś. Kiedy byłem już na studiach, rozpoczęły się rządy SMS-a. Poznałem wtedy moją żonę, ale niestety - nie zachowałem tamtych romantycznych wiadomości tekstowych. Nie przetrwały zmian moich komórek, taryf i operatorów. Dzięki Bogu uczucie jest trwalsze od SMS-a.

 

 

Polska Głos Wielkopolski 15 lipca 2008

  • /spojrzenia/1632-po-co-nam-zemsta
  • /spojrzenia/929-wszystkiego-optymistycznego