Wielkanocne chrzciny Zuzanki

 

 


Wszystkim, którzy nadesłali na mój adres lub komórkę życzenia wielkanocne serdecznie dziękuję.

Jednocześnie chylę głowę przed tymi, którzy mieli pełne prawo oczekiwać ode mnie życzeń, a nie dotarło do nich żadne moje wielkanocne słowo. Ogrom przedświątecznych przygotowań, które w tym roku połączone były z chrzcinami Zuzanki, nie kończący się stres, a także przeokropna pogoda - stały się powodem gwałtownego pogorszenia się stanu mojego zdrowia, czego symptomy pojawiły się już w Wielki Czwartek. Atak choroby nastąpił w Wielką Sobotę, w wyniku czego kilka godzin spędziłem na oddziale ratunkowym w szpitalu. Ból pleców był tak silny, że uniemożliwił mi jakiekolwiek działanie. Całe szczęście, że miałem już prawie wszystko przygotowane - zarówno do świąt, jaki i do chrzcin naszej wnusi. Gdybym bowiem został tym bólem znokautowany wcześniej, to byłoby ze wszystkim krucho. Zamiast więc (jak to sobie wcześniej zaplanowałem) w sobotę odpoczywać i pisać życzenia, zacząłem walczyć z silną neuralgią, która - jako pochodna ZZSK - omal nie zepsuła mi świąt. Teraz na szczęście ból powoli ustępuje, co pozwala mi na jako taki powrót do codziennych zajęć.

Pierwszy dzień Wielkanocy upłynął nam pod znakiem chrzcin naszego malutkiego szczęścia. Ponieważ duży pokój był już przygotowany na przyjęcie gości, śniadanie wielkanocne zjedliśmy z Asią i Dawidem W MOIM POKOJU . Było ciasno, ale miło, no i z konieczności krócej niż zwykle. Asia i Dawid musieli wracać z Zuzanką do swojego domku, by przygotować swoje maleństwo do czekającej je uroczystości.

Chrzciny w kościele na naszym dawnym osiedlu, na którym mieszkają teraz nasze dzieci, miały niepowtarzalną oprawę. Byłem świadkiem wielu już takich uroczystości, ale czegoś podobnego jeszcze nie przeżyłem. Stało się to głównie za sprawą prowadzącego mszę księdza. Przecz cały czas czuło się, że najważniejsza jest ta czwórka dzieci. Nigdy nie widziałem, aby kapłan w uroczystość chrztu włożył tyle serca. Takiego samego zdania byli wszyscy nasi goście. Kulminacyjnym momentem, kończącym i mszę i chrzest czwórki głównych bohaterów, było podniesienie przez księdza każdego maleństwa i pokazanie go wszystkim zgromadzonym w świątyni ludziom. Ten piękny i niespodziewany gest, który zaczął się od Zuzanki, wzbudził w całym kościele nieopisany aplauz. Podniesieniu każdego dziecka towarzyszyły gorące, rzęsiste oklaski, co wzruszyło mnie do łez, a z pewnością i wielu świadków tego wydarzenia.

Dalsza części tej pięknej uroczystości odbyła się już w naszym mieszkaniu. Spędziliśmy ze sobą kilka miłych godzin, które z pewnością zapiszą się na długo w naszej pamięci.

Następnego dnia znalazłem w swojej poczcie list od Ewy, matki chrzestnej Zuzanki, który stał się jakby dopełnieniem wydarzeń pierwszego dnia naszych świąt, a którego fragment teraz przytoczę:

" Kochany Wujku. Chcieliśmy Ci wszyscy bardzo podziękować za wspaniały pierwszy dzień Świąt Wielkiej Nocy. To był cudowny i niezapomniany dzień. Do końca nie byłam pewna, czy jestem odpowiednią osobą, która może być matką chrzestną Zuzanki. Teraz już wiem, że tak. Moja chrześniaczka jest śliczna i cudowna. A Tobie Wujku solennie obiecuję, że będę najlepszą mamą chrzestną na świecie.

Mam nadzieje, że Wasza wnusia będzie zawsze tym promykiem słońca, który rozświetlał będzie wszystkie Wasze dni. A ja z kolei zrobię wszystko, co do mnie należy, a może i więcej."

 

Kwiecień 2008

  • /wasnym-gosem/190-dzikuj-e-jestecie
  • /wasnym-gosem/188-na-pi-dni-przed-udarem