Egzekucja w zamku Vincennes (Mata Hari)

MATA HARI
na stałe weszła do panteonu
najsłynniejszych kobiet świata


 


Leszek Turkiewicz

 

 

 Jeszcze jest ciemno. Ale czyste niebo zapowiada ładny dzień - poniedziałek, 15 października. Na rogu bulwaru Magenta i ulicy Faubourg-Saint-Denis otwiera się cela paryskiego więzienia dla kobiet. Budzą się trzy więźniarki. Zabierają tę ze środkowej pryczy. - Prezydent odrzucił pani prośbę o łaskę. Kobieta ostatni raz się ubiera. Wkłada perłowoszarą suknię, kapelusz, długie rękawiczki. Chce umrzeć jak gwiazda, którą zawsze była. Pisze ostatnie listy - do córki, do kochanka. Z więziennego dziedzińca wiozą ją na poligon zamku Vincennes. Przywiązują do słupa, odczytują wyrok: W imieniu narodu francuskiego... Ona uważa się za niewinną. Szabla oficera opada w dół. Ognia!... - Czy ktoś zgłasza się po ciało? Zamiast odpowiedzi jest cisza. Niedługo wzejdzie słońce. Po malajsku - Mata Hari.

Mija 90 lat od tamtego poniedziałku. Był rok 1917. Konny karawan z ciałem niemieckiego szpiega, a przynajmniej kobiety zwerbowanej przez niemiecki wywiad, ruszył ulicami budzącego się miasta. Mija paradę ludzkich losów - jedni wychodzą, inni dopiero wracają. Wszyscy słyszeli o Mata Hari. Naprawdę nazywała się Margareth Gertrudę Zelle, po mężu Mac Leod, oficerze w Indiach Holenderskich (dziś Indonezja). Miała sto twarzy, żeby się podobać, zadziwiać, imponować, żeby o niej mówiono. Bywała Hinduską, Niemką, Angielką, Holenderką, wdową, rozwódką, kurtyzaną, artystką, księżniczką, demoniczną boginią, skandalizującą gwiazdą. Paryż działał na nią jak zaklęcie, jego bulwary, artyści, fortuny. Marzyła o nim i swego dopięła. Została paryską ulubienicą, która ostatni raz przemierza swoje miasto. 

Grand Hotel przy ulicy Scribe'a. Dwa kroki od Opery. Tu w 1904 roku po raz pierwszy zatrzymała się w Paryżu. Miała 28 lat, ognisty temperament i nic do stracenia. Była bez grosza, ale robiła wrażenie - 175 cm wzrostu, ciemne włosy, matowa cera, długie dłonie, mocna budowa ciała, choć potrafiła wyglądać na kobietę kruchą i delikatną. Właściwie nie była specjalnie ładna, ale miała w sobie nieuchwytną osobowość, tajemnicę i specyficznie zmysłową wolność, którymi zniewalała mężczyzn. Od razu wyruszyła na łowy bogatych kochanków. Ale się nie zadowoliła rolą utrzymanki, chciała zaistnieć jako tancerka. Tańczyła nago. W swych orientalnych tańcach była jak zakazany owoc osnuty dymem kadzideł.

Muzeum Sztuki Orientalnej na placu Jeny. To muzeum imienia Emile'a Guimeta, przemysłowca interesującego się Wschodem, który zebrał najwspanialszą kolekcję sztuki azjatyckiej. Również on, jak wielu innych, uległ czarowi Maty Hari. Zapragnął ją lansować. Zdecydował, że wystąpi w jego muzeum ze swymi "świętymi tańcami strzelistych aktów nagości", łączącymi egzotykę, intelekt i seks z kulturą mającą za sobą tysiąclecia. Dzięki tym występom Mata Hari z dnia na dzień stała się sławna. Poznała najlepszego impresario Gabriela Astruca, dzięki któremu ta na wpół amatorska tancerka występowała w Folies-Bergere, Olympii, ba! - uzyskała angaż do opery w Monte Carlo. Zarabiała dziesiątki tysięcy franków za jeden występ. Żyła ponad stan w luksusowym apartamencie przy ulicy Balzaka 3. Miała liczną służbę, powozy, klejnoty, futra. 

A oto jej ulubione Pola Elizejskie. Pod numerem 25. stoi pałac największej kurtyzany II Cesarstwa - markizy Paivy. Mata Hari chciała należeć do tej samej kategorii kobiet, kosztownych kochanek, wypełniających sobą łóżka bogatych notabli, które z czasem stają się kimś innym: pisarkami, jak Colette, czy projektantkami, jak Chanel. Na tych Polach Elizejskich, na rogu ulicy Bassano był Elysee-Palace (dziś gmach Vuittona). W tym luksusowym hotelu Mata Hari spotykała swego ostatniego kochanka, podporucznika Wadima Masłowa, młodszego od niej o 20 lat. Miał tyle lat, ile miałby jej syn, Norman, gdyby żył, którego straciła jak miał 2,5 roku. Ta ekspertka w sprawach miłości daje się ponieść zgubnej namiętności do młodego Rosjanina, kompensującego jej zranione macierzyńskie uczucia. Również w tym hotelu przy Polach Elizejskich została aresztowana 13 lutego 1917 roku o szóstej rano.

W oddali widać czubek wieży Eiffla, na której w roku 1914 zainstalowano wojskowe centrum nasłuchów radiowo-telegraficznych. To tam zostały przechwycone i rozszyfrowane telegramy kapitana Arnolda Kallego, w których Mata Hari została opisana jako niemiecki agent pierwszej kategorii o kryptonimie H21, wprowadzająca w błąd francuskie służby wywiadowcze.

Świt przeszedł w poranek. Karawan z ciałem kobiety szpiega zatrzymał się w dzielnicy Saint Germain, przed wydziałem medycyny sądowej. Tutaj odbyła się rutynowa sekcja zwłok. Okazało się, że na dwanaście pocisków trafiły trzy, robiąc dziurę nad lewą piersią. Podczas autopsji organy Maty Hari rozkradziono na relikwie. Kim była? Nieszczęśliwą matką, wzgardzoną żoną, cyniczną pożeracz-ką mężczyzn, lekkomyślną kobietą, co wplątała się w podwójną grę wywiadów Francji i Niemiec, czy niebezpiecznym szpiegiem odpowiedzialnym za 100 tyś. zabitych? Pytana w śledztwie, po co właściwie przyjechała do Paryża? Odpowiedziała z ujmującą naiwnością: -
Myślałam, że każda kobieta, która chce uciec od męża, ucieka tutaj, do Paryża. Jej ciało było pożądane i opłacane, kochane i nienawidzone, aż obróciło się w proch, przebite kulami plutonu egzekucyjnego w fosie zamku Vincennes. Ale imię Mata Hari przetrwało do dziś i jest częścią powszechnej wyobraźni, która podsyca legendę i mit. Na zawsze weszła do panteonu najsłynniejszych kobiet świata.

Jeszcze jest ciemno. Ale czyste niebo zapowiada ładny dzień - poniedziałek, 15 października. Na rogu bulwaru Magenta i ulicy Faubourg-Saint-Denis otwiera się cela paryskiego więzienia dla kobiet. Budzą się trzy więźniarki. Zabierają tę ze środkowej pryczy. - Prezydent odrzucił pani prośbę o łaskę. Kobieta ostatni raz się ubiera. Wkłada perłowoszarą suknię, kapelusz, długie rękawiczki. Chce umrzeć jak gwiazda, którą zawsze była. Pisze ostatnie listy - do córki, do kochanka. Z więziennego dziedzińca wiozą ją na poligon zamku Vincennes. Przywiązują do słupa, odczytują wyrok: W imieniu narodu francuskiego... Ona uważa się za niewinną. Szabla oficera opada w dół. Ognia!... - Czy ktoś zgłasza się po ciało? Zamiast odpowiedzi jest cisza. Niedługo wzejdzie słońce. Po malajsku - Mata Hari.

Mija 90 lat od tamtego poniedziałku. Był rok 1917. Konny karawan z ciałem niemieckiego szpiega, a przynajmniej kobiety zwerbowanej przez niemiecki wywiad, ruszył ulicami budzącego się miasta. Mija paradę ludzkich losów - jedni wychodzą, inni dopiero wracają. Wszyscy słyszeli o Mata Hari. Naprawdę nazywała się Margareth Gertrudę Zelle, po mężu Mac Leod, oficerze w Indiach Holenderskich (dziś Indonezja). Miała sto twarzy, żeby się podobać, zadziwiać, imponować, żeby o niej mówiono. Bywała Hinduską, Niemką, Angielką, Holenderką, wdową, rozwódką, kurtyzaną, artystką, księżniczką, demoniczną boginią, skandalizującą gwiazdą. Paryż działał na nią jak zaklęcie, jego bulwary, artyści, fortuny. Marzyła o nim i swego dopięła. Została paryską ulubienicą, która ostatni raz przemierza swoje miasto. 

Grand Hotel przy ulicy Scribe'a. Dwa kroki od Opery. Tu w 1904 roku po raz pierwszy zatrzymała się w Paryżu. Miała 28 lat, ognisty temperament i nic do stracenia. Była bez grosza, ale robiła wrażenie - 175 cm wzrostu, ciemne włosy, matowa cera, długie dłonie, mocna budowa ciała, choć potrafiła wyglądać na kobietę kruchą i delikatną. Właściwie nie była specjalnie ładna, ale miała w sobie nieuchwytną osobowość, tajemnicę i specyficznie zmysłową wolność, którymi zniewalała mężczyzn. Od razu wyruszyła na łowy bogatych kochanków. Ale się nie zadowoliła rolą utrzymanki, chciała zaistnieć jako tancerka. Tańczyła nago. W swych orientalnych tańcach była jak zakazany owoc osnuty dymem kadzideł.

Muzeum Sztuki Orientalnej na placu Jeny. To muzeum imienia Emile'a Guimeta, przemysłowca interesującego się Wschodem, który zebrał najwspanialszą kolekcję sztuki azjatyckiej. Również on, jak wielu innych, uległ czarowi Maty Hari. Zapragnął ją lansować. Zdecydował, że wystąpi w jego muzeum ze swymi "świętymi tańcami strzelistych aktów nagości", łączącymi egzotykę, intelekt i seks z kulturą mającą za sobą tysiąclecia. Dzięki tym występom Mata Hari z dnia na dzień stała się sławna. Poznała najlepszego impresario Gabriela Astruca, dzięki któremu ta na wpół amatorska tancerka występowała w Folies-Bergere, Olympii, ba! - uzyskała angaż do opery w Monte Carlo. Zarabiała dziesiątki tysięcy franków za jeden występ. Żyła ponad stan w luksusowym apartamencie przy ulicy Balzaka 3. Miała liczną służbę, powozy, klejnoty, futra. 

A oto jej ulubione Pola Elizejskie. Pod numerem 25. stoi pałac największej kurtyzany II Cesarstwa - markizy Paivy. Mata Hari chciała należeć do tej samej kategorii kobiet, kosztownych kochanek, wypełniających sobą łóżka bogatych notabli, które z czasem stają się kimś innym: pisarkami, jak Colette, czy projektantkami, jak Chanel. Na tych Polach Elizejskich, na rogu ulicy Bassano był Elysee-Palace (dziś gmach Vuittona). W tym luksusowym hotelu Mata Hari spotykała swego ostatniego kochanka, podporucznika Wadima Masłowa, młodszego od niej o 20 lat. Miał tyle lat, ile miałby jej syn, Norman, gdyby żył, którego straciła jak miał 2,5 roku. Ta ekspertka w sprawach miłości daje się ponieść zgubnej namiętności do młodego Rosjanina, kompensującego jej zranione macierzyńskie uczucia. Również w tym hotelu przy Polach Elizejskich została aresztowana 13 lutego 1917 roku o szóstej rano.

W oddali widać czubek wieży Eiffla, na której w roku 1914 zainstalowano wojskowe centrum nasłuchów radiowo-telegraficznych. To tam zostały przechwycone i rozszyfrowane telegramy kapitana Arnolda Kallego, w których Mata Hari została opisana jako niemiecki agent pierwszej kategorii o kryptonimie H21, wprowadzająca w błąd francuskie służby wywiadowcze.

Świt przeszedł w poranek. Karawan z ciałem kobiety szpiega zatrzymał się w dzielnicy Saint Germain, przed wydziałem medycyny sądowej. Tutaj odbyła się rutynowa sekcja zwłok. Okazało się, że na dwanaście pocisków trafiły trzy, robiąc dziurę nad lewą piersią. Podczas autopsji organy Maty Hari rozkradziono na relikwie. Kim była? Nieszczęśliwą matką, wzgardzoną żoną, cyniczną pożeracz-ką mężczyzn, lekkomyślną kobietą, co wplątała się w podwójną grę wywiadów Francji i Niemiec, czy niebezpiecznym szpiegiem odpowiedzialnym za 100 tyś. zabitych? Pytana w śledztwie, po co właściwie przyjechała do Paryża? Odpowiedziała z ujmującą naiwnością: -
Myślałam, że każda kobieta, która chce uciec od męża, ucieka tutaj, do Paryża. Jej ciało było pożądane i opłacane, kochane i nienawidzone, aż obróciło się w proch, przebite kulami plutonu egzekucyjnego w fosie zamku Vincennes. Ale imię Mata Hari przetrwało do dziś i jest częścią powszechnej wyobraźni, która podsyca legendę i mit. Na zawsze weszła do panteonu najsłynniejszych kobiet świata.

 

 

ANGORA - PERYSKOP Nr 42 - "ZNAD SEKWANY"
21.10.2007

 

  • /biblioteka/51-ludzie/460-caujcie-mnie-wszyscy
  • /biblioteka/51-ludzie/168-jak-zgina-amelia-earrhard