Szaleństwo i geniusz Fischera

 

Bobby Fischer zmarł w wieku 64 lat. Przypadek? Życie spędził, wpatrując się w sześćdziesiąt cztery białe i czarne pola szachownicy. To ona zniewoliła jego umysł - pisze Oskar Berezowski


Kim był Fischer? Wirtuozem, geniuszem, Zeusem szachów - tak zapamiętają go  szachiści.   Wielu    Amerykanom utkwi w pamięci jako apologeta ataku terrorystycznego na USA z 11 września 2001 r. W Izraelu zapamiętają Fischera-antysemitę, choć jego matka była Żydówką. Psychiatrzy- zdziwaczałego paranoika. Wojskowym obił się o uszy Bobby, syn Paula Feliksa Nemenyiego, fizyka pochodzącego z Węgier, który brał udział w tworzeniu amerykańskiej bomby atomowej. W Mensie przekazywać sobie będą nazwisko Fischer, człowieka o ilorazie inteligencji wyższym od Alberta Einsteina. Niektórzy odnotują, że płynęła w nim krew Jakuba Wendera (dziadka) spod Łodzi.

Bobby Fischer to bez wątpienia jeden z najbardziej tajemniczych i tragicznych geniuszy minionego stulecia. Człowiek, który zmienił oblicze szachów, poruszał wyobraźnię ludzi na całym świecie. Drażnił, prowokował, imponował i w końcu szokował. Do tego stopnia, że dwa lata temu tylko Islandia nie bała się go przygarnąć, gdy jego bluźnierstwa i pazerność wystawiły go na cel organów ścigania wielu krajów świata. Wszystko przez szachy. - Szachy to wojna. Ich celem jest zniszczenie umysłu przeciwnika - mawiał. Wojna towarzyszyła Fischerowi przez całe życie.

Urodził się podczas II wojny światowej w Chicago (9 marca 1943). Swój największy mecz w życiu rozegrał w 1972 r. i była to prawdziwa zimnowojenna konfrontacja. 29-letni wówczas arcymistrz z USA (został nim w wieku zaledwie 19 lat) miażdżył stających mu na drodze wielkich radzieckich strategów w drodze po tytuł mistrza świata.

Od zakończenia wojny na szachowym tronie zasiadali wyłącznie reprezentanci ZSRR. Z jednym z nich Fłscher spotkał się w 1972 r. w Rejkiawiku. Boris Spasski, zrównoważony, dostojny geniusz z Sankt Petersburga, kontra pyszałkowaty jankes wychowany na Brooklynie. Fischer miał opinię nieprzewidywalnego taktyka. Słynął z niekonwencjonalnych otwarć i genialnego ataku.  Analityczny umysł Spasskiego pozwalał z kolei Rosjaninowi na wybranie taktyki, która najbardziej uwierała rywala. Ich mecz był wydarzeniem na całym świecie.

Dla wielu była to kwintesencja zimnej wojny. Bo szachy to nie tylko przesuwanie drewnianych figurek. Patrick Siiskind, opisując partię dwóch graczy w parku (opowiadanie „Walka"), w niezwykły sposób oddaje dramatyzm gry: „Czarne koszą bez litości wszystko, co znajduje się w polu rażenia, nie zważając na własne straty, pionki znikają szeregami, przy frene-tycznym aplauzie znającej się na rzeczy publiczności padają konie, wieże i gońce...". Mecz miał być wielki i takich sytuacji na planszy zapowiadało się wiele. Poza nią także.

Fischer nie byłby jednak sobą, gdyby nie postawił kilkudziesięciu warunków, jakie musieli spełnić organizatorzy przed spotkaniem. Rosjanin przyjmował to z godnością i wygrał pierwszą partię po fatalnym błędzie Fischera. Sensacja wisiała w powietrzu, gdy Amerykanin nie pojawił się przy stole podczas drugiej rozgrywki. Radziecka federacja szachowa zażądała, by ogłoszono walkower w całym meczu. USA mogły zostać upokorzone, jednak Spasski wykonał niespodziewaną woltę. Oświadczył, że chce pokonać rywala przy stole i Fischer wrócił do meczu. Kolejne partie przykuwały uwagę świata jak mecze piłki nożnej. W polskiej telewizji drobiazgowo odtwarzano każdą z nich na kartonowej planszy. „Trybuna Ludu" drukowała dokładne zapisy posunięć. Ludzie w domach zastanawiali się nad taktyką zawodników. Szachy na moment stały się opium dla mas. Ku wściekłości dygnitarzy z ZSRR mistrzem świata, po zaciętej walce, został jednak Amerykanin. I tu zaczyna się mroczna część życiorysu Fischera.

Od tego czasu unikał bowiem oficjalnych rozgrywek. Stawiał organizatorom turniejów wygórowane wymagania. Tak było w przypadku obowiązkowej obrony tytułu w 1975 r. Anatolij Karpow nie doczekał się Fischera. Światowa federacja musiała ogłosić walkower i radziecki szachista wrócił na tron. Coraz częściej mówiło się, że geniusz Fischera nosi ślady szaleństwa. Wierzył w apokalipsę, przed którą ukrył się w domu w Pasadenie. Czy można oszaleć przez szachy?

Pisząc o Fischerze, pochłonąłem „Nowelę szachową" Stefana Zweiga. Jego zdaniem szachy wytworzyły specyficznych matadorów: „Człowieka intelektu, który nie popadając w obłęd, przez dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat używa nieustannie całej prężności swego myślenia do tak śmiesznego zadania jak zapędzanie drewnianego króla w rożek drewnianej deski!". Zweig się mylił. Fischer, którego arcymistrz Nigel Short nazwał Zeusem-królem królów, Fischer, którego iloraz inteligencji przekraczał 180, ten Fischer dziwaczał. Podobno grał przez komputer z różnymi szachistami, nie ujawniając swej tożsamości. Podobno...

W 1992 r. wrócił na usta świata podczas kolejnego, łatwego zwycięstwa nad Borisem Spasskim w Belgradzie w rewanżu za mecz stulecia. Znów w jego życiorysie pojawiła się wojna. Jugosłowiański biznesmen wyłożył 5 min dol. za grę w kraju ogarniętym wojną domową. Na konferencji szachista demonstracyjnie napluł na ostrzegawczy list od rządu amerykańskiego. Fischer za zwycięstwo wziął 3,5 min dol., ale złamał sankcje międzynarodowe nałożone na Jugosławię. W USA groziło mu 10 lat więzienia. Zrzekł się obywatelstwa. Po zamachu 11 września 2001 r. oświadczył, że jest szczęśliwy i ma nadzieję, że USA znikną z powierzchni ziemi.

W 2004 r. został zatrzymany na lotnisku Narita. Fischer miotał w Japonii obelgi pod adresem Żydów. Oświadczył, że w Japonii grozi mu otrucie przez wyciek z reaktora atomowego. Przed deportacją do USA uchronił go parlament Islandii, który ocenił, że dzięki meczowi w 1972 r. rozsławił ten kraj na świecie. Wydano mu więc glejt pozwalający na ucieczkę na wyspę. Tam zmarł. Miał chore nerki. Lekarze zmagali się także z jego paranoją.


OSKAR BEREZOWSKI

POLSKA GŁOS WIELKOPOLSKI, 21 stycznia 2008

 

 

 

  • /biblioteka/51-ludzie/2830-ludzie-genialny-wir
  • /biblioteka/51-ludzie/2796-ludzie-na-spron-nut