Genialny świr (Salvador Dali)

 

 - Kocham Galę bardziej niż własną matkę, bardziej niż własnego ojca, bardziej niż Picassa i bardziej niż pieniądze - ogłosił światu Dali. W ustach człowieka, któremu współcześni dali przydomek „Avida dollars" (chciwy dolarów), to ważna deklaracja. Gala stała się absolutną królową jego życia. Nie potrafił bez niej malować. Inspirowała go, korygowała dzieła, czasem coś dodawała albo skreślała. Miała niebywałe wyczucie sztuki.

 Andy Warhol uważał, że każdy może być gwiazdą przez 15 minut. Salvador Dali był nią przez całe życie, choć twierdził, że przyciągnięcie uwagi widza na dłużej niż pół godziny jest piekielnie trudne. Jeśli nawet nie był wielkim malarzem, jak twierdzą niektórzy, był geniuszem autoreklamy. Nader często bulwersował opinię publiczną.

W 1939 r. podczas pobytu w Stanach wyskoczył przez okno nowojorskiego domu handlowego Bonwit Teler, protestując w ten sposób przeciw źle wykonanej dekoracji witryny, którą sam zaprojektował. Nazwisko ekscentrycznego Hiszpana natychmiast trafiło na łamy światowej prasy. Dali triumfował, bo kochał skandale i bycie w centrum uwagi. Jak wtedy, gdy w pewnej restauracji wylał na klientów swoją zupę z makaronem. Albo gdy na konferencji w Londynie wystąpił w masce i stroju płetwonurka, aby dać wyraz swoim zainteresowaniom psychoanalizą. Nagle zrobił się siny, zaczęło mu brakować tlenu. Ludzie, zamiast go ratować, śmiali się, sądząc, że to show...

W katalońskim miasteczku Figueres od wielu tygodni czuć ożywienie. Przed jubileuszem wszystko już zapięte na ostatni guzik. Sto lat temu, o 8.45 rano 11 maja 1904 r., w rodzinie lokalnego notariusza, urodził się Salvador Felipe Jacinto Dali. „Być może będę niezrozumiany i znienawidzony, lecz będę geniuszem, wielkim geniuszem" - zanotował jako 16-latek w swoim dzienniku.

Buty na sprężynach i lustrzane paznokcie

Zawsze był kpiarzem i prowokatorem. Przewracałby się w grobie, gdyby widział, z jaką pompą świętuje się jego urodziny - śmieją się mieszkańcy Figueres, kiedy pytam o malarza. Wielu pamięta otwarcie jego muzeum w 1974 r. - Z całego świata ściągnęły do naszego miasta tłumy - wspominają. - Przyjechały koronowane głowy, a także John Lennon i hipisi, dla których^ niedościgłym mistrzem. Nagle' scy postanowili, że pójdą na pielgrzymkę do Santiago de Compostela

Ulicami ciągnęły kapele, kartonowJ figury słoni i papierowy smok. Panował totalny rozgardiasz, ale on kochał takie imprezy.

Mistrz triumfuje nawet po śmierci. Muzeum, które urządził w starym teatrze, odwiedza dziś milion osób rocznie. Po madryckim Prado uchodzi za najchętniej odwiedzane w Hiszpanii. Nawet muzeum Picassa w Barcetonie nie cieszy się tak wielką poplarnością. Jest tu wszystko, co inspirowało artystę. Sukienka Paco Rabane, oryginalna lampa z paryskiego metra, skamieniałe muszle z Pirenejów, rzygacze z Figueres przedstawiające głowy potworów, szkielet słonia... Na środku patio stoi czarna limuzyna artysty. Kiedy wrzucam do niej monetę, zamienia się w podświetloną „deszczową taksówkę".

- Był bardzo dumny ze swojego cadillaca - opowiada Antonio Pitxot, dyrektor artystyczny muzeum. - To jeden z 10 egzemplarzy tego modelu na świecie. Identycznymi jeździli m.in. Teodor Roosevelt, Clark Gable i Al Capone.

Na swym cadillaku artysta umieścił posąg żydowskiej królowej Estery. Chciał, aby jego muzeum-teatr traktować jako ważne dzieło surrealizmu. Był artystą multimedialnym. Malował, projektował biżuterię, pisał libretta baletów i wymyślał najdziwniejsze rzeczy: buty na sprężynach, sztuczne paznokcie z lusterek, w których można się było przeglądać, lub suknie o anatomicznych kształtach, mające wabić mężczyzn.

Jego pomysły, uznane wówczas za bezsensowne, później się przyjęły. Pisał też powieści. Interesował się kinem, razem z Bunuelem zrobił „Psa andalu-zyjskiego", który zaczyna się słynną sceną rozcinania brzytwą kobiecego oka. W ich kolejnym filmie, „Złoty wiek", markiz de Sade jest przebrany za Chrystusa. - Dali kochał prowokować ludzi. Przez całe życie poszukiwał Boga, ale, jak stwierdził, nigdy go nie odnalazł - dodaje Antonio Pitxot.

Lęk hiszpańskiego macho

Figueres ma największą kolekcję prac Dalego. Część skupiono od prywatnych kolekcjonerów za 21 min euro jest wśród nich ulubiony obraz artysty - „Kawałek chleba" - używany przed laty w promocji planu Marshalla. Jest też słynny portret przyjaciela Picassa z łyżką w ustach - „Labirynt" - stanowiący część scenografii dla nowojorskiego teatru. A w kącie stoi oryginalny słup elektryczny. Malarz twierdził, że za 2 tysiące lat będzie najważniejszym eksponatem wystawy i wzbudzi największą ciekawość ludzi. Moją ciekawość budzi pokój, w którym Dali pokazał idealną sypialnię artysty. Są w nim meble z domów publicznych, a na obszernym nocnym stoliku szkielet goryla ozdobiony głową św. Teresy - mistrz uważał, że w sypialni trzeba mieć jakąś rzecz, która pozwoli usnąć z uśmiechem.

Federico Garcia Lorca, hiszpański pisarz, był jednym z pierwszych, którzy poznali się na talencie młodego Salvadora. Przepowiadał mu wielką przyszłość. Ich związek, o czym dziś całkiem głośno mówi się w Hiszpanii, był jednak czymś głębszym niż przyjaźń. Sam Dali do późnej starości chełpił się heteroseksualnymi żądzami. W głębi duszy skrywał strach hiszpańskiego macho przed tym, że świat mógłby odkryć w nim homoseksualistę. Dlatego o seksie mówił zawsze szorstko:

- Otaczam się najbardziej boskimi dupami, jakie tylko można sobie wyobrazić. Najpiękniejsze kobiety potrafię nakłonić do tego, by się rozebrały. Zawsze twierdziłem, że przez dupę można rozszyfrować największe tajemnice - powiedział kiedyś w wywiadzie dla amerykańskiego „Playboya". Z pogardą wyrażał się o pochwie, porównując ją z kalafiorem. Uważał, że stanowi pułapkę natury, której zadaniem jest podtrzymanie gatunku.

Królowa jego życia

Dali nie zaistniałby jako światowy artysta, gdyby nie poznał Gali. Naprawdę nazywała się Helena Dmitriewna Diakonowa i wiodła burzliwe życie u boku męża, poety Paula Eluarda. Zrobiła na trochę nieśmiałym Salvadorze piorunujące wrażenie. Stanowiła całkowite jego przeciwieństwo. Była kobietą porywczą, zaborczą, pozbawioną hamulców seksualnych. Miała 35 lat, o 11 więcej od niego.

Kiedy Gala przybywa na Costa Brava, szalony Katalończyk robi wszystko, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Zakłada kolczyki siostry Any Marii, które szybko ściąga, bo przeszkadzają mu w pływaniu. Owija się sznurem pereł, drze na sobie koszulę, wkłada majtki na lewą stronę. Ale to za mało! Smaruje się kozim łajnem i z balkonu obserwuje Galę. Nie robi to na niej żadnego wrażenia.

Stworzą jednak zrównoważony, wręcz symbiotyczny związek. Doskonale się bowiem uzupełniają. Gala stanie się jedyną muzą mistrza, malowaną na wszystkich jego obrazach. A wiele dzieł będzie sygnowanych splecionymi z sobą podpisami obojga.

Ekscentryczna para postanawia kupić dom na wybrzeżu. Ale jak mówią ludzie w Cadapues, nikt we wsi nie chciał im niczego sprzedać. Pewna staruszka udostępniła im nędzną chatę rybacką w Port Lligat na Costa Brava, która stała się później ich posiadłością. Rodzina Dalego była oburzona. Ojciec wyklął syna, który zerwał z domem, a na jednym z rysunków dopisał: „Czasem z lubością pluję na portret matki".

Gala nigdy nie skarży się na spartańskie warunki. Sama dba o wszystko. Wprawdzie nie umie gotować (jej potrawy według Dalego mają smak chustki do nosa), jednak każdego dnia po obiedzie wyrusza w obchód po sklepach i wydawnictwach z pracami Salvadora, jego projektami mebli i biżuterii. Jest w tym niezmordowana, bo wierzy w jego geniusz. Ma żyłkę do interesów i stanie się wielką promotorką jego sztuki. Podczas pobytu w USA pilnuje transakcji z marszandami, wykłóca się o pieniądze. Jest najlepszą rzeczniczką swojego męża.

- Kocham Galę bardziej niż własną matkę, bardziej niż własnego ojca, bardziej niż Picassa i bardziej niż pieniądze - ogłosił światu Dali. W ustach człowieka, któremu współcześni dali przydomek „Avida dollars" (chciwy dolarów), to ważna deklaracja.
Gala stała się absolutną królową jego życia. Nie potrafił bez niej malować. Inspirowała go, korygowała dzieła, czasem coś dodawała albo skreślała. Miała niebywałe wyczucie sztuki.

I wielu przeciwników. Nazywali ją fanatyczką opętaną niepohamowaną żądzą władzy, która wzięła w niewolę biednego mężczyznę. Dali wielokrotnie przyznawał, że była jedyną kobietą, z którą miał seksualny kontakt. Ale w ciągu wielu lat wspólnego życia podobno tylko raz doszło między nimi do zbliżenia.

W Port Lligat mówi się, że bez Gali ich dom szybko zapełniłby się „dziełami sztuki", które ściągał nieustannie z plich targów i sklepików. Inspirowały go lampy w kształcie sfinksów, ryby ze szkła, kolorowa porcelana. Tylko Gala umiała powstrzymać go przed ostatecznym zakupem głowy słonia lub wypchanej małpy. Najchętniej kupiłby cały sklep.

Nienasycony erotoman?

Z upływem lat spółka Dali-Gala przestała być zgranym tandemem. Głośna stała się zwłaszcza ich bójka w hotelu Meurice w Paryżu, z której Gala wyszła ze złamanym żebrem. Powodem awantury była jej słabość do gier hazardowych. Potrafiła przepuścić majątek w kasynach Paryża lub Monte Carlo. Dali dostawał wtedy szału. Zbyt dobrze pamiętał przestrogi ojca: „I tak w końcu umrzesz zrujnowany lub jak nędzarz pod mostem".

Pod koniec lat 60. kupił żonie na urodziny zamek w katalońskim Pubol. Odtąd mieszkała tam sama lub z adoratorami, a on miał nową muzę. Została nią słynna modelka i transseksualistka Amanda Lear, z którą połączyły go zażyłe stosunki. Chciał się z nią nawet żenić. Swoich modeli i modelki wyszukiwał też przez agencje. Podczas licznych podróży po Europie jego apartamenty hotelowe zwykle okupowały tłumy pięknych kobiet i mężczyzn. Wielu proponowało mu usługi daleko wykraczające poza pozowanie. Nie korzystał z nich, ale stworzył mit wielkiego artysty i nienasyconego erotomana.

W rodzinnym Figueres Dali najchętniej jadał w restauracji „Duran". - Kiedy przychodził z Galą, przed jedzeniem wręczał jej bukiet swoich ulubionych tuberoz - wspomina syn właściciela Lluis Duran Simon. - Lubił proste dania, często zamawiał „cap  i pota de vedila" (głowę i nogi cielęce), zielone szparagi i świeże owoce, które sam mył bardzo skrupulatnie wodą mineralną, bo nie miał zaufania do wody z kranu. To zamiłowanie do higieny przywiózł ze Stanów. Uważał, że Hiszpania pod tym względem jest zacofana. Panicznie bał się tyfusu i cholery, a jeśli się leczył, to tylko w USA.

Do obiadu zamawiał kieliszek czerwonego wina Rioja. Nie pił kawy ani likierów. Nie palił, ale po posiłku chętnie wypijał napar z mięty. Przyjaciele, których spore grono zapraszał na kolacje, okazywali duże ożywienie, studiując kartę wykwintnych dań. Mistrz jednak szybko ich studził: „Żeby każdy był zadowolony, biorę pae//ę dla wszystkich". Gorąco namawiał też gości, aby na deser spróbowali jego ulubionej słodkiej kiełbaski. Nie było wielu chętnych. - Może signora też skosztuje? -proponuje mi Lluis Duran. Nie odmawiam, ale już po chwili gorzko żałuję.

Pod koniec życia Dali cierpiał na chorobę Parkinsona. Po śmierci Gali wpadł w depresję. - Nawet nie wiecie, jak ciężko jest umrzeć, ciężej niż żyć - skarżył się znajomym. Zmarł 23 stycznia 1989 r. w szpitalu w Figueres. Został pochowany w muzeum i otoczony dziełami swojego życia. Jeden z hiszpańskich dzienników napisał: „Umarł geniusz, którego stworzył Salvador Dali".


ELŻBIETA PAWEŁEK

W tekście wykorzystano informacje z książki Herberta Genzmera pt. „Gala i Salvador Dali" oraz fragmenty „Sekretnego życia" Salvadora Dalego.

 

SALVADOR DALI

Hiszpański malarz, grafik i teoretyk malarstwa. Czołowy przedstawiciel surrealizmu. W swej twórczości opierał się na teorii psychoanalizy Freuda, wykorzystując marzenia senne, halucynacje i przypadkowe zestawienia przedmiotów. Do najbardziej znanych jego prac należą: „Miękkie zegary", „Płonąca żyrafa", „Ostatnia wieczerza".

 

Źródło: SUKCES nr 5/6, maj 2004

 

  • /biblioteka/51-ludzie/2839-ludzie-krol-danii-hans-christian-andersen
  • /biblioteka/51-ludzie/2811-geniusz-szalestwo-i-geniusz-fischera