ZAGADKA KRYMINALNA NR 101 - Kto okradł stację benzynową?

Deszcz zacinał coraz mocniej. Nerak wyszedł z nocnego sklepu, postawił kołnierz kurtki nieprzemakalnej i pobiegł do zaparkowanego samochodu. Kiedy przekręcił w stacyjce kluczyk, w głośniku radiostacji usłyszał głos oficera dyżurnego:

- Przed chwilą na stacji benzynowej przy ulicy Lawendowej dokonano napadu. Bandytów było dwóch. Obezwładnili ekspedienta oraz jego kolegę i ukradli całodzienny utarg. Jest pan, inspektorze, co prawda po dyżurze, ale może pan tam podjedzie, bo to blisko pana domu. Wysyłam już chłopaków z laboratorium kryminalistycznego, aby zabezpieczyli ślady.
 Chwilę później policjant był na miejscu zdarzenia. W pawilonie stacji zastał dwóch młodych mężczyzn. Widząc legitymację służbową, jeden z nich zaczął mówić:

- To było straszne przeżycie. Jeszcze teraz trzęsę się ze zdenerwowania. Stałem za ladą, a mój kolega Andrzej, który chwilę przed napadem przyszedł mnie odwiedzić, poszedł do toalety. Nie było żadnego klienta. W pewnym momencie na plac wjechało białe audi, z którego wysiadło dwóch mężczyzn. Doskonale ich widziałem, bo plac jest bardzo dobrze oświetlony. Mieli na głowie czapki bejsbolówki z długimi daszkami. Wbiegli do pawilonu, przy drzwiach naciągnęli na twarze chusty, którymi mieli owinięte szyje. Jeden z nich sterroryzował mnie pistoletem, a drugi pobiegł do toalety, w której był Andrzej. Po chwili wrócił, związał mi ręce, zaciągnął do pokoju kierownika stacji, rzucił na podłogę i skrępował nogi. Wszystko rozegrało się błyskawicznie. Kiedy usłyszałem pisk opon odjeżdżającego samochodu, podczołgałem się do biurka, strąciłem z niego nóż, przeciąłem nim sznur, którym miałem związane ręce, potem ten na nogach. Kiedy wybiegłem na salę sklepową, bandytów już nie było. Rozbita kasa fiskalna zionęła pustką. Jakie szczęście, że w czasie napadu na stacji nie pojawił się żaden klient. Zaskoczeni bandyci mogliby wtedy użyć broni i doszłoby do tragedii. Zaniepokojony tym, co się stało T. Andrzejem, pobiegłem do toalety. Nieprzytomny, leżał na ziemi obok umywalki. Gdy go ocuciłem, natychmiast zadzwoniłem na policję.

Nerak podziękował ekspedientowi i poprosił jego kolegę, aby opowiedział swoją wersję wydarzeń.

- Facet zaskoczył mnie w toalecie, gdy myłem ręce. Po cichu zaszedł mnie od tyłu i uderzył w głowę. Ocknąłem się, kiedy Janusz polewał mi twarz wodą.

Słuchając zeznań kolegi ekspedienta, inspektor obejrzał pokój kierownika stacji benzynowej. Był niewielki. Pod oknem stało biurko, na nim komputer, kilka segregatorów i lampka. Na podłodze koło biurka leżały jakieś dokumenty, rozsypane spinacze, nóż do przecinania papieru, dwa segregatory i kawałki białego sznurka. Świecące na zewnątrz lampy doskonale oświetlały całe pomieszczenie.

Oględziny pokoju przerwało wejście technika z laboratorium kryminalistycznego.

- Panie inspektorze, zabezpieczymy ślady i wyniki będą jutro na pana biurku.

- Nie ma potrzeby, abyście cokolwiek tu robili - oświadczył Nerak. - Nic się tu nie wydarzyło, a panowie wymyślili bajeczkę o napadzie, aby ukraść pieniądze. Świadczą o tym dwa fakty.



O jakich faktach myślał inspektor Nerak?


WOJCIECH CHĄDZYŃSKI

ŹRÓDŁO: Tygodnik ANGORA 2011
  • /quizy-i-testy/437-zagadki/4386-zagadka-kryminalna-nr-102-naszyjnik-z-brylancikami
  • /quizy-i-testy/437-zagadki/4369-zagadka-kryminalna-nr-100-tragedia-na-polowaniu