Morderca w mundurze
AGNES Z PRZERAŻENIEM ZORIENTOWAŁA SIĘ, ŻE NIE CHODZI O KRADZIEŻ AUTA, ALE O JEJ ŻYCIE
BĘBNIĄC PALCAMI w kierownicę 4-drzwiowego nowego nissana swojej mamy, Agnes Guirindola podśpiewywała sobie w rytm melodii z kasety magnetofonowej. Było słoneczne popołudnie 12 stycznia 1994 roku. Potok pojazdów ospale przelewał się przez zatłoczoną ulicę stolicy Filipin, Manili.
Drobna 20-letnia studentka uniwersytetu La była w doskonałym nastroju. Wkrótce miała zaproponować sieci telewizyjnej transmisję z krajowych finałów w studenckim turnieju. Z ożywieniem myślała, że ten semestr dzięki klubowi dyskusyjnemu zapowiada się nadzwyczaj atrakcyjnie.Kiedy zorientowała się, że nie zdąży w porę podjechać po mamę do pracy, wybrała drogę na skróty i skręciła w boczną uliczkę Panay Avenue. Tam właśnie dostrzegła postawnego, ubranego w policyjny mundur, mężczyznę, który gestem nakazał jej się zatrzymać. O, nie, tylko nie mandat - pomyślała hamując. Policjant podszedł od strony dla pasażera.
Horror na rzece Zambezi
WITA PAŃSTWA potężna Zambezi - powitał sześciu turystów Paul Templer. Pod jego opieką mieliodbyć 3-godzinną wycieczkę łodziami w dół Zambezi, jednej z najdłuższych rzek Afryki. Uczestnicy wyprawy, która kierowała się ku wodom Wodospadu Wiktorii, chcieli po drodze obejrzeć słonie, krokodyle i hipopotamy. Tego marcowego dnia 1996 roku popołudnie było piękne - z błękitnym niebem i orzeźwiającym wietrzykiem.
- Imprezie nadaliśmy nazwę „królewski spływ", bo wy tylko siedzicie i odpoczywacie, a my wiosłujemy - wyjaśniał trzem parom 27-letni przewodnik. Wskazał też na rewolwer kaliber 357 w kaburze przy pasie.
W szczękach krokodyla
OWEGO DNIA było strasznie gorąco i duszno. Sandy Rossi marzyła o wieczornej kąpieli przed kolacją. Obozując w afrykańskiej dżungli, nie mieli bieżącej wody, korzystali z sąsiedztwa rzeki Epulu.
27-letnia Sandy przyjechała tu przed trzema miesiącami, miała opiekować się dziećmi Johna i Teresy Hartów. Byli to przyrodnicy z Nowego Jorku. Badali właśnie przeogromny las Ituri położony w środkowym Zairze. Rodzice Sandy mieszkali w stanie Missouri. Córka powiedziała im, że lepszej pracy nie mogła sobie wymarzyć.
Wypadek bez winy
Nie odpowiadał za śmierć chłopca, ale nie przestawało go dręczyć pytanie: „Czy nie za szybko jechałem?"
DUGAN z WYOMING
TATO BYŁ DLA MNIE bohaterem. Wysoki, czarnowłosy, zabójczo przystojny. Kiedy się śmiał albo śpiewał, błyskał nieskazitelnie białymi zębami. Lubił śpiewać. Jego czysty tenor rozbrzmiewał w domu, aucie, na podwórku i w lesie, kiedy chodziliśmy we dwoje na ryby.
Kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje, prowadził auto zawsze poniżej dozwolonej prędkości. Doprowadzało to mnie i Trishę do szału. W latach 50. nie obowiązywały pasy bezpieczeństwa, ale on sam je zainstalował kazał zapinać.
Miała też oczy jak niebo błękitne po burzy
NIE MOGŁA CHODZIĆ ANI RACZKOWAĆ, ALE MIAŁA OCZY BŁĘKITNE JAK NIEBO PO BURZY
Tekst: JACQUELINE GUIDRYZAPALENIE OPON MÓZGOWYCH zaatakowało, kiedy dziewczynki miały pół roku. Zabiło moją kuzynkę Glendę i poczyniło spustoszenie w ciele jej bliźniaczki Brendy. Urodziłam się 2 miesiące później, więc mogę sobie tylko wyobrazić czarną rozpacz rodziny, kiedy choroba zabrała jedno dziecko, a drugie doświadczyła tak ciężko.
Prawo ognia
Wszystko wyglądało jak tragiczny w skutkach wypadek. Takich zdarzeń na polskich drogach są tysiące. Jednak ogień, który wszystko niszczy, tym razem odsłonił tajemnicę perfidnej zbrodni
„Mamy 17 dzień czerwca 2004 roku. W całej Polsce niebo jest bezchmurne, świeci słońce. Zbliża się godzina 17, zapraszam na serwis informacyjny". Kierowca granatowego opla, podróżujący w stronę Sieradza, po tych słowach wyłącza radio. - Daliby ludziom odpocząć trochę od tej polityki. Ileż można gadać o tym samym- mówi do siebie.
6 dni walki o życie
DWUGODZINNY SPACER DWÓJKI TURYSTÓW PRZEKSZTAŁCIŁ SIĘ W DNI WALKI O ŻYCIE
SZLI ŚCIEŻKĄ PRZEZ tropikalną dżunglę i byli zachwyceni. Wysoko nad głowami Crystal Ramsey i Dave'a Boyera wznosiło się sklepienie z mieniących się miriadami odcieni zieleni liści. Z oplecionych pnączami gałęzi zwisały głową w dół nietoperze, a papugi i tukany skrzeczały w koronach drzew. Na wilgotnym poszyciu jaskrawozielone żaby goniły 15-centymetrowe koniki polne, polowały też na pająki przypominające potwory w miniaturze. Spełniły się marzenia dwójki miłośników przygód i przyrody - byli w Amazonii.
Pojedynek z lampartem
Zakrwawiony Paul sądził już, że bestia dała za wygraną, gdy w oknie mignęła wielka żółta kula
Autor: JOHN DYSON
O CZWARTEJ NAD RANEM Rosemarie Honman zerwała się z łóżka. Tę mieszkankę Victoria Falls w Zimbabwe obudziło ujadanie i odgłosy walki jej pięciu wielkich psów. Podeszła do tylnych drzwi, otworzyła je i krzyknęła, by się uspokoiły. Ponieważ nie ucichły, rzuciła, w ścianę ich kojca miską na wodę.
Trzy psy wybiegły same, czwartego wyciągnęła siłą. Piąty, Scruff, wydawał chrapliwe odgłosy i się nie ruszał, więc zostawiła go w spokoju. O świcie Scruff wyczołgał się; łapy i uszy miał pokrwawione. Mimo to z kojca wciąż dochodziły dziwne, niskie pomruki.
On zabił nasze dziecko
11 lat matka miotała się między zaufaniem do męża a strachem przed prawdą o śmierci synka
Autor tekstu: HARRY JAFFE
MISSY ANASTASI poznała Garretta Wilsona w klubie fitness w Rockville w stanie Maryland. 28-letni wysportowany i czarujący Garrett pracował tam jako instruktor. Wyznał Missy, że jest rozwodnikiem, a jedyne dziecko z tego małżeństwa zmarło na skutek zespołu nagłego zgonu niemowląt (SIDS). Missy współczuła Garrettowi. Miała wówczas 31 lat i pracowała w szkołach jako tłumacz języka migowego. Jednak praca nie była dla niej najważniejsza.— Chciałam wyjść za mąż i założyć rodzinę — wspomina.
Wkrótce jej marzenie się spełniło. Ślub odbył się w 1986 roku, 1 marca, 13 miesięcy po poznaniu. W lipcu okazało się, że Missy jest w ciąży. Było jednak coś, co kładło cień na ich związku.
Muzyka z ubogiego domu
Jak co roku w Wigilię król zaprosił swego ministra na spacer po mieście. Lubił oglądać świątecznie przystrojone ulice, ale żeby nie narażać poddanych na zbyt wielkie koszty tylko dla sprawienia mu przyjemności, obaj mężczyźni zawsze na tę okazję przebierali się za kupców z dalekich stron.
Ruszyli przez centrum miasta. Podziwiali iluminacje, choinki, światełka płonące na progach domów, kramy sprzedające upominki. Widzieli tłumy ludzi - kobiety, mężczyzn i dzieci - śpieszących do domu na uroczystą wieczerzę.